Gen. Skrzypczak dla WP: chylę czoła przed Bidenem za ten ruch

- Patrząc jedynie na wojnę w Ukrainie, pomoc amerykańska dla Kijowa jest przykładem tego, jak należy pomagać. Chylę czoła przed prezydentem Bidenem - mówi gen. broni Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. W rozmowie z WP były wojskowy odniósł się także do kwestii negocjacji na linii Kijów-Moskwa, pomocy militarnej oraz kontrowersyjnych słów o Kaliningradzie.

Gen. Skrzypczak dla WP: chylę czoła przed Bidenem za ten ruch
Źródło zdjęć: © East News | STR
Marek Mikołajczyk

Marek Mikołajczyk, dziennikarz Wirtualnej Polski: Za nami ponad 180 dni wojny za naszą wschodnią granicą. To sześć miesięcy heroicznej walki Ukraińców z rosyjskim okupantem. Czy z dzisiejszej perspektywy jesteśmy w stanie określić, ile inwazja ta może jeszcze potrwać?

Gen. broni Waldemar Skrzypczak, były wiceszef MON i były dowódca Wojsk Lądowych: Tego nikt nie wie, ponieważ nikt nie podejmuje działań, aby tę wojnę zakończyć. Nie ma w tym kierunku ani działań politycznych, ani militarnych. Żadna ze stron nie ma w tej chwili możliwości rozstrzygnięcia konfliktu. Ukraińcy nie mają jeszcze wystarczającego potencjału. Z kolei Rosjanie są już tak wyczerpani, że chcą przetrwać do jesieni i zimy, a następnie przygotować się do kontynuowania działań.

Przed nami miesiące czy lata?

Jeśli politycy się nie włączą, to czekają nas kolejna lata wojny. Musi zostać spełnionych także kilka warunków, aby można było mówić o szybkim zakończeniu wojny. Przede wszystkich Władimir Putin musiałby oddać władzę. W sposób pokojowy, bo rewolucja na Kremlu zawsze skończyłaby się krwawo.

Bardziej umiarkowani politycy dążyliby do zmiany strategii i zakończenia tej wojny. Ukraińcy natomiast z całą pewnością nie oddadzą terytoriów zajętych przed Rosjan po 24 lutego.

Od wybuchu wojny na pełną skalę uważnie śledzi pan działania militarne w Ukrainie. Krążą plotki, że ma pan w domu specjalne "centrum dowodzenia". Mapy, figurki, miniaturowe czołgi. Ile w tym prawdy?

"Centrum dowodzenia" to za dużo powiedziane. Mam w domu dużo pamiątek z mojej służby wojskowej. Wśród nich są także te z Ukrainy, bo mojej dywizji w Iraku znajdowała się także ukraińska brygada. Zresztą niektóre relacje z tamtych czasów przetrwały do dziś. Nadal mam kontakt z niektórymi ukraińskimi dowódcami.

Wie pan, ja trochę mniej śledzę media, nawet te brytyjskie czy amerykańskie. Bardziej staram się analizować sytuację na podstawie tego, co dzieje się na polu walki. Z tego wyciągam wnioski, prognozuję dalszy rozwój działań wojennych.

W lutym 2022 roku powiedziałem, że wybuch wojny nie nastąpi. Wynikało to z faktu, że byłem przekonany, że nikt, kto nie ma wystarczającej przewagi, nie zdecyduje się na tak radykalny krok. Rosjanie jednak popełnili ten historyczny błąd. I poza tym jednym wydarzeniem wszystkie moje prognozy się potwierdziły. Rosja tej wojny nie wygra. Przegrywają poszczególne bitwy. Operacja wokół Donbasu im się zawaliła.

Mówiąc te słowa, bazuję na swoim doświadczeniu, także z praktyki dowódczej. Robiłem to przecież przez całe życie. Zresztą chyba każdy Polak z uwagą obserwuje to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Jako były wojskowy patrzę po prostu przez inny pryzmat.

W marcu szerokim echem odbiły się pana słowa dotyczące Kaliningradu. W rozmowie z "Super Expressem" powiedział pan, że obwód ten to "teren, który jest pod okupacją rosyjską od 1945 roku" i "warto byłoby się o niego upomnieć". Fragment ten szybko podchwyciła rosyjska machina propagandowa. Żałuje pan tych słów?

