Historyczny kryzys w relacjach Polska-Izrael. W 5 punktach wyjaśniamy spór

Historyczny kryzys w relacjach Polska-Izrael. W 5 punktach wyjaśniamy spór

Historyczny kryzys w relacjach Polska-Izrael. W 5 punktach wyjaśniamy spór
Źródło zdjęć: © KPRM | KPRM
Kamil Sikora
29.01.2018 12:31, aktualizacja: 29.01.2018 16:53

Od kilkudziesięciu godzin jesteśmy świadkami poważnego kryzysu w relacjach polsko-izrealskich, cierpi też wizerunek naszego kraju w innych państwach. Dlaczego? Sprawa jest niesamowicie złożona, dlatego wyjaśniamy ją w kilku punktach.

I Początek sporu

Gdy w piątek kończyło się posiedzenie Sejmu, właściwie niezauważona przeszła nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - opinia publiczna skupiała się na ustawie o ochronie zwierząt (i kolejnej interwencji Jarosława Kaczyńskiego tuż przed głosowaniem), przyjęciu Konstytucji dla Biznesu czy wyborze kolejnego sędziego-dublera. Ale źródeł kryzysu należy szukać w 2016 roku - 16 lutego Patryk Jaki złożył założenia nowelizacji ustawy i rozpoczął proces legislacyjny. Po pół roku i przyjęciu przez rząd 30 sierpnia 2016 r. projekt trafił do Sejmu, gdzie szybko odbyło się I czytanie.

Później ponad rok projekt przeleżał w zamrażarce i decyzją PiS został skierowany do drugiego czytania na zakończone w piątek posiedzenie Sejmu. Ustawę przyjęto dzień przed 73. rocznicą wyzwolenia Auschwitz i Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu. W dodatku podczas wciąż trwającej dyskusji publicznej o odradzającym się w Polsce neonazizmie, pokazanym przez reportażystów TVN oraz wywołanej przez Ryszarda Czarneckiego europejskiej dyskusji o Polakach-szmalcownikach. Wydaje się, że to sprawiło, że dyskusja w Polsce stała się jeszcze bardziej emocjonalna.

II Co jest w ustawie?

Nowelizacja ustawy jest wymierzona przede wszystkim w zwrot "polskie obozy śmierci", które pojawiają się w zagranicznych mediach. Można to zrzucić na ignorancję i brak dokładności, ale zdaniem prawicy to zorganizowana akacja, która ma przypisać Polsce i Polakom część zdjętej z Niemców odpowiedzialności za II wojnę światową i Holokaust. Miała z tym walczyć Polska Fundacja Narodowa, ale po dwóch latach od jej powołania widać, że niemal nie wywiązuje się z realizacji obowiązków.

Nowelizacja wprowadza do ustawy o IPN kary za zakłamywanie historii przez przypisywanie Polsce i Polakom współudziału w Holokauście. "Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (...) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości" - brzmi zapis ustawy. Kolejny punkt łagodzi karę w przypadku działania nieumyślnego (grzywna lub ograniczenie wolności.

"Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej" - to kolejny zapis nowelizacji, bardzo często przywoływany przez obrońców ustawy. Jednak jak wskazuje w "GW" prof. Barbara Engelking, historyk i przewodnicząca Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, ochrona nie obejmuje już dziennikarzy, wydawców czy nauczycieli.

III Obawy

Tak sformułowana ustawa budzi wiele obaw. Przede wszystkim o to, że nielegalne stanie się mówienie o Polakach, którzy kolaborowali z Niemcami oraz o żydowskich pogromach w Kielcach czy w Jedwabnem. Często to obawy na wyrost, choć niewątpliwie do takiego przeczulenia przyczynili się prominentni przedstawiciele obecnej władzy. Wystarczy przypomnieć Annę Zalewską, minister edukacji, która pytana o udział Polaków w zbrodni w Jedwabnem wykręcała się "różnymi opiniami" i "zawiłościami historycznymi".

