Hej ho! Hej ho! Do pracy by się...

W ciągu minionego roku Polska zanotowała największy procentowy spadek bezrobocia spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej – z 14,2 na 10,5%.

Hej ho! Hej ho! Do pracy by się...
Źródło zdjęć: © GN

16.07.2007 | aktual.: 16.07.2007 16:13

Obrazek pierwszy: budowa domku jednorodzinnego w podmiejskiej dzielnicy Katowic. Szef małej firmy budowlanej raz po raz odbiera telefon komórkowy: „Czy wezmę tę robotę? Jasne, że wezmę! Dajcie mi tylko ludzi do pracy, to wezmę!” – woła do słuchawki.

Obrazek drugi: na drzwiach do niewielkiej agencji ubezpieczeniowej kartka z ogłoszeniem: „Przyjmę do pracy agenta”. – Szukam pracownika od lutego – mówi właściciel firmy. Dodaje, że kandydaci byli, ale bez wymaganego średniego wykształcenia albo mieszkający tak daleko, że dojazd byłby nieopłacalny. No i pozostaje kwestia wynagrodzenia. W tej agencji można w sumie zarobić miesięcznie ok. 1200 zł na rękę. Niewiele, ale to przecież i tak dużo więcej niż zasiłek dla bezrobotnych. Mimo to chętnych nie ma.

Spada z wysoka

Według najnowszych danych Eurostatu, czyli urzędu statystycznego Unii Europejskiej, bezrobocie w Polsce wynosiło w końcu maja br. 10,5%. Nasz kraj znalazł się w tym rankingu na przedostatnim miejscu. Za nami uplasowała się tylko Słowacja z bezrobociem sięgającym 10,8%. Tymczasem średnia unijna to 7%, a najniższe bezrobocie zanotowano w Holandii (3,2%) i Danii (3,3%). W ciągu minionego roku Polska zanotowała największy procentowy spadek bezrobocia spośród wszystkich krajów Unii (z 14,2 na 10,5%). Dane polskiego Głównego Urzędu Statycznego z tego samego czasu mówiły o 13% bezrobotnych. Różnica pomiędzy danymi Eurostatu i GUS jest jednak pozorna, bo badania te przeprowadzane są innymi metodami. Dane Eurostatu wykazują bezrobocie zharmonizowane, uwzględniające zatrudnienie sezonowe. Tymczasem GUS podaje odsetek zarejestrowanych bezrobotnych. (Najnowsze, czerwcowe szacunki mówią o bezrobociu na poziomie 12,4%).

Nawiasem mówiąc, GUS prowadzi jeszcze inne badania, według międzynarodowego standardu BAEL, który obrazuje aktywność ekonomiczną ludności. To ciekawa metoda, bo nie opiera się na tym, czy człowiek odpowie: „mam pracę” albo „nie mam pracy”, ale bada się nią to, czym ktoś naprawdę się zajmuje. Współczynnik bezrobocia, mierzony tą metodą, wynosił na koniec maja 11,3%.

Kto chce pracować w Słupsku?

Powiatowy Urząd Pracy w Słupsku zorganizował niedawno targi pracy, na które zaproszeni (czytaj: wezwani) zostali wszyscy zarejestrowani w nim bezrobotni. Było ich wówczas 6,1 tys. osób. Ponad 21% z nich w ogóle nie zainteresowało się targami. Nie przyszli, nie przysłali usprawiedliwienia. 7,5% usprawiedliwiło swą nieobecność. Tyleż samo, otrzymawszy wezwanie, odpowiedziało, że już wcześniej znaleźli pracę i nowych ofert nie potrzebują. Dokumenty, wymagane przez pracodawców od kandydatów do przyjęcia do pracy, złożyło podczas targów niespełna 5% słupskich bezrobotnych.

Rodzą się pytania: Ilu pracuje na czarno? Ilu nie chce się pracować? Ilu tak naprawdę jest w Polsce tych, którzy nie mają pracy, a chcieliby ją mieć?

Oczywiście, nie można popadać w skrajności. Wiadomo, że są w Polsce regiony, w których naprawdę trudno o jakąkolwiek pracę, że kobietom jest trudniej niż mężczyznom. Nie sposób jednak nie zauważyć, że pracy w Polsce jest coraz więcej. Minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata mówi nawet o 30-procentowym wzroście liczby ofert pracy w skali roku. Białorusina przyjmę

Jeszcze parę lat temu na pytanie: „Jakiej pracy szukasz?”, ludzie odpowiadali najczęściej: „Jakiejkolwiek”. Teraz mówią: „Szukam pracy, ale...”.

