Grzegorz Kurczuk: prawo jest równe dla wszystkich
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest były minister sprawiedliwości, Grzegorz Kurczuk. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Oskarżany w aferze starachowickiej poseł Jagiełło oskarża Pana, byłego ministra sprawiedliwości, o to, że szantażował Pan posła Jagiełłę, a poseł Długosz oskarża Pana, że Pan straszył posła Jagiełłę. Co Pan na to? Rozumiem emocje czy rozgoryczenie każdego oskarżonego przed sądem, ale są pewne granice tego co można mówić. Jeśli tego typu rzeczy są zgłaszane, to oświadczam, że nie pod właściwy adres. Jeśli ktoś ma pretensje czy zastrzeżenia do pracy prokuratury, to trzeba było wówczas, albo dziś po prostu te konkretne rzeczy podać, ale konkretne, a nie na zasadzie, że coś mi się nie podoba bez konkretnego wsparcia. Poseł Długosz mówi konkretnie, że poseł Jagiełło odbył dwie rozmowy z Panem i z prokuratorem Olejnikiem i Panowie straszyli posła więzieniem. Oczywiście, że to nieprawda. Oskarżony przed sądem może w myśl polskiej procedury mówić nawet niestworzone rzeczy, ba, może mówić
nieprawdę. Jak taka linia obrony zostanie oceniona przez sąd, zobaczymy. Natomiast mówienie o jakimś ręcznym sterowaniu czy zastraszaniu, to zapytam tak: czy naprawdę ktoś o zdrowych zmysłach może podejrzewać dziś w Polsce, że ja czy któryś z moich zastępców, mógł grupę prokuratorów, która prowadziła postępowanie, nie jednego a grupę prokuratorów i policjantów, zastraszyć? No, to nie te czasy, nie ta epoka. Chyba się komuś pewne rzeczy pomyliły. Chcę oświadczyć wyraźnie, że akt oskarżenia wniosła prokuratura kielecka, a nie warszawska i ja tego dokumentu nie podpisywałem. Natomiast wszyscy wykonywaliśmy swoje obowiązki. Wykonałem to co do mnie należało, a że akurat, co stwierdzam z żalem, niestety tak się ułożyło, że byli to koledzy z mojej partii, trudno – prawo jest równe dla wszystkich. Czy Pana partia nie ma pretensji do Pana o tę sprawę? Niektórzy na pewno mają. Próbują to nawet artykułować. Przejdę nad tym do porządku dziennego. Jeszcze raz mówię. Jeśli kogoś los postawił do wykonywania obowiązków, to
ma je wykonywać najlepiej jak potrafi zgodnie z tymi przepisami. Natomiast powiem jeszcze taką rzecz. Jeśli ktoś sądzi, że można coś dziś w Polsce schować przed opinią publiczną, przed dziennikarzami, zamieść pod przysłowiowy dywan kompromitujące sprawy, to na dłuższą metę myli się. Wcześniej czy później zostanie to wykryte i dopiero będzie problem, więc tłumaczę często ludziom, którzy o to mnie pytają, że w interesie każdej partii jest – szczerze, do bólu może nawet – wszystkie sprawy wyjawić i podać. Chowanie po kątach nic nie da. Czy raport Anity Błochowiak jest chowaniem pod dywan afery Rywina? Na ten temat będziemy dyskutować. Jest takie, a nie inne stanowisko. Na fakty nie można się obrażać. Zobaczymy, co za nie wiele już godzin, Sejm na ten temat powie. Ale Pan też może powiedzieć i podnieść rękę na tak, albo na nie. To jest pytanie z gatunku, jak się zachowam. Tego Pani nie wyartykułowała, więc pomogę w tym Pani. Odpowiem szczerze, że w tej chwili nie wiem. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego że byłem w
tę sprawę zaangażowany. Podległe mi służby prokuratorskie również prowadziły w tej sprawie postępowanie. Jeszcze tego by brakowało w Polsce, by minister sprawiedliwości czy prokurator generalny wypowiadali się publicznie o tych sprawach sugerując określone zachowania. Tak, ale w Sejmie jest Pan posłem i musi Pan podjąć decyzję. Po drugie, i tu mówię jako prawnik, uważam za niewłaściwe, żeby w formie głosowania Sejm opowiadał się, gdzie jest prawda, albo nie. Niestety Sejm jest instytucją polityczną. Jest takie powiedzenie, że jeżeli do pomieszczenia, gdzie się wymierza sprawiedliwość wchodzi polityka, to sprawiedliwość, prawda ucieka drugimi drzwiami lub oknem. Wydaje mi się, że samo głosowanie przed podniesienie ręki, stwierdzanie co jest prawdą, a co nieprawdą, jest po prostu pomyleniem. Można podnieść rękę i odrzucić raport Anity Błochowiak. Dziś prawdopodobnie czytając prasę, wypowiedzi liderów innych ugrupowań, z tym należy się liczyć. Natomiast jak będzie, zobaczymy. Mówię o swoim stanowisku i mam
