George W. Bush o zamachach 11 września. Uderzył w "rodzimych terrorystów"

- Nie ma wielu kulturowych punktów wspólnych między używającymi przemocy ekstremistami z zagranicy i z kraju - mówił prezydent George W. Bush.

Polityk podkreślił przy tym, że rodzimych terrorystów i ekstremistów łączy jedna rzecz. - W swojej pogardzie dla pluralizmu, lekceważeniu ludzkiego życia i determinacji, by zbezcześcić nasze narodowe symbole, są oni dziećmi tego samego plugawego ducha - podkreślił Bush, mówiąc o zamach 11 września w USA.

Prezydent Bush przemawiał w sobotę w Shanksville w Pensywalnii, gdzie odbywały się obchody ku czci bohaterskich pasażerów lotu 93 linii United Airlines, którzy zapobiegli czwartej tragedii, która mogła mieć miejsce 11 września 2001 roku.

Samolot, którym podróżowali, został przejęty przez terrorystów. Maszyna miała uderzyć najprawdopodobniej w Kapitol lub Bały Dom. Podróżni udaremnili atak, a maszyna rozbiła się o ziemię w Pansylwanii.

- 40 osób, głównie obcych sobie ludzi, zmieniło kurs historii. (...) Modlili się, zagłosowali i uderzyli. Choć wszyscy zginęli (...) wygrali pierwszą bitwę wojny z terroryzmem - podkreślił prezydent Bush.

Polityk podkreślił, że udaremnienie kolejnego zamachu z 11 września 2001 roku było możliwe tylko dzięki zjednoczeniu. - Wstrząsem dla zamachowców było to, że ci ludzie byli w stanie się tak zjednoczyć. Wspominajmy tych ludzi - zaapelował prezydent Bush.

11 września 2001 roku w wyniku ataków na wieże World Trade Center (WTC) oraz uderzenia w gmach Pentagonu zginęło blisko 3000 osób, w tym sześciu Polaków.

W zamachach z 11 września 2001 roku rannych zostało 6291 osób. Do dziś 26 nadal uważa się za zaginione.

Czytaj też: Rocznica zamachów na WTC. Wielkie obchody w Nowym Jorku

Źródło: PAP