Hop: prokuratura była dziełem mojego życia
Były prokurator apelacyjny z Katowic Jerzy Hop oświadczył przed sądem, że traktował prokuraturę apelacyjną jak dzieło swojego życia i "oszukiwanie jej byłoby jak okradanie własnej rodziny". Hop odpowiada m.in. za wyłudzenie ponad 1,7 mln zł od firm, które pomagały prokuraturze.
27.04.2005 | aktual.: 27.04.2005 14:48
Sąd Okręgowy w Katowicach kontynuował przesłuchiwanie Hopa. Była to czwarta rozprawa, na której oskarżony składał wyjaśnienia. Powtórzył na niej, że stanowczo nie zgadza się z zarzutami.
Dla mnie zarzut, pod którym stoję, jest równoważny z tym, jakbym okradał własną rodzinę. Dla mnie takie postępowanie - pomijając już samą logikę - jest nie do przyjęcia, choćby z przyczyn emocjonalnych - powiedział Hop przed sądem. Dodał, że sytuacja opisana w akcie oskarżenia odbiega od stanu faktycznego i jest nieprawdą.
Jak oświadczył, Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach tworzył od podstaw, a jej pracowników traktował jak ojciec. Podkreślił, że kiedy kierował prokuraturą, wykładał własne pieniądze na paliwo do służbowych samochodów, kupował kawę, herbatę, słodycze i alkohol dla gości, nie rozliczał też należnych mu delegacji. Uważałem, że z uwagi na trudną sytuację prokuratury korzystanie z delegacji byłoby po prostu niemoralne - powiedział.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Według prokuratury, w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób.
Hop miał tłumaczyć przedsiębiorcom, że kupowany za ich pieniądze sprzęt musi być kompatybilny z już posiadanym, proponował więc, że sam załatwi formalności z firmą, która jest stałym dostawcą prokuratury. W ten sposób, nie budząc podejrzeń, brał pieniądze, darczyńcom dając później faktury wystawiane przez Krzysztofa G. G., długoletni przyjaciel Hopa, przyznał się do udziału w wyłudzeniach, obciążając prokuratora. Hop zarzuca mu kłamstwa.
Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z G. Jerzy Hop sam podrabiał faktury, fałszując podpis i pieczątkę G. Oskarżony prokurator stanowczo temu zaprzecza i podważa opinie grafologiczne. W środę zarzucił ich autorce "rażącą nierzetelność". Jego zdaniem, biegła nie wzięła pod uwagę wielu istotnych okoliczności, przede wszystkim tego, że po wypadku i operacji ręki w 1998 roku Hop do dzisiaj nie potrafi całkowicie zacisnąć palców środkowego i wskazującego, i że drży mu ręka.
Hop uważa, że opinie pismoznawcze nie mogą być uznane za dowód w jego sprawie i domaga się wyznaczenia nowych biegłych z zakresu grafologii. Jak zaznaczył, jego syn został także niesłusznie oskarżony o składanie fałszywych zeznań, ponieważ zeznał, że podpis na jednym z oświadczeń należy do niego, tymczasem prokuratura jest innego zdania. Podstawą tamtego oskarżenia była także błędna opinia grafologiczna - uważa Hop. To świadczy o udręczaniu jego i jego rodziny - powiedział.
Poza wyłudzeniami i podrabianiem dokumentów Hop odpowiada też m.in. za utrudnianie postępowania poprzez nakłanianie do fałszywych zeznań. Jest aresztowany od ponad dwóch lat, grozi mu do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.