Helenka jadła tylko winogrona i mleko. "Nieakceptowalna skrajność"
- Dziecko w tym wieku powinno mieć już wiele tzw. wizyt bilansowych. Powinno być pod kontrolą lekarza POZ - twierdzi prof. Piotr Socha z Instytutu Zdrowia Dziecka w Warszawie, pytany o sprawę Helenki, która ze skrajnym niedożywieniem trafiła do szpitala w Zielonej Górze. Prokuratura potwierdza, że rodzice karmili dziecko tylko mlekiem i winogronami.
3,5-letnia Helenka została przyjęta do szpitala w Zielonej Górze w stanie skrajnego niedożywienia w weekend. Dziewczynka ważyła zaledwie osiem kilogramów, to połowa normy dla jej wieku. Jej stan był bardzo ciężki.
Lekarze zajęli się ratowaniem dziewczynki, a śledczy jej rodzicami.
Matka oraz ojciec Helenki zostali zatrzymani w poniedziałek wieczorem. W środę usłyszeli zarzuty, złożyli obszerne wyjaśnienia, ale nie przyznali się do winy. Prokuratura chce dla nich aresztu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
90-latka potrącona. Kamery nagrały, gdzie przechodziła przez jezdnię
"Nie wolno prowadzić takich diet na własną rękę"
Prokuratura podała, że według rodziców 3,5-latka od kilku miesięcy nie chciała spożywać innych produktów, dlatego rodzice karmili ją tylko winogronami i mlekiem. Matka była na diecie owocowo-warzywnej, ojciec jadł wszystko. Podczas oględzin w mieszkaniu lodówka była pełna jedzenia.
- Nie wolno prowadzić takich zmian w diecie na własną rękę - ocenia sytuację w rozmowie z Wirtualną Polską Karolina Kopciuch z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.
Dietetyk podkreśla, że karmienie wyłącznie owocami może doprowadzić do skrajnego niedożywienia i niedoboru składników odżywczych. W przypadku 3,5-letniej dziewczynki właśnie z tego powodu trwa walka o jej życie.
- Owoce powinny być w diecie dziecka, bo są zdrowe. Natomiast nie mają białka, zdrowych tłuszczy. Białko jest budulcem niezbędnym do rozwoju dziecka. Takie składniki jak mięso, jaja, ryby i nabiał są bardzo potrzebne dzieciom w każdym wieku. Oczywiście też tłuszcze, warzywa i węglowodany złożone - wymienia Kopciuch.
Według dietetyk jedynym wyjątkiem mogą być alergie. - Jeżeli dziecko ma alergie lub nietolerancje pokarmowe, to wtedy pewne grupy trzeba wykluczyć, ale trzeba to skonsultować z lekarzem i dietetykiem. Nie wolno prowadzić takich diet na własną rękę, żeby nie dopuścić do niedoborów pokarmowych - tłumaczy.
Prokuratura nie podaje, skąd rodzice brali wiedzę na temat żywienia, ale specjalistka z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie apeluje, żeby zawsze weryfikować informacje dotyczące diet, chociażby te znalezione w internecie.
- Nie wiem, co konkretnie kierowało rodzicami tej dziewczynki, ale wiadomo, że rosną grupy stosujące skrajne diety, a wynika to z tak zwanych alternatywnych głosów w kwestii zdrowia, które pojawiają się w internecie. Dlatego ważne jest, żeby uświadamiać rodziców. Zawsze trzeba rozmawiać z lekarzem, czy nawet pójść do dietetyka, który rozjaśni, odpowie na pytania i ma wiedzę na temat zdrowia i prawidłowego żywienia, żeby dziecku nie zrobić po prostu krzywdy - podsumowuje Kopciuch.
"Nieakceptowalna skrajność"
O opinię poprosiliśmy również profesora pediatrii oraz zastępcę dyrektora ds. nauki w Instytucie Zdrowia Dziecka, Piotra Sochę.
- Dieta, która wynika z doniesień medialnych, jest skrajnością nieakceptowaną w żadnej sytuacji i w żaden sposób nie powinno się jej stosować w przypadku dzieci. Stosowanie tak skrajnych diet przez rodziców jest formą znęcania się nad dzieckiem - uważa ekspert.
- Z drugiej strony są diety wegetariańskie czy wegańskie stosowane przez rodziców i trzeba je zaakceptować. Tylko należy wspomóc tych rodziców i dzieci w taki sposób, aby uzupełniać niedobory żywieniowe. W tych dietach często brakuje niektórych witamin, żelaza. I te wybrane składniki po prostu trzeba uzupełnić - kontynuuje.
Prof. Socha zwraca uwagę, że 3,5-letnie dziecko powinno mieć już za sobą kilka wizyt kontrolnych u lekarza POZ. Jak jednak przekazała prokuratura, rodzice nie przyprowadzali córeczki na obowiązkowe bilanse w poradni rejonowej. Mieli jednak korzystać z prywatnej kliniki.
- Mamy książeczkę zdrowia dziecka, która jest dokumentem ministerialnym od 2016 roku. Dziecko powinno zgłaszać się regularnie do lekarza. W książeczce są umieszczone siatki centylowe, które oceniają masę ciała i wzrost dziecka. BMI jako wykładnik stanu odżywienia wyliczany jest z masy ciała i długości, czyli wzrostu. Niedożywienie wykazane w tych siatkach powinno od razu być sygnałem alarmowym - wyjaśnia Socha.
- Nie znam szczegółów tej sytuacji, ale jeżeli lekarz podejrzewa, że rodzice lub opiekunowie działają na szkodę dziecka lub nie potrafią sprostać wymaganiom opiekuńczym, może wypisać tzw. niebieską kartę i wtedy lokalny system opieki społecznej ma obowiązek sprawdzić, co się dzieje z dzieckiem, jak sprawowana jest opieka - podsumowuje ekspert z Instytutu Zdrowia Dziecka.
Mateusz Dolak, Wirtualna Polska
Czytaj też: