ŚwiatGroźne pragnienie Chin. Ekosystem Himalajów w niebezpieczeństwie

Groźne pragnienie Chin. Ekosystem Himalajów w niebezpieczeństwie

Kiedy przyjrzeć się zagrożeniom dla ekosystemu Himalajów, Chiny wybijają się na pierwszy plan. Od lat Chińska Republika Ludowa gorączkowo stawia tamy na rzekach i bez żadnych ograniczeń eksploatuje bogactwa mineralne na zasobnej Wyżynie Tybetańskiej. Teraz przygotowuje się coraz mocniej do rozkręcenia branży wody butelkowanej - największej na świecie i najszybciej rosnącej - za pomocą wody pozyskiwanej z tamtejszych lodowców - pisze prof. Brahma Chellaney w komentarzu dla Project Syndicate.

Groźne pragnienie Chin. Ekosystem Himalajów w niebezpieczeństwie
Źródło zdjęć: © AFP | GREG BAKER

23.02.2016 | aktual.: 31.05.2016 15:38

Blisko trzy czwarte himalajskich lodowców na wysokości ponad 5 tys. metrów leży w Tybecie, a reszta w Indiach i ich bezpośrednim sąsiedztwie. Tybetańskie lodowce oraz liczne górskie źródła i jeziora dostarczają wodę do największych azjatyckich rzek, od Mekongu, przez Jangcy, po Indus i Rzekę Żółtą. Wyżyna Tybetańska to punkt początkowy niemal wszystkich głównych systemów rzecznych Azji.

Anektując Tybet, Chiny zmieniły więc azjatycką mapę wód. I zamierzają zmienić ją jeszcze bardziej, bo budują tamy, które zmieniają przepływy transgraniczne, przez co zyskują znaczącą przewagę nad krajami położonymi w dolnym biegu rzek.

Ale Chinami nie kierują wyłącznie względy strategiczne. Większość wód w ich rzekach, jeziorach i innych zbiornikach nie nadaje się do picia przez człowieka, więc czysta woda stała się dla Chin nową ropą - cennym i niezbędnym surowcem, którego nadmierna eksploatacja grozi zniszczeniem środowiska naturalnego. Zachęcając swoje firmy do sięgnięcia po superczystą wodę z himalajskich lodowców, która zadowoli społeczeństwo podejrzliwe wobec wody z kranu, Chiny zwiększają ekologiczne ryzyko dla całej Azji.

Choć większość wody butelkowanej sprzedawanej dziś w Państwie Środka pochodzi z innych źródeł - to chemicznie oczyszczona woda z kranu albo ze źródeł mineralnych w innych prowincjach - Chiny najwyraźniej sądzą, że butelkowanie wody z himalajskich lodowców może okazać się nowym motorem wzrostu, napędzanym rządowymi dotacjami. W ramach rządowej kampanii "Podzielmy się ze światem dobrą wodą z Tybetu" Chiny proponują firmom butelkującym zachęty w postaci ulg podatkowych, nisko oprocentowanych kredytów czy niewielkiej opłaty za pozyskiwanie wody (zaledwie 3 juany, czyli 1,8 zł za metr sześcienny).

Według planu dziesięcioletniego zaprezentowanego przez chińskie władze w Tybecie jesienią zeszłego roku, wydobycie wody lodowcowej tylko w kolejnych czterech latach zwiększy się ponad 50 razy i będzie ona przeznaczona także na eksport.

Około 30 firm dostało już koncesje na butelkowanie wody z czap lodowych Tybetu. Dwie popularne w Chinach marki to "Lodowiec Qomolangma", pozyskiwana z rzekomo chronionego obszaru powiązanego z Mount Everestem, na granicy z Nepalem, oraz "9000 lat", nazwana tak od zakładanego wieku lodowcowego źródła. Trzecia marka - "Tibet 5100" - nosi taką nazwę, bo produkt pozyskiwany jest z leżącego na wysokości 5100 metrów lodowcowego źródła w łańcuchu Nyenchen Tanglha, które zasila Yarlung Tsangpo (czyli Brahmaputrę) - krwiobieg północno-wschodnich Indii i Bangladeszu.

