Górnik zginął w kopalni "Wujek"
34-letni maszynista podziemnej kolejki
zginął w piątek późnym popołudniem w katowickiej kopalni
"Wujek", 613 metrów pod ziemią. Elektrowóz, którym kierował,
uderzył w stojący na torze kolejki wóz do przewozu materiałów.
09.07.2005 | aktual.: 09.07.2005 14:45
To ósma w tym roku śmiertelna ofiara wypadków przy pracy w górnictwie węgla kamiennego. Szczegóły wypadku podały w sobotę Wyższy Urząd Górniczy (WUG) i Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego.
Maszynista prowadził elektrowóz, ciągnący siedem wagonów wypełnionych materiałami. Wiózł je do szybu wentylacyjnego. Nie wiedział, że na torze kolejki stoi tzw. drzewiarka - wóz wypełniony rurami podsadzkowymi. Gdy elektrowóz uderzył w drzewiarkę, maszynista zginął na miejscu.
Poszkodowany został znaleziony w kabinie elektrowozu z urazami głowy, brzucha i klatki piersiowej, nie dający oznak życia - powiedział dyspozytor WUG.
Dokładne przyczyny i okoliczności wypadku bada Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Jego zadaniem będzie przede wszystkim ustalenie, jak to możliwe, że kolejka wjechała na tor, gdzie stała przeszkoda - czy zawiodła np. sygnalizacja, czy ludzie, którzy ustawili drzewiarkę na torze.
Zmarły górnik miał 34 lata, pracował w kopalni prawie 16 lat. Miał żonę, osierocił jedno dziecko.
Do poprzedniej tragedii w górnictwie węgla kamiennego doszło trzy tygodnie temu. Szef działu wentylacji rudzkiej kopalni "Pokój" i jego zastępca weszli wówczas - wbrew przepisom - w odizolowany wcześniej rejon kopalni, gdzie atmosfera nie nadawała się do oddychania. Ich ciała znaleziono 22 metry od tamy, przez którą przeszli. Przyczyny tego wypadku wciąż wyjaśniają organy nadzoru górniczego i prokuratura.