- Demokracja jest wtedy, kiedy możemy się pokłócić o to, który kanał w telewizji chcemy oglądać. A nam zabrano nowoczesną plazmę z dostępem do kablówki i w zamian dano czarno-biały telewizor z dwoma śnieżącymi kanałami - mówi w rozmowie z WP Manuela Gretkowska.
Agata Komosa - Jesteśmy ponad tydzień po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z list PiS weszła bardzo duża liczba kobiet, w tym była premier Beata Szydło z nieprawdopodobnym wynikiem. Czy nie jest to spełnieniem snu feministki, że 30 lat po pierwszych wolnych wyborach kobiety szturmem zdobywają politykę.
Manuela Gretkowska - Feminizm polega na wolności i godności kobiet. Natomiast panie Szydło, Mazurek czy Zalewska wcale nie uważają, że kobieta może mieć wolność wyboru, nie głosują za tym.
Feminizm nie jest wyznaniem wiary w płeć, ale w cele. Nie widzę więc powodu, dlaczego miałabym się cieszyć, że wygrała matka księdza, która występuje w Polsce w roli Matki Boskiej. To nie wzmacnia godności kobiet, tylko ich opresję. Kaja Godek jest kobietą, ale to, co robi, nie służy dobru kobiet. Służy jednie dobru facetów. Te panie po prostu pracują na nasze zniewolenie.
Jaki jest w tym sens?
Bo tak się nauczyły w domu, który pewnie był tradycyjny. Albo same tak wybrały, że celem są wartości patriarchalne, które udupiają kobiety, a one są z tego powodu szczęśliwe. Tak się zachowują janczarzy (wojownicy, którzy byli jeńcami, wcielonym na służbę u wroga przyp.red.). To właśnie z tego powodu janczar był jednym z najlepszych wojowników.
Feministyczną oczywistością, a nie ściemą jest to, o czym mówią Macron i Tusk - że dwa z czterech najważniejszych, samodzielnych stanowisk w UE powinny zajmować kobiety. To właśnie te kobiety będą poszerzać demokrację, a nie takie, które zostaną wybrane jako paprotki. Jedynym celem pisowskich europosłanek jest przecież bycie zasłoną dla patriarchalnych poglądów liderów PiSu. "My nie jesteśmy postępowi? Przecież mamy w partii szanowane kobiety" - mogą teraz powiedzieć.
Jednak wynik Beaty Szydło jest fenomenem. Zagłosowało na nią ponad pół miliona obywateli. Co nam to mówi?
Beata Szydło jest posłuszna i promowana przez mężczyznę. Jej kariera nie jest jej własną zasługą, a ona nie jest zagrożeniem dla kolegów z partii. Gdyby sama coś osiągnęła, przebojowo, zawdzięczając pozycję sobie samej, jak kiedyś Joanna Kluzik-Rostkowska, to byłaby niebezpieczna. A ona jest potulna i wyjmowana z szafy, a potem do niej chowana, kiedy Kaczyński zechce.
Szydło musiała wziąć na siebie największą kompromitację 27:1 i dymisję (kiedy mówiła o nagrodach dla posłów PiS, a potem została odwołana z funkcji premiera przyp. red.), czyli coś, co często robią polskie kobiety, na przykład w rodzinie, żeby mężczyzna mógł zachować twarz. To dowód współuzależnienia - czyli związku patologicznego. Kobieta świeci oczyma - wszystkim wydaje się, że są szczęśliwą rodziną, a za drzwiami dzieje się dramat. I to się może podobać, bo jest zrozumiałe i przeżywane przez inne ofiary: poniżona, zdeptana, a jednak wierna. Po prostu ideał polskiej męczennicy.
Dlaczego to uwodzi jej wyborców, a zwłaszcza wyborczynie?
Utwierdza je w tym, że nie są zacofane, że idą w dobrym kierunku. Prowincjonalna Szydło, nie znając języków, wylądowała w parlamencie UE, a nawet może być komisarzem, bo też PiS ją tam mianuje. Pani premier nie była poniżana, tylko jak inne kobiety tuszowała męski syf, wyręczając prezesa. W Polsce posłuszeństwo facetom, zamiast być wyśmiewanym przez feministki podporządkowaniem, popłaca.
Szydło dostała w nagrodę europejską pensję i pozycję. Ale kiedy Kaczyński odwołał panią premier, nawet broszka jej zwiędła. Więc tak się cieszył, gdy oficjalnie "pokazała pazurki", mówiąc, że rządowi należy się nagroda przyznana przez prezesa. To jest pornografia polityczna w wykonaniu patriarchalnym.
Jak to się stało, że 30 lat po przełomie 1989 roku wciąż mamy polityczną pornografię w wydaniu patriarchalnym? Kobiety przecież współtworzyły Solidarność, Grażyna Staniszewska uczestniczyła w obradach Okrągłego Stołu - czy został gdzieś popełniony błąd? Nieodpowiednio mocno walczyły o władzę i swoje prawa w momencie transformacji?
Przepraszam, a co jest teraz? Tylko 5 proc. ankietowanych Polek uważa się za feministki. Czyli tylko 5 proc. chce wolności i godności, przy czym mówimy tu o godności innej niż ta kościelna, zarezerwowana dla "godnych niewiast" spełniających życzenia męskiego systemu. W 1989 roku nie było świadomości, że trzeba o coś walczyć. Uważałyśmy się za równe mężczyznom wychodząc z komunizmu, gdzie bez względu na płeć gnębiono wszystkich. Byli ONI, a nie oni i one. Kobiety miały dostęp do aborcji, co było uważane za normalne, były żłobki, przedszkola, w miarę równe pensje. Feminizm był wówczas zachodnią fanaberią, o której mało się słyszało. Coś jak podpaski ze skrzydełkami, gdy w Polsce ledwo waty starczało.
Gdy razem z mężczyznami wywalczyłyśmy wolność od komuny, do głowy nam nie przyszło, że coś kobietom zostanie odebrane. Owszem, Kościół mówił o wartości życia poczętego, ale tę kwestię każda z nas rozważała we własnym sumieniu: czy będzie miała aborcję czy nie. Kobiety nie myślały, że te kościelne połajanki staną się opresyjnym systemem państwowym. Więc nie mogłyśmy myśleć, że coś stracimy i o coś trzeba walczyć.
Z perspektywy czasu jak Pani ocenia, co poszło wtedy nie tak, że dziś kobiety wychodzą na czarne marsze?
To układ państwowo-kościelny. Wolność pozabierał nam Kościół, a potem ekonomia. Państwowe żłobki zaczęły być nieopłacalne,przedszkola stały się deficytowym towarem, po który stoi się w kolejkach nocą - i kobiety musiały zostać w domu. To pociągnęło za sobą inne konsekwencje. Problem z zatrudnieniem, niższe pensje i emerytury. Dziki kapitalizm plus mizoginistyczny do szpiku kości Kościół doskonale się razem dogadały.
Oczywiście nie tylko kobiety są ofiarami, również różne mniejszości. Ale paradoksalnie kobiety są większością i są podwójnie poszkodowane - przez Kościół i ekonomię. Są też realistkami. Mogą się tylko dostrajać do katolickiego mentalu i patriarchalnego syfu. Innej opcji przecież w Polsce nie ma. Chyba, że dla tych 5 proc. mogących sobie pozwolić, żeby umysłowo i materialnie mieć ten stan mentalny polskiego społeczeństwa w dupie.
Kiedy w latach 90. wprowadzono całkowity aborcji, nie wyszłyśmy na ulicę. Ludzie się wtedy cieszyli z wolności, dorabiali, tracili pracę, była inflacja - to było ważne, a nie prawa kobiet. Protestować, gdy i tak skrobanki robiło się nielegalnie? Jesteśmy przyzwyczajeni do hipokryzji i szarej strefy, czyli polskiego "radzenia sobie", cwaniaczenia. Jeden okupant więcej, a że w mojej waginie? Damy radę. Polskie #metoo czyli walka o godność i nietykalność? Żarty, przecież prezydent obiecuje, że podpisze zakaz całkowitej aborcji gdy przegłosuje go Sejm.
Teraz jednak wyszły na ulice.
Wyszły, ale część szła tyłem. Bo były przeciw całkowitemu zakazowi aborcji, ale nie aborcji wogóle. Słowo "na żądanie" sugeruje, że kobiety sobie żądają czegoś, jakby to nie było ich prawem. Hipokryzją jest sprzeciwianie się zakazowi aborcji wobec płodów z gwałtu i równoczesna niezgoda na pełen dostęp do możliwości przerywania ciąży. To zawieszenie logiki, bo jaka jest różnica między płodem z gwałtu, a takim z normalnego stosunku. Żadna. Wychodząc na czarne marsze walczymy o to, żeby móc przerwać ciążę zagrażąjącą naszemu życiu, a więc żeby nas nie zabijano. A powinnyśmy walczyć o godne życie.