prawo do jego wyrażania. Te dwa zastrzeżenia, dwie uwagi, jako byłego ministra, ale też dzisiaj posła i prawnika, wypowiedziałem. Krzysztof Janik namawia klub SLD, tak mówi Marek Dyduch w „Gazecie Wyborczej”, do tego, żeby głosował za raportem Anity Błochowiak. Z panem posłem Dyduchem, ani z Krzysztofem Janikiem na ten temat nie rozmawiałem. Lepiej będzie, jeśli Pani ich zapyta. Pytam Pana jako posła SLD. Nie wiem czy nawet wezmę udział w głosowaniu, bo jeśli dochodzę do wniosku, jako prawnik, że takie postępowanie jest niewłaściwe, to proszę wybaczyć, ale są pewne zasady i na przykład nie podniosę ręki w ogóle. Dlaczego Pana klub boi się wyborów w październiku? Takich wyborów chce Socjaldemokracja Polska Marka Borowskiego. To nie jest prawda. Akurat ma Pani przed sobą człowieka, a w klubie są różne zdania, który do tych bojących się nie należy. Po prostu uważam, podobnie jak chyba większość fachowców opinii publicznej, a może i Pani, że do momentu wyborów należałoby szybko przeprowadzić kilka spraw, na
które Polska po prostu czeka. Ot, choćby kwestie związane z ustawą o służbie zdrowia. Przecież Trybunał Konstytucyjny wyraźnie powiedział, że jest to wadliwa ustawa. 31 grudnia kończy się czas, kiedy należy ją poprawić. 1 stycznia może się okazać, ze nie ma w Polsce przepisów regulujących je, więc należy to zrobić. Natomiast czy one będą w sierpniu, październiku czy listopadzie – kiedyś będą. Do tych bojących się nie należę. Jeśli nawet na dzień dzisiejszy, na tę chwilę, wszystko idzie, że wybory mogą być 8 sierpnia - to świat się nie zawali. Polska to wytrzyma, lewica też. No właśnie. Czy SLD to wytrzyma? Wyniki wyborów, sondażowych co prawda, we Wrześni pokazały: lewica w Polsce jest, elektorat lewicowy jest i całkiem przyzwoity wynik można uzyskać. Może Pan wytłumaczyć, dlaczego Pana klub tak się upiera przy kandydaturze Marka Belki, który – jak Pan mówi - ma słabe poparcie i może dojść do tego, że wybory będą na jesieni? Mówimy to z powodów, które powiedziałem. Po prostu trzeba przygotować, uruchomić
dopłaty bezpośrednie do rolników. Trzeba poprawić tę ustawę. Czy to jest dobra kandydatura według Pana? Myślę, że tak, choć powiem szczerze, to co było i co mówiłem na zamkniętym posiedzeniu klubu, ma Pani przed sobą człowieka, który miał odwagę i powiedział w formie pretensji, uwag, wiele wprost pod adresem pana prof. Belki. Pamiętam, że on był ministrem finansów i w 2002 roku na początku także nasz klub głosował za pewnymi ograniczeniami socjalnymi. Moim zdaniem to wówczas zaczęła się erozja zaufania do SLD. Później ze wstydem studentom i inwalidom przywracaliśmy pewne uprawnienia, ale pewien niesmak, pewien żal do nas pozostał. Upatruję początku tej erozji i odpływu zaufania do nas, do SLD, wówczas. Te uwagi miałem odwagę powiedzieć. Z panem prof. Belką można porozmawiać. Odniósł się do nich po prostu w expose. Proszę zauważyć, że jedną z pierwszych rzeczy, którą w swoim expose podniósł, jest to kwestia walki z bezrobociem. To mnie skłania do zmiany stanowiska i dziś go popieram. Myślę, że podobnie myśli
bardzo duża ilość moich koleżanek i kolegów w SLD. Czyli to nie jest błąd, że jest taka kandydatura, a nie inna i to nie jest błąd, że na przykład SLD nie prowadzi już rozmów z PSL – em na temat innej kandydatury? Myślę, że pewne rzeczy za szybko poszły, za wiele kategorycznych słów powiedziano. Jak to często w polityce bywa, niektórzy jakby stanęli w kącie, nie mają ruchu i brak im argumentów, żeby z takiego ciemnego stanowiska wycofać się. Moim zdaniem kandydatura prof. Belki jest dobrą kandydaturą, ale czy jedyną w Polsce? Oczywiście nie. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Grzegorz Kurczuk, były minister sprawiedliwości.