Górski Karabach kolejnym szczeblem "drabiny eskalacyjnej". "Wojna informacyjna jest w interesie Rosji"

Kolejny dzień i kolejna informacja o regionie na mapie świata, w którym robi się gorąco. Do napięć pomiędzy Serbią a Kosowem, Chinami a Tajwanem dochodzą starcia w Górskim Karabachu. - Rosja chciałaby, by gdziekolwiek cokolwiek się wydarzy, było wiązane z nimi. Żeby mówiono, że rozdaje karty na całym świecie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.

Armeńscy żołnierze patrolujący góry w pobliżu granicy z Azerbejdżanem
Armeńscy żołnierze patrolujący góry w pobliżu granicy z Azerbejdżanem
Źródło zdjęć: © East News | Celestino Arce
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Dziś świat obiegły informacje o kolejnych starciach ormiańsko-azerskich. W ich wyniku zginęły trzy osoby - dwie po stronie ormiańskiej oraz jeden żołnierz z Azerbejdżanu. Walki o Górski Karabach trwają od wielu lat – ostatnie nasilenie konfliktu miało miejsce w 2020 roku. Działania zbrojne trwały sześć tygodni, pochłaniając 6 tysięcy ofiar.

Republika Górskiego Karabachu jest terytorium formalnie należącym do Azerbejdżanu. Państwo nie jest uznawane przez żaden inny kraj na świecie, a jego powstanie w 1992 roku jest powiązane z konfliktem pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. Azerowie i Ormianie od lat toczą spór o sprawowanie nad nim kontroli. Najkrwawsze starcia miały miejsce w latach 1988-1994, nie przynosząc rozwiązania sytuacji.

Napięcie w Górskim Karabachu zbiegło się w czasie z rosnącym napięciem w wielu innych miejscach świata. Oprócz oczywistego - działań wojennych w Ukrainie, w ostatnich dniach gorąco było na linii Tajwan-Chiny czy Kosowo-Serbia.

- Debata o "drabinie eskalacyjnej" toczy się w większości państw świata. Następuje eskalacja konfliktów, prognozuje się, jak ona będzie się toczyć. Prognozuje się, że w pewnym momencie może oznaczać wojnę nuklearną. Siedzimy na beczce prochu, na której wszyscy radośnie palą cygara - ostrzegał w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador Polski na Łotwie i w Armenii, Jerzy Marek Nowakowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wymiana ognia jest jednym z elementów i prawdopodobnie będą następne"

- To też nie było pierwszą sytuacją, gdy Azerowie po 2020 r., po wojnie azersko-ormiańskiej, prowadzili różnego rodzaju operacje. Nie jest to nic, co zaskakuje i nie jest to pierwsze takie wydarzenie podczas wojny w Ukrainie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.

Jak zaznacza, "obserwując to, co się dzieje teraz w Górskim Karabachu, trzeba byłoby się cofnąć do końcówki marca 2022". - Wówczas m.in. siły Azerbejdżanu zajęły na pograniczu Górskiego Karabachu jedną z wiosek. Działo się to już w trakcie wojny Rosji z Ukrainą. Jak twierdzili Ormianie, wkroczono bezprawnie, Azerowie twierdzili natomiast, że domykają - zgodnie z umowami - obszary działania. Wówczas też był ostrzał, zginęło kilku żołnierzy, prowadzone były różnego rodzaju negocjacje. W pewnym momencie się to zamknęło - wspomina ekspert.

I dodaje, że "wtedy, kiedy można, Azerowie starają się metodą 'faktów dokonanych' przesuwać posterunki, miejsca kontroli tak, by maksymalnie utrudnić potencjalne działania siłom ormiańskim".

Ekspert podkreśla, że "musimy zdawać sobie sprawę, że wymiana ognia, która nastąpiła, jest jednym z elementów i prawdopodobnie będą następne". - Wcześniej, kiedy w marcu wszyscy skupiali się przede wszystkim na froncie ukraińsko-rosyjskim, tamte działania nie odbiły się szerokim echem. Teraz jest o tym głośno, bo nałożyło się to na działania w Kosowie, Tajwanie - mówi.

- Pojawia się pytanie, czy teraz eskalacja następuje, gdzie to tylko jest możliwe - dodaje prof. Boćkowski. I wylicza: - W Kosowie eskalacja była napędzona rosyjskim Telegramem. A problemy na granicy pomiędzy Serbią a Kosowem wybuchają regularnie co jakiś czas.

"Duże znaczenie w kwestiach propagandowych"

Podkreśla, że "rzeczywiście jest to skuteczne w "drabinie eskalacyjnej", ale w przestrzeni wirtualnej". - Tam się to napędza, buduje się lawinę strachu. Próbuje się pokazać, że działania rosyjskie destabilizują cały ten obszar i że to może być zagrożenie dla interesów innych krajów - mówi.

- W obszarze napięć, w ten czy inny sposób, będziemy mieli do czynienia z działaniami na obszarach wspólnoty interesów Rosji i innych krajów. Być może będą motywowane przez czynniki zewnętrzne. Można się zastanowić, na ile krótka wymiana ognia w Górskim Karabachu nie była w ten czy inny sposób w interesie Turcji. Znowu mamy duży poziom gier i napięcia na kierunku turecko-rosyjskim, a konflikt azersko-ormiański wpisuje się w swego rodzaju proxy war (wojnę zastępczą - red.) pomiędzy Rosją a Turcją - dodaje.

I zaznacza, że "odgrywa to duże znaczenie w kwestiach propagandowych". - Powoli zaczynają się pytania, o co chodzi, bo przestaje być jasne, kto, kogo, za co i dlaczego. W napięciu chińskim, przy okazji, rozegrano to, co dzieje się w Górskim Karabachu - dodaje.

- Rosja na swój sposób działa dezinformacyjnie. Chciałaby, żebyśmy mieli przekonanie, że ich możliwości operacyjne, działania nieformalne, są dużo większe niż w rzeczywistości - mówi prof. Boćkowski. I dodaje, że "to przypomina działania Al-Kaidy czy tzw. Państwa Islamskiego". - Jak tylko coś wybuchło, a nie było szczegółów, mówili "to my" - mówi.

Dodaje, że "Rosja chciałaby, by gdziekolwiek cokolwiek się wydarzy, było wiązane z nimi". - Żeby mówiono, że rozdaje karty na całym świecie. Z punktu widzenia rosyjskiej dyplomacji jest korzystne, by pokazywać, że macki rosyjskie - nawet, gdy ich nie ma - sięgają na cały świat. Powstaje wojna informacyjna, wzmacniana przez Rosjan, bo jest ona w ich interesie - podkreśla.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie