PublicystykaGuy Verhofstadt: Europejski kryzys przywództwa

Guy Verhofstadt: Europejski kryzys przywództwa

Lista kryzysów europejskich ciągle się wydłuża. Oprócz Brexitu, czyli głosu Brytyjczyków za wyjściem z Unii Europejskiej, mamy polski galimatias z Trybunałem Konstytucyjnym, ekspansjonistyczną politykę Rosji, migrantów i uchodźców, wreszcie odradzający się nacjonalizm. Jednak największe zagrożenie dla UE przychodzi od wewnątrz. Jest nim kryzys przywództwa politycznego, który paraliżuje instytucje - pisze były premier Belgii Guy Verhofstadt. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w Opiniach WP, w ramach współpracy z Project Syndicate.

Guy Verhofstadt: Europejski kryzys przywództwa
Źródło zdjęć: © AFP | THOMAS SAMSON
Guy Verhofstadt

26.09.2016 15:21

Zupełnie jakby chcąc potwierdzić moją tezę, przywódcy krajów unijnych, z wyłączeniem premier Wielkiej Brytanii Theresy May, spotkali się niedawno w słowackiej Bratysławie. Uczestnicy chcieli udowodnić swoją solidarność i zainicjować proces zmian pobrexitowych. Dobrze że poczyniono pewne postępy w celu utworzenia Europejskiej Unii Obronnej oraz uznania, że nie sposób zachować aktualnych ram organizacyjnych UE. Jednak niewiele rozmawiano o znaczących reformach instytucjonalnych czy gospodarczych.

Tymczasem pod koniec szczytu premier Włoch Matteo Renzi nie zgodził się stanąć na scenie obok prezydenta Francji François Hollande'a i kanclerz Niemiec Angeli Merkel. To tylko potwierdza obawy, że bezgłowe przywództwo napędza instytucjonalną dysfunkcję. Szczyt, który miał podkreślić jedność ujawnił tylko jeszcze więcej podziałów.

Liderzy UE muszą przyjąć odpowiedzialność za tę ostatnią porażkę. Na początek niech przestaną mnożyć puste deklaracje. Instytucjonalna impotencja Unii jest oczywista, zwłaszcza dla jej wrogów. Dlatego też stoimy teraz w obliczu ciężkiego wyboru: krok naprzód w kierunku unifikacji albo nieunikniony rozpad.

Niewielu Europejczyków chce podejmować taką decyzję. Wielu polityków boi się wysokiej politycznej ceny, którą musieliby zapłacić w swoich krajach za wspieranie reform UE. Przekonują więc, że naciskanie na większą integrację w aktualnym klimacie politycznym jest nieodpowiedzialne oraz że Unia powinna się teraz skupić na robieniu mniej, ale lepiej.

Jednak to fałszywy kompromis. W celu zwiększenia inwestycji i tworzenia miejsc pracy UE byłaby w stanie tworzyć bardziej zintegrowany model gospodarczo-administracyjny równocześnie optymalizując swoje działania, żeby zająć się powszechnie krytykowanymi biurokracją i dysfunkcjonalnością.

Niewielu przywódców europejskich zdaje się rozumieć, że prawdziwym zagrożeniem dla Unii - i ich własnej przyszłości w polityce - jest status quo. W sytuacji gdy ruchy populistyczne w całej Europie poważnie biją tradycyjne partie w sondażach, właściwy moment na wprowadzenie prawdziwej zmiany szybko umyka.

Nie musi tak być. Zbyt wielu przywódców słownie popiera nacjonalistów i populistów w swoich krajach błędnie rozumując, że to utrzyma ich pozycje w sondażach. Tak naprawdę powinni raczej pokazać prawdziwe przywództwo i walczyć o wspólne dobro.

Nadchodzące wybory powszechne we Francji i Niemczech będą barometrem dla przyszłości europejskiego przywództwa. W niedawnych wyborach samorządowych w Niemczech przewodzona przez Merkel Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna i jej partner w rządzie Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, poniosły znaczące straty. Może to oznaczać, że przyszłoroczne wybory powszechne mogą poważnie zagrozić niemieckiej wielkiej koalicji. Tymczasem poparcie dla skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD)
dalej wzrasta.

Merkel ma dwie możliwości. Może przesunąć się na prawo, jak zrobił to w aktualnej kampanii były prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Merkel może też walczyć o zachowanie centrum przez stawienie czoła uproszczonym argumentom AfD. Wybór jest jasny: Merkel powinna podjąć walkę, rownocześnie promując odmienną wizję modernizowania UE.

Żeby pokonać populizm, przywódcy będą musieli uznać sytuację ludzi, którzy stracili na globalizacji, ale też rozwiać mit, że istnieje jakiś łatwy sposób poprawienia problemów, albo że globalizację można po prostu odkręcić. Wbrew argumentom populistów, protekcjonizm nie zmniejszy bezrobocia wśród młodych czy nierówności dochodów. Jeżeli kraje UE odrzucą aktualnie rozważane umowy handlowe, jak Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) czy Kompleksową Umowę Gospodarczo-Handlową (CETA), to udział Unii w światowym handlu spadnie, na czym ucierpi oczywiście europejska gospodarka.

Podobnie, jeżeli nie powiedzie się dalsza integracja strefy euro poprzez wzmacnianie struktur gospodarczo-administracyjnych, to europejski kryzys finansowy będzie trwał w najlepsze, blokując mobilność społeczną i podważając społeczną sprawiedliwość. Nadeszła więc pora, żeby przywódcy unijni przedstawiali te argumenty z większa skutecznością.

Kryzys finansowy z roku 2008 rozniecił na całym Zachodzie długotrwałą walkę polityczną. Z czasem walka ta przemieniła się z pojedynczej bitwy o reformę i odpowiedzialność instytucji finansowych w zderzenie wizji społeczeństwa otwartego i zamkniętego; ze starań o globalny konsensus w działania polityczne wyłącznie na poziomie narodowym, lokalnym, o ile nie wyłącznie plemiennym.

Jeżeli UE miałoby uciszyć rewolucję przeciw globalizacji, wolnemu handlowi i otwartym społeczeństwom, potrzebować będzie więcej przywódców, a mniej menadżerów. Prawdę mówiąc, europejscy liderzy powinni powstrzymywać się przed obwinianiem unijnych instytucji, hipotetycznych umów handlowych czy uchodźców za własne porażki w radzeniu sobie z bezrobociem czy obniżaniem nierówności społecznych.

W unijnym podręczniku zarządzania kryzysami kończą się strony. My w Europie możemy albo schować głowy w piasek, podczas gdy projekt europejski będzie powoli umierał, albo wykorzystać ten kryzys, żeby zacząć nowy projekt ulepszeń i reform.

W tym punkcie wybór również jest jasny: liderzy UE powinni przedstawić Europejczykom nową umowę społeczną, wychodząc z założenia, że uzasadnione obawy ludzi przed globalizacją powinny znaleźć odpowiedź w zbiorowej i postępowej europejskiej reakcji.

Unia Europejska była główną siłą globalizacji, więc tylko Unia jest władna poradzić sobie z jej konsekwencjami. Przywódcy europejscy muszą wytłumaczyć swoim wyborcom, dlaczego nie jest w stanie uczynić tego nacjonalizm.

Guy Verhofstadt - były premier Belgii, przewodniczący Grupy Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE) w Parlamencie Europejskim.

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)