W sprawie głos zabrał też IPN, który zapewnia, że ustawa nie ogranicza wolności badań naukowych. "Zarzuty wobec Polaków dotyczące okresu II wojny światowej, jeśli będą dobrze udokumentowane, nie spotkają się z sankcjami prawnymi" - czytamy. I to "jeśli będą dobrze udokumentowane" budzi obawy, bo o tym, czy zarzuty są dobrze udokumentowane będzie decydował prokurator, a później sędzia. W najgorszym scenariuszu, a taki zawsze trzeba brać pod uwagę, daje to rządzącym ogromny wpływ na badania historyczne.

IV Polityka

Tocząca się od piątku dyskusja jest przede wszystkim polityczna, nie historyczna. Nie tylko w Polsce, także w Izraelu. Tam burzę rozpoczął Jair Lapid - lider partii Jesz Atid, która walczy o przejęcie władzy od mającego coraz więcej problemów premiera Benjamina Netanjahu. Dlatego szef rządu zareagował szybko i niemal równie ostro. Jeszcze w niedzielę wieczorem Netanjahu rozmawiał telefonicznie z Mateuszem Morawieckim. "Ustalono, że będzie prowadzony dialog między zespołami obu krajów. Dialog ten nie będzie dotyczył suwerennych decyzji polskiego parlamentu" - poinformowała rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. Z kolei na oficjalnym koncie twitterowym izrelskiego rządu można przeczytać, że "premierzy zgodzili się, że zespoły obu krajów natychmiast rozpoczną dialog w celu osiągnięcia porozumienia dotyczącego ustawy".

I chyba tylko polityką można tłumaczyć ten nagły wzrost napięcia na linii Tel Awiw - Warszawa, bo jeszcze w listopadzie 2016 r. polski i izraelski rząd zgadzały się, że trzeba walczyć z zakłamywaniem historii. Walkę z terminem "polskie obozy zagłady" wspierał też Instytut Yad Vashem. Ambasador Izraela Anna Azari mówiła podczas sobotnich obchodów na terenie Auschwitz: "mamy nadzieję, iż możemy znaleźć porozumienie co do zapisów nowelizacji, bo Izrael wie, kto budował KL Auschwitz i inne obozy; wszyscy wiedzą, że to nie byli Polacy".

V Puszka Pandory

Polityczno-dyplomatyczna awantura to jedno. Drugie to polska dyskusja wywołana przez nerwową reakcję Jaira Lapida, który poza skrytykowaniem ustawy stwierdził, że były polskie obozy śmierci i nic tego nie zmieni. Po kilkudziesięciu godzinach zaczął tłumaczyć i łagodzić swoje stanowisko. Na blogu przypomina o dużej liczbie odważnych Polaków pomagających Żydom, ale też o obojętności większości społeczeństwa i kolaborację części. "Nikt nigdy nie powiedział, że obozy były zbudowane przez Polaków. To Niemcy je stworzyli. Ale stworzyli je na polskiej ziemi z polską pomocą, wobec polskiego milczenia" - pisze Lapid.

Jednak przez te kilkadziesiąt godzin wzbudzone zostały ukryte zasoby polskiego antysemityzmu. W prawicowych mediach snuje się domysły skąd taki nagły atak Izraela na Polskę. Łączy się to ze sprawą rekompensat za utracone żydowskie mienie, choć w polskim parlamencie nie prowadzi się żadnych zaawansowanych prac nad ustawą tę kwestię regulującą. Paweł Kukiz pisze o zabiciu 38 Polaków dokonanym przez żydowskich i sowieckich partyzantów w 1944 r. w Koniuchach na Litwie. Z kolei Piotr Nisztor z "Gazety Polskiej Codziennie" na antenie Polskiego Radia wzywa "rzeczników Izraela" do oddania polskich paszportów. Niektórym przypomina to tragiczne wydarzenia marca '68.

Przez tak głośne i skrajne opinie dyplomatyczne łagodzenie tego sporu będzie znacznie trudniejsze. Polskie władze będą pod presją, by zamiast żmudnych negocjacji w gabinetach zdobyć się na jakiś widowiskowy gest. A takowy oznaczałby koniec jakichkolwiek szans na porozumienie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (386)
Zobacz także