Zresztą mamy wszystko, tylko zakaz aborcji, to drobiazg, prawda? Przy pełnych półkach to nieważne, takie ginekologiczne. Decyzja o własnym ciele, urodzeniu dziecka jest prywatną sprawą zarządzaną przez państwo i prokuraturę. Przywykłyśmy. Siostry hipokrytki pomogą żyć zgodnie z sumieniem. Prezerwatywa zabije życie, pigułka je kamieniuje. Więc nie powinnyśmy się przed nim bronić antykoncepcją, tylko rodzić, rodzić jak królice w kraju poświęconym Jezusowi Królowi Polski.
Skoro jest tak źle, to jakim cudem dałyśmy się wmanewrować w taki system?
W Polsce oddychamy smogiem i katolicyzmem. Mizoginistyczni hierarchowie kościelni nienawidzą kobiet, tak opisuje to Frederic Martel, wnikliwy autor "Sodomy", znający Watykan.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ >>> Krąg rozpusty w Watykanie
Paradoksem jest to, że właśnie kobiety tworzą Kościół. One stroją dzieci do Komunii. One zajmują się wychowaniem religijnym, a potem jako babcie dają na tacę ten wdowi grosz. To jest diabelstwo tego systemu, który gardzi kobietami i jednocześnie z nich żyje. Tak jak Kaczyński, niszcząc demokrację, wmawia łatwowiernym ludziom, że walczy z układem i komunizmem, aplikując im najgorszy jad i wywar z tego systemu.
A jednak wygrywa kolejne wybory z rzędu, wzmacniając zmotywowany elektorat. Z drugiej strony mamy natomiast dyskusje, czy należy głosować na mniejsze zło, czy zgodnie ze swoimi poglądami. Jest więc nierówna walka - wyznawcy PiS kontra wyborcy, którzy nie wierzą w partię, na którą mają głosować.
Potrzeba dyskusji i wątpliwości nie jest problemem inteligencji, ale jej efektem. Nie jest zasługą PiS, że ich wyborcy są zmotywowani. Uważam, że bezmyślność i głupota mają znacznie większą siłę przyciągania niż inteligencja, która zawsze będzie miała wątpliwości. Poza tym, to pierwszy system w wolnej Polsce, który wydaje pieniądze nie na naprawę państwa, ale na jego demontaż, demontaż demokracji. 500 plus nie jest programem ani prorodzinnym, ani prodemograficznym, co pokazują statystyki. Zmniejszyło nędzę dzieci z 17 proc. do 10 proc. to dużo, ale to nie cel, a efekt uboczny rozwalania demokracji przez rzucanie kasą.
Gdyby 500 zł nie szło do kieszeni bogatych, zlikwidowano by biedę wśród dzieci i byłyby pieniądze na niepełnosprawnych. Bzdurą jest twierdzenie PiS-u, że wyliczanie komu 500 się nie należy pochłonęłoby jeszcze więcej kasy. Przecież deklaracje podatkowe są darmo i na nich widać, że powyżej 112 tysięcy rocznego dochodu rodziców nie można skorzystać z odliczenia podatkowego na dziecko. Czemu by więc w ten sam sposób nie zlikwidować 500 plus, czyli 6 tysięcy rocznie dla bogatych? Na sprawiedliwość społeczną, rozumianą tak, że każdemu się należy, może pozwolić sobie Szwecja. My nie możemy sobie pozwolić na nędzę dzieci, bo jest nieludzka, a po drugie nieopłacalna. Powoduje później kosztowne dla państwa patologie. Ale to przyszłość, Kaczyński nie myśli o przyszłości tylko o władzy.
I wygląda na to, że to działa. Natomiast opozycji zarzuca się dziś brak programu, wewnętrzne rozbicie, brak jakichkolwiek propozycji dla wyborców.
Proszę sobie wyobrazić człowieka, który ma mercedesa, posiadłość ogrodzoną płotem, zatrudnia tam pół wsi, a drugiej wsi dużo obiecuje i jeszcze rozdaje pieniądze. Opozycja nie ma nic. Patrzy przez ten niewidzialny płot w sejmie i senacie na PiS wydający nieswoje pieniądze, łamiący prawo i szczycący się tym. Opozycji zawsze można powiedzieć, że są cieniasami, bo nic nie mogą.
Ale KE nie była w stanie przedstawić nawet spójnego programu. Po raz pierwszy w historii nie odpowiedzieli na pytania Latarnika Wyborczego, aplikacji ułatwiającej obywatelom wybór partii, która jest najbliżej ich poglądów.
A jak mieli odpowiedzieć? Wzięli konserwatywny PSL, mają u siebie liberalną Basię Nowacką i nie mogli tego sformułować jednoznacznie nie odtrącając któregoś koalicjanta. Gdyby się podzielili, to też wszyscy by im zarzucali, że nie potrafią iść razem. Wiadomo, że dziś nie idziemy budować szklanych domów, tylko obalić PiS. To nie jest już walka na programy, tylko na ludzi. Liderów i tych którzy pójdą głosować, chociaż dotąd tego nie robili. Milczący elektorat, kto go uruchomi?. Zdrowy rozum czy propaganda? Ojczyzna w niebezpieczeństwie panowie, a nie wasze posady.
Czym jest to straszne niebezpieczeństwo, które niesie ze sobą PiS?
Dziś mamy wybór: albo nie będzie demokracji, albo zrozumiemy, że jest projektem do doskonalenia. Społeczeństwo zinfantylizowane przez kościelne wzorce - Ojca świętego czy rydzykowego, co wie lepiej i się zatroszczy, społeczeństwo nie wyleczone z komuny, źle wykształcone i moralnie oportunistyczne, będzie wolało gotowy system, autorytarny. Czyli opresyjny, ale dla takich ludzi bezpieczny i zwalniający z odpowiedzialności.
Być może jesteśmy niedorozwojami demokracji, co jest normalne po komunie, ale ten osłabiony organizm społeczny został zaatakowany przez autorytarny wirus hodowany na wodzie święconej. PiS wykorzystał to, że demokracja nie jest systemem totalitarnym, tylko projektem wiecznego kryzysu. Musi taka być, żeby się móc zmieniać, zgodnie z prawem i pewnymi regułami. Tę zaletę zamieniono w wadę.
Przecież w PiSie, o czym mówi nazwa tej partii, prawa ani sprawiedliwości nie ma. Oni je łamią, żeby osiągnąć na wzór Kościoła swoje Królestwo Boże z Bogiem Prezesem Ojcem Narodu - Kaczyńskim. Lech Kaczyński jest bratem umiłowanym, męczennikiem, ofiarą zbrodni. To łatwo wchodzi w katolicki mental, nieskalany krytycyzmem. Krytycznego myślenia oducza szkoła, Kościół, propaganda PiS-owska i ideologia. Bo Gliński nie jest ministrem kultury, otwartej na oryginalność, tylko jednej opcji - czyli pisowskiej idelogii.
Tak łatwo zmanipulować Polaków?
Omamili łatwowiernych, niewykształconych ludzi. Chociaż zawsze się znajdzie ktoś z wyższym wykształceniem kto powie - A ja głosuję na PiS. Albo profesor Pawłowicz czy doktor habilitowany Zybertowicz od MaBeny czyli machiny narracyjnej, a tak naprawdę snopowiązałki kłamstw. Kościół w Polsce jest jak okupant. Niewoli kobiety, deprawuje dzieci, zabiera pieniądze, z funduszu kościelnego, które mogłyby finansować oświatę i służbę zdrowia. Ale życie wieczne jest ważniejsze od doczesnego i bez dealerów w koloratkach nie dostaniemy zbawienia.
PiS zachowuje się podobnie, też jak okupant, który wchodzi do kraju niszcząc elity i inteligencję. Afera Rywina zmiotła rząd. Teraz cotygodniowe afery rząd umacniają. Jedynka warszawska w wyborach do UE, Saryusz Wolski powiedział : "Tak, PiS był antyeuropejski, teraz jest proeuropejski, to sztuka kontrastu". Nie ma już moralności, ani kłamstw, jest sztuka wielkiego kontrastu i sztukmistrze od socjotechnik. Im podziękował Kaczyński po ogłoszeniu wyników wyborów europejskich. "Socjologom", macherom od kontrastów, kłamstw , a nie swoim manipulowanym wyborcom. Pieniądz pompowany w naród jest współczesnym opium dla ludu. Znieczula na moralność, obezwładnia myślenie i daje halucynacje praworządności.
Przed rządami Prawa i Sprawiedliwości nie mieliśmy przecież cudownie funkcjonującej demokracji.