Co gorsza, chińska branża wody butelkowanej eksploatuje wody lodowcowe przede wszystkim we wschodnich Himalajach, gdzie śnieg i pola lodowe coraz szybciej topnieją, co budzi zaniepokojenie międzynarodowej społeczności naukowej. Z kolei lodowce w zachodnich Himalajach są bardziej stabilne i mają szanse rosnąć. Nawet Chińska Akademia Nauk odnotowała gwałtowny ubytek powierzchni i masy lodowców we wschodnich Himalajach.

Wyżyna Tybetańska, jeden z najbardziej bioróżnorodnych, ale i wrażliwych ekologicznie regionów, ociepla się ponaddwukrotnie szybciej, niż wynosi średnia światowa. Obecny trend nie tylko zagraża kluczowej roli, jaką Tybet odgrywa w azjatyckiej hydrologii i klimacie; stanowi też niebezpieczeństwo dla unikalnych gatunków ptaków, ssaków, płazów, gadów, ryb i roślin medycznych występujących w tym regionie.

Ale Chiny nie zamierzają przerwać nieskrępowanego eksploatowania bogactw Tybetu. Wręcz przeciwnie, od kiedy powstała kolej do Tybetu - budowę pierwszej nitki zakończono w 2006 r., a w 2014 r. ją rozbudowano - Państwo Środka zaczęło maksymalnie podkręcać tempo. Tybet dostarcza nie tylko wodę, to także największy na świecie producent litu. Mieszczą się tu największe chińskie złoża kilku metali, w tym miedzi i chromu (wykorzystywanego do produkcji stali), a także duże zasoby diamentów, złota i uranu. Od kilku lat kontrolowane przez Chiny przedsiębiorstwa prowadzą na wyżynie gorączkowe wydobycie, które nie tylko niszczy święty dla Tybetańczyków krajobraz, ale też narusza równowagę ekologiczną w Tybecie - m.in. zanieczyszczając cenną wodę.

A przecież tego rodzaju działania wywołały kryzys wody w Państwie Środka. Zamiast wyciągnąć wnioski z poprzednich błędów, Chiny popełniają kolejne, a coraz więcej ludzi i ekosystemów musi płacić za to nieostrożne podejście do wzrostu gospodarczego. Chiny nie wprowadziły żadnych skutecznych zabezpieczeń przed niekorzystnym wpływem intensywnego wydobycia wody. Woda do butelkowania pozyskiwana jest nawet z chronionych terenów, gdzie lodowce się już kurczą. Tymczasem boom na wodę lodowcową przyciąga pokrewne, mocno trujące branże, np. producentów plastikowych butelek.

Powtórzmy: pozyskiwanie wody z lodowców ma ogromny wpływ na środowisko - ogranicza bioróżnorodność, likwiduje pewne części ekosystemu z powodu braku wody i grozi wyczerpaniem albo degradacją lodowcowych źródeł. Co więcej, proces pozyskiwania, przetwarzania, butelkowania i transportu wody lodowcowej z Himalajów do chińskich miast odległych o tysiące kilometrów wiąże się z wysoką emisją związków węgla.

Butelkowanie wody z lodowców to zły sposób na zaspokojenie pragnienia Chin. Lepszą alternatywą zarówno pod względem ekologicznym, jak i ekonomicznym byłoby zwiększenie inwestycji w oczyszczalnie, by w miastach można było pić bezpiecznie wodę z kranu. Niestety, Chiny, jak się wydaje, uparcie trzymają się obecnego kursu - a to może wyrządzić ogromne i nieodwracalne szkody azjatyckiej gospodarce, środowisku i politycznej równowadze.

Brahma Chellaney - profesor studiów strategicznych w Center for Policy Research w Nowym Delhi oraz członek berlińskiej Akademii Roberta Boscha, jest autorem dziewięciu książek, m.in. "Asian Juggernaut", "Water: Asia’s New Battleground" oraz "Water, Peace, and War: Confronting the Global Water Crisis".

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)