Grzegorz Osiecki: seria wpadek i błędów Platformy
Partia Tuska zgubiła efekt jojo, który występował jeszcze kilka miesięcy temu. Jeśli PiS-owi rosło, a Platformie spadało, to potem trend się odwracał. Teraz notowania obu partii się rozjeżdżają, ale nie dlatego, że PiS zyskuje. To traci Platforma. Partię Donalda Tuska od Jarosława Kaczyńskiego dzieli trzynaście punktów procentowych. To dystans większy niż połowa obecnego poparcia dla PO.
21.08.2013 | aktual.: 23.08.2013 13:38
Przeczytaj też: Gigantyczna przewaga PiS nad PO!
Platformie na pewno nie pomoże jej najnowsze zawirowanie z rzekomą dymisją ministra finansów. Najpierw doniesienia o dymisji pojawiły się w mediach, we wtorek premier je bagatelizował jako plotki, ale twardego dementi nie było. Dopiero nietrafiony wieczorny news "Newsweeka" o złożeniu dymisji przez wicepremiera Rostowskiego skłonił Donalda Tuska do zaprzeczenia, ale wyłącznie tego konkretnego doniesienia. Powtarza się sytuacja, że premier musi reagować na to, co pojawia się w mediach, ale nie chce, czy nie może spekulacji przeciąć.
Premier ma nad czym myśleć, bo Platforma ma problem z odzyskaniem politycznej inicjatywy. Ostatnim jej przejawem była propozycja wybrania szefa partii i przyspieszenia tego rozstrzygnięcia. Ale od tego czasu mamy serię potknięć wpadek i błędów. W końcu do wyborów nie stanął drugi w partii Grzegorz Schetyna a Jarosław Gowin, będący outsiderem w PO. Więc, choć premier wygrał i osiągnął cel, jakim jest reelekcja, to wszyscy oceniają, że największym beneficjentem jest jednak Jarosław Gowin, dla którego uzyskana pula 20 proc. głosów jest dużym sukcesem. Do tego doszła konieczność nowelizacji budżetu, a w tle mimo sygnałów ożywienia mamy kiepską sytuację gospodarczą i wysokie bezrobocie. Wszystko to okraszone serią wpadek PO np. z minister Muchą i dofinansowaniem koncertu Madonny, czy rozliczeniami Platformy z subwencji dla partii politycznych.
Przeczytaj też: Tusk topi PO
Za każdym razem premier odpowiada na to, co się wydarzy, nie kreuje wydarzeń. Przypomina, generała, który, kiedy pojawia się problem reaguje tak, jak w poprzedniej wojnie, ale pole bitwy jest już gdzie indziej i stare metody nie skutkują. Nie ma już wielkiej wojny PiS i PO. Tusk chciałby stoczyć jedną dużą bitwę, ale musi toczyć kilka innych mniejszych i je przegrywa. Kiedy pojawiła się kwestia partyjnych rachunków i garniturów premiera, to zamiast tłumaczeń czy próby doprecyzowania na co partyjne pieniądze mają pójść, kolejny raz mieliśmy odkurzaną propozycję zakazu finansowania partii politycznych z budżetu. Propozycję, której szanse wejścia w życie są nikłe.
Może późno, ale syndrom zmęczenia władzą dopadł PO w szóstym roku rządzenia. A jeśli rządząca partia i jej szef nie kreuje wydarzeń, a tylko na nie reaguje, to przestaje być liderem. Do niedawana PO miała przewagę, bo duża cześć wyborców albo uważała, że PO rządzi lepiej od innych albo, że jeśli nawet nie lepiej, to jest spokój i nie ma awantur. Jednak na naszych oczach dokonuje się zmiana politycznego modelu. PO mogło rządzić, bo ustawiło scenę polityczną na haśle: PiS nie może wrócić do rządu. Ale PiS próbuje się odwdzięczyć mówiąc: nie chodzi o to, żebyśmy rządzili my, nie powinna już rządzić PO. Czy pojedynek jest rozstrzygnięty? Na pewno nie, choć PO kontynuuje swoją podróż do uznawanej za magiczną granicy 20 proc. poparcia. Dla AWS a potem SLD po przekroczeniu tej bariery zaczęła się dezintegracja. PO ma jednak jeszcze dwa lata do wyborów i wiele szans na pokazanie, że zmiana trendu jest możliwa. Testem będzie Warszawa i to jak PO wybrnie z groźby odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Wygodną sytuacje ma PiS, które nie wymyśla żadnych skomplikowanych strategii. Jarosław Kaczyński wie, że żeby jego partii rosło poparcie wystarczy zostawić Platformę samą. Bo kiedy PO nie ma na widnokręgu wyrazistego przeciwnika zaczyna się potykać o własne nogi. Pytanie, czy mimo wysokiego poparcia PiS jest w stanie sięgnąć po władzę. Bo jeśli wyniki wyborów będą zbliżone do sondażu WP.PL to możliwa będzie albo koalicja PiS z PSL lub PO, SLD i PSL.
Komfortową sytuację będzie miał PSL. Jeśli wejdzie do sejmu, sprawdzi się stare powiedzenie ludowców: nie wiadomo, kto wygra wybory, ale w rządzie będziemy my. Widać także, że w tej sytuacji rośnie rola prezydenta, który jako jedyny ma stabilne, wysokie poparcie .
Grzegorz Osiecki, publicysta "Dziennika-Gazety Prawnej" specjalnie dla Wirtualnej Polski