Pracodawcy natomiast coraz częściej narzekają na brak rąk do pracy. Najdotkliwiej odczuwa to sektor budowlany. Jak sobie z tym poradzić? Można ściągnąć siłę roboczą z zagranicy. Właśnie weszło w życie rozporządzenie, według którego Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy mogą się legalnie w Polsce zatrudniać bez pozwolenia na pracę we wszystkich sektorach gospodarki, na okres do 3 miesięcy w ciągu pół roku.

Co więcej, w prasie pojawiły się informacje, że hiszpańskie firmy szukają wśród polskich emigrantów pracowników do swych polskich filii, a Polsko-Brytyjska Izba Handlowa zaangażowała się w ściąganie siły roboczej z Wielkiej Brytanii z powrotem do Polski.

Euro kontra olimpiada

– Organizujemy w październiku w Londynie targi pracy, skupione na możliwości pracy w Polsce. Także na naszych listopadowych targach we Wrocławiu oferowana będzie praca nie w Wielkiej Brytanii, a w Polsce – mówi Michał Dembiński, dyrektor ds. polityki Polsko-Brytyjskiej Izby Handlowej. Zauważył przy tym, że między firmami budowlanymi w Polsce i w Anglii dojdzie do szczególnej konkurencji, wynikającej z tego, że w tym samym 2012 r. u nas odbędą się piłkarskie mistrzostwa Europy, a w Londynie – olimpiada. Kto wygra?

Zdaniem rzecznika prasowego GUS-u Wiesława Łagodzińskiego, wynik tej konfrontacji nie jest z góry przesądzony na korzyść Anglików, bo – po pierwsze – chociaż zarobki w Anglii są znacznie wyższe niż w Polsce, to dużo wyższe są tam koszty utrzymania, a po drugie – w Polsce są jednak dużo większe możliwości awansu zawodowego.

– Jeśli np. polski magister prawa wyjedzie do Anglii i pracuje tam jako kelner, to trudno to nazwać karierą – mówi Wiesław Łagodziński.

To nie emigracja

Tymczasem bezrobocie w Polsce od 2003 r. spada, ostatnio nawet spada gwałtownie. Minister gospodarki Piotr Woźniak uważa, że w ciągu dwóch lat spadnie ono w Polsce do poziomu 6–7% Dlaczego?

– Emigracja zarobkowa decyduje o tym w niewielkim stopniu – uważa Łagodziński. Jego zdaniem, przesądziło o tym wejście Polski do Unii Europejskiej i wzrost inwestycji, zwłaszcza zagranicznych. Poza tym Polacy pracują średnio 43 godziny tygodniowo – to najwięcej w Europie. Co jeszcze mogłoby spowodować wzrost zatrudnienia? Może prywatyzacja? – Gospodarka grecka jest w najwyższym stopniu prywatna spośród gospodarek krajów Unii Europejskiej, a mimo to szara strefa jest w niej ogromna, sięga może 35%. Podobnie jest w Hiszpanii – mówi Wiesław Łagodziński. Podkreśla jednak, że wraz ze wzrostem własności prywatnej rośnie też efektywność ekonomiczna. – Lepszego argumentu za prywatyzacją mi nie potrzeba – podsumowuje Łagodziński.

Z buciorem na gardle

– Najważniejsze jest obniżenie kosztów pracy. Praca obłożona jest w Polsce podatkami łącznej wysokości 80%. To akcyza podobna do tej na alkohol, papierosy czy paliwa – mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Dodaje, że najlepszym dowodem na to, że bezrobocie w Polsce spowodowane jest przez nadmierne obciążenia podatkami i ZUS-em, jest sytuacja Polaków, którzy jeszcze niedawno zbierali szparagi w Niemczech. Pracowało ich tam ok. 200 tys. Ale gdy na mocy porozumienia międzynarodowego ich wynagrodzenia zostały obciążone składkami na ZUS, praca ta przestała się opłacać. Polscy pracownicy przenieśli się do krajów, w których podobnej umowy rządowej nie ma albo nie jest ona tak rygorystycznie przestrzegana.

Jarosław Dudała

bezrobociegospodarkapolska
Zobacz także
Komentarze (0)