Helenka jadła tylko winogrona i mleko. "Nieakceptowalna skrajność"

- Dziecko w tym wieku powinno mieć już wiele tzw. wizyt bilansowych. Powinno być pod kontrolą lekarza POZ - twierdzi prof. Piotr Socha z Instytutu Zdrowia Dziecka w Warszawie, pytany o sprawę Helenki, która ze skrajnym niedożywieniem trafiła do szpitala w Zielonej Górze. Prokuratura potwierdza, że rodzice karmili dziecko tylko mlekiem i winogronami.

3,5-latka jadła tylko winogrona i mleko
3,5-latka jadła tylko winogrona i mleko
Źródło zdjęć: © East News | News Lubuski
Mateusz Dolak

3,5-letnia Helenka została przyjęta do szpitala w Zielonej Górze w stanie skrajnego niedożywienia w weekend. Dziewczynka ważyła zaledwie osiem kilogramów, to połowa normy dla jej wieku. Jej stan był bardzo ciężki.

Lekarze zajęli się ratowaniem dziewczynki, a śledczy jej rodzicami.

Matka oraz ojciec Helenki zostali zatrzymani w poniedziałek wieczorem. W środę usłyszeli zarzuty, złożyli obszerne wyjaśnienia, ale nie przyznali się do winy. Prokuratura chce dla nich aresztu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Nie wolno prowadzić takich diet na własną rękę"

Prokuratura podała, że według rodziców 3,5-latka od kilku miesięcy nie chciała spożywać innych produktów, dlatego rodzice karmili ją tylko winogronami i mlekiem. Matka była na diecie owocowo-warzywnej, ojciec jadł wszystko. Podczas oględzin w mieszkaniu lodówka była pełna jedzenia.

- Nie wolno prowadzić takich zmian w diecie na własną rękę - ocenia sytuację w rozmowie z Wirtualną Polską Karolina Kopciuch z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.

Dietetyk podkreśla, że karmienie wyłącznie owocami może doprowadzić do skrajnego niedożywienia i niedoboru składników odżywczych. W przypadku 3,5-letniej dziewczynki właśnie z tego powodu trwa walka o jej życie.

- Owoce powinny być w diecie dziecka, bo są zdrowe. Natomiast nie mają białka, zdrowych tłuszczy. Białko jest budulcem niezbędnym do rozwoju dziecka. Takie składniki jak mięso, jaja, ryby i nabiał są bardzo potrzebne dzieciom w każdym wieku. Oczywiście też tłuszcze, warzywa i węglowodany złożone - wymienia Kopciuch.

Według dietetyk jedynym wyjątkiem mogą być alergie. - Jeżeli dziecko ma alergie lub nietolerancje pokarmowe, to wtedy pewne grupy trzeba wykluczyć, ale trzeba to skonsultować z lekarzem i dietetykiem. Nie wolno prowadzić takich diet na własną rękę, żeby nie dopuścić do niedoborów pokarmowych - tłumaczy.

Prokuratura nie podaje, skąd rodzice brali wiedzę na temat żywienia, ale specjalistka z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie apeluje, żeby zawsze weryfikować informacje dotyczące diet, chociażby te znalezione w internecie.

- Nie wiem, co konkretnie kierowało rodzicami tej dziewczynki, ale wiadomo, że rosną grupy stosujące skrajne diety, a wynika to z tak zwanych alternatywnych głosów w kwestii zdrowia, które pojawiają się w internecie. Dlatego ważne jest, żeby uświadamiać rodziców. Zawsze trzeba rozmawiać z lekarzem, czy nawet pójść do dietetyka, który rozjaśni, odpowie na pytania i ma wiedzę na temat zdrowia i prawidłowego żywienia, żeby dziecku nie zrobić po prostu krzywdy - podsumowuje Kopciuch.

"Nieakceptowalna skrajność"

O opinię poprosiliśmy również profesora pediatrii oraz zastępcę dyrektora ds. nauki w Instytucie Zdrowia Dziecka, Piotra Sochę.

- Dieta, która wynika z doniesień medialnych, jest skrajnością nieakceptowaną w żadnej sytuacji i w żaden sposób nie powinno się jej stosować w przypadku dzieci. Stosowanie tak skrajnych diet przez rodziców jest formą znęcania się nad dzieckiem - uważa ekspert.

- Z drugiej strony są diety wegetariańskie czy wegańskie stosowane przez rodziców i trzeba je zaakceptować. Tylko należy wspomóc tych rodziców i dzieci w taki sposób, aby uzupełniać niedobory żywieniowe. W tych dietach często brakuje niektórych witamin, żelaza. I te wybrane składniki po prostu trzeba uzupełnić - kontynuuje.

Prof. Socha zwraca uwagę, że 3,5-letnie dziecko powinno mieć już za sobą kilka wizyt kontrolnych u lekarza POZ. Jak jednak przekazała prokuratura, rodzice nie przyprowadzali córeczki na obowiązkowe bilanse w poradni rejonowej. Mieli jednak korzystać z prywatnej kliniki.

- Mamy książeczkę zdrowia dziecka, która jest dokumentem ministerialnym od 2016 roku. Dziecko powinno zgłaszać się regularnie do lekarza. W książeczce są umieszczone siatki centylowe, które oceniają masę ciała i wzrost dziecka. BMI jako wykładnik stanu odżywienia wyliczany jest z masy ciała i długości, czyli wzrostu. Niedożywienie wykazane w tych siatkach powinno od razu być sygnałem alarmowym - wyjaśnia Socha.

- Nie znam szczegółów tej sytuacji, ale jeżeli lekarz podejrzewa, że rodzice lub opiekunowie działają na szkodę dziecka lub nie potrafią sprostać wymaganiom opiekuńczym, może wypisać tzw. niebieską kartę i wtedy lokalny system opieki społecznej ma obowiązek sprawdzić, co się dzieje z dzieckiem, jak sprawowana jest opieka - podsumowuje ekspert z Instytutu Zdrowia Dziecka.

Mateusz Dolak, Wirtualna Polska

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lokalnedzieckoszpital
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)