Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski© Gettyimages | 2022 Anadolu Agency

Szcze ne wmerła Ukraina. I nie umrze

Tatiana Kolesnychenko
24 sierpnia 2022

Kreml planował, że Ukraina zniknie w ciągu kilku dni. Mija pół roku od brutalnej inwazji, a kraj nie tylko nie upadł, ale stał się silniejszy. Ukraińcy walczą nie tylko o wyzwolenie okupowanych terytoriów. Walczą o nowoczesne, europejskie i wolne od korupcji państwo.

"Szcze ne wmerły Ukrainy ni sława, ni wola" ["Jeszcze nie umarła Ukraina ni chwała, ni wola - red.] - tą zwrotką zaczyna się hymn narodowy Ukrainy. Dziś, 24 sierpnia, w 31. rocznicę odzyskania niepodległości, będzie brzmiał w każdym zakątku kraju.

Historyczne zmiany

Rosyjska inwazja położyła kres rozterkom tożsamościowym Ukraińców. Podziały terytorialne, polityczne i językowe praktycznie przestały istnieć. Badania Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KMIS) pokazują, że jeszcze na początku lutego przynależność do narodu ukraińskiego deklarowało 64,6 proc. ankietowanych, dziś to 85 proc.

Inne sondaże wskazują na wzrost liczby osób uważających język ukraiński za ojczysty. Obecnie takiej odpowiedzi udziela 76 proc. badanych, a jeszcze dekadę temu było to zaledwie 57 proc.

Z kolei poziom poparcia dla przyłączenia się Ukrainy do NATO i UE sięgnął rekordowych 90 proc. Te dane świadczą o zmianie poglądów, co jest szczególnie widoczne na wschodzie i południu kraju, gdzie tradycyjnie panowała duża niechęć wobec sojuszu z Zachodem.

- Putin chciał zniszczyć Ukrainę w kilka dni, ale zamiast tego sprowokował historyczne zmiany. W sześć miesięcy społeczeństwo zmieniło się bardziej niż w ciągu 31 lat niepodległości – mówi Orysia Łucewycz, ekspertka ds. Ukrainy z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie. - Ukraińcy dojrzeli do wymiany elit i prawdziwie demokratycznej transformacji i gotowi są płacić za to najwyższą cenę.

Wyleczenie kompleksów

Dane amerykańskiego wywiadu już jesienią 2021 roku wskazywały, że rosyjska inwazja jest nieunikniona. Zachód nie spieszył się jednak z dozbrajaniem Ukrainy.

- Traktowano nas jako państwo upadłe, skorumpowane, nieudane. Nikt nie wierzył, że będziemy zdolni stawiać czoła "drugiej armii świata" – przyznaje Wołodymyr Fesenko, dyrektor kijowskiego Ośrodka Zaawansowanych Studiów Politycznych Penta.

A Dmytro Kuleba, minister spraw zagranicznych Ukrainy, tak wspomina