Gruzja: końca kryzysu nie widać
Gruziński parlament nie zdołał we wtorek wybrać swojego nowego przewodniczącego. Pod parlamentem trwał protest przeciwników prezydenta Eduarda Szewardnadze.
Kryzys polityczny w Gruzji wybuchł po nalocie policji w ubiegły wtorek na prywatną telewizję Rustawi-2, krytyczną wobec władz, a szczególnie wobec prezydenta Szewardnadzego. Policja miała nakaz przejrzenia ksiąg finansowych telewizji. Jej kierownictwo oskarżyło rząd o próbę wywierania presji politycznej na stację z zamiarem uciszenia mediów krytycznych wobec władz.
Prezydent skrytykował kierownictwo telewizji za odmowę udostępnienia ksiąg finansowych do kontroli, uznał jednak za nieprzemyślane metody kontroli. Ostatecznie doszło do zdymisjonowania gabinetu. Ze stanowiska ustąpił też przewodniczący parlamentu Zurab Żwania, niegdyś sprzymierzeniec prezydenta.
Przewodniczący parlamentu to w Gruzji osoba numer 2 po prezydencie, który jest jednocześnie szefem rządu. Deputowani mieli we wtorek wybrać nowego szefa parlamentu, następnie zaś przedyskutować zgłoszoną przez prezydenta propozycję utworzenia stanowiska premiera, co zapewne osłabiłoby rolę spikera.
Deputowanym nie udało się jednak dokonać wyboru między dwójką kandydatów: popieraną przez partie opozycyjne panią Nino Burdżanadze a byłym ministrem stanu Ważą Lordkipanidze, który ma poparcie prezydenta. Dyskusja była jednak tak zażarta, że pragnąc rozładować emocje wiceprzewodniczący parlamentu Gigi Cereteli musiał dość często ogłaszać 10-minutową przerwę. Do głosowania w ogóle nie doszło. Być może odbędzie się ono w piątek.(and)