Nie ma czego żałować. Propaganda rosyjska jeździ po nas, po naszej historii i wrabia nas w różnego rodzaju zagarnianie ziem. My nie potrafimy sobie z tym poradzić. Niestety nasze media są często przekaźnikiem tej propagandy.

Ostatnio zostałem poproszony o komentarz do słów jednego z rosyjskich przedstawicieli, który oświadczył, że po Kijowie przyjdzie czas na Warszawę i Berlin. Tylko po co media przekazują dalej takie propagandowe wypowiedzi? Autorami tego typu słów są ludzie chorzy. Nikt zdrowy by tego nie powiedział.

Historycznie Kaliningrad nie był terytorium rosyjskim. Przynależał do Polski jako Królewiec i nikt nie powinien tego kwestionować. Nie mówiłem o tym, że powinniśmy na niego najechać. Trzeba mieć jedynie świadomość, że jeżeli doszłoby do konfliktu na linii NATO-Rosja, to teren ten stanowiłby zaplecze frontu.

W swojej wypowiedzi powiedział pan jednak, że powinniśmy się o ten teren "upomnieć".

Skoro Rosjanie upominają się o część terytorium Polski, to ja uważam, że mamy takie samo prawo, aby medialnie upomnieć się o to, co było kiedyś naszą własnością.

Jak odbiera pan postawę papieża Franciszka w kontekście wojny w Ukrainie? Zawiódł się pan?

Nie interesuje się tym, co mówi papież. Proszę wybaczyć, może to wielu zaboli, ale dla mnie nie jest to osoba, która powinna wypowiadać się na temat wojny. Widać wyraźnie, że jego doradcy nie wiedzą wszystkiego, co dzieje się w Ukrainie.

Dziwię się również, że pozwolił sobie na wypowiedź o "szczekaniu NATO u drzwi Rosji". Po takich słowach zadaję sobie pytanie, czy katolicy powinni słuchać papieża i akceptować to, co mówi. Ja osobiście jako katolik uważam, że są błędy, które można wybaczyć, ale istnieją także takie, których się nie wybacza. Papież popełnia błędy, których się nie wybacza.

Po zamachu na córkę jednego z ideologa Kremla Aleksandra Dugina papież Franciszek mówił o "biednej dziewczynie".

Takich rzeczy się nie wybacza. Głowa Kościoła katolickiego nie jest osobą, która powinna takie wydarzenia komentować. Papież mało mówi o dzieciach i kobietach zamordowanych przez Rosjan, a ubolewa nad śmiercią córki bliskiego współpracownika Putina. Tego nie rozumiem i nie wybaczę papieżowi.

W negocjacjach pomiędzy Kijowem a Moskwą od wielu tygodni panuje pat. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w maju oświadczył, że "wycofanie rosyjskich wojsk do linii sprzed 24 lutego może być pierwszym krokiem do rozmów". Pana zdaniem te negocjacje powinny zostać już teraz wznowione?

Rosjanie zaprzepaścili szansę, którą mieli. W mojej opinii prezydent Zełenski absolutnie nie powinien się godzić na jakiekolwiek negocjacje do momentu wygrania bitew, które zdecydują o losie tej wojny. Jeżeli te negocjacje rozpoczęłyby się teraz, to z czego Ukraina miałaby zrezygnować? Z terytoriów, które utracili po 24 lutego? Tego oczekują Rosjanie. W tej chwili nie ma przestrzeni na negocjacje.

Parę dni temu Biały Dom ogłosił kolejny pakiet wsparcia o wartości 3 mld dolarów. To największa pomoc dla Ukrainy od początku wojny. Państwa NATO zaczęły zdawać egzamin w obliczu rosyjskiej inwazji?

Nie wszystkie państwa zdają ten egzamin. Przez wiele lat kraje należące do NATO się rozbrajały. W tej chwili kierunek ten powinien być odwrotny, aby być gotowym na jakiekolwiek ewentualne zagrożenia ze strony Rosji.

Z kolei patrząc jedynie na wojnę w Ukrainie, pomoc amerykańska dla Kijowa jest przykładem tego, jak należy pomagać. Chylę czoła przed prezydentem Bidenem. To amerykańskie wsparcie o wartości 3 mld dolarów zostało rozłożone na dwa lata. To jest to, czego oczekiwała i o co apelowała administracja Zełenskiego. Decyzja ta potwierdza także prognozy, wojna w Ukrainie może potrwać jeszcze parę lat.

Rozmawiał Marek Mikołajczyk, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiewaldemar skrzypczakukraina
Wybrane dla Ciebie