Bo demokracja to nie cud dany od Boga, tylko najbardziej ludzka niedoskonała doskonałość. Demokracja jest szansą, najlepszą jaką znamy. Polega na praworządności i trójpodziale władzy. A PiS to likwiduje. Ogranicza samorządy, szantażuje je kasą, rozwala oświatę, o Konstytucji i prawie już nie mówiąc. Polska potrzebowała korekty, troski o najbardziej pokrzywdzonych, likwidację nędzy. Potrzebowaliśmy elektrowstrząsu, ale PiS funduje nam krzesło elektryczne demokracji i to my płacimy za prąd, który nas usmaży.
Normalne wybory przypominają kłótnię w rodzinie o to, który program oglądamy. Każdy ma ochotę na coś innego. My kłócimy się o kanał telewizyjny, a przyjdzie cieć i każe nam oddać kolorowy telewizor. W zamian da czarno-biały. Bo on taki miał w dzieciństwie, z dwoma propagandowymi kanałami. Albo zabierze TV i zostawi radio, żeby nie widzieć już realu nic, tylko go słuchać.
Dlaczego więc słuchamy tego ciecia? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że jednak ten kolorowy jest lepszy.
W kościele jest ksiądz, którego trzeba słuchać i nie dyskutować. Reforma edukacji to pogłębia. Dzieci dostają słowa-klucze i mają nie zadawać pytań. To kształtuje mentalność. Więc jeśli mamy taki system szkolny, który obejmuje wszystkich, i system kościelny obejmujący 90 proc. obywateli, to nie ma co się dziwic. Do tego patologia alkoholizmu, w którym przodujemy. Czyli w samoogłupianiu.
Jesteśmy współuzależnieni jako obywatele?
W pewien sposób tak. Współuzależnienie to sytuacja, w której jedna część jest patologiczna, a druga nie potrafi odejść, bo nie zna innego życia i boi się normalności, dorosłej odpowiedzialności. Chce powtarzać traumę. Jeżeli uznamy, że ten system jest patologiczny, to on rzeczywiście będzie się reprodukował w następnych pokoleniach. Chyba że pójdą na terapię.
Tylko nie wiem, czy Polskę będzie stać na terapię, gdy znajdziemy się poza Unią. Przecież psychoterapia już jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła, który preferuje spowiedź zamiast leczenia. A bohaterski Polak sam sobie poradzi. Głupi nie jest, żeby płacić za gadanie.
4 czerwca znowu obudził demony. Nie ma zgody co do sposobu świętowania, tego, kto i jak może wykorzystać Europejskie Centrum Solidarności, kogo upamiętnić w tym dniu. Komu podać rękę, a kogo zignorować. Mało to terapeutyczne.
W Polsce rozmawiamy o symbolach, a nie o realu. Te symbole to Bóg, ojczyzna, honor, katastrofa smoleńska. Ustanawiamy akty przemocy symbolicznej, jak określona tym mianem wagina z Marszu Równości. Idąc tym tropem niedługo dojdziemy do tego,że aktem przemocy symbolicznej będzie krytyka PiS-u albo Kościoła. Na Polskę copyright ma Jezus Chrystus i Matka Boska, nie logika.
PiS rozumie siłę symboli w kraju, w którym zamiast logicznych argumentów przywołuje się autorytet papieża. TV Kurskiego stała się tym, czym w średniowieczu witraże - szklaną wiedzą dla niewykształconych, biblią pauperum - propagandą dla ludu. Zakłamuje się symbole, żeby zmienić ich znaczenie, a więc odebrać. Kibolscy tchórze i przemocowcy udają powstańców, a komunistyczny prokurator - patrona demokracji itd. Telewizja Kurskiego to szklarniowa hodowla nowego Polaka, w izolacji od realu, w swojskim ciepełku biesiady, disco polo, tradycji. Sportsmenka, ideologiczna dresiara, zostaje honorową żołnierką AK za homofobiczne poglądy. Jakby powstańcy z AK walczyli z paradą równości, a nie okupantem.
Czekam na czas, kiedy nie będziemy manifestować, politykować, walczyć, ale w końcu zajmiemy się tym, czym nigdy nie mieliśmy czasu się zająć - własną egzystencją, rozwojem i świętowaniem życia. W Polsce myślimy "jeszcze Polska nie zginęła", jesteśmy ciągle na granicy życia i śmierci, w historycznej, mentalnej comie. Na Zachodzie ludzie chcą po prostu żyć, coraz lepiej i piękniej, a nie trwać na granicy istnienia. Trwanie jest zamrażarką czasu, a nie inkubatorem postępu. Pełnia życia i demokracji polega na tym, żeby obdarować wolnością jak największą ilość osób, dać prawa mniejszościom. To jest cywilizacja Zachodu, a nie kaplica zorientowana na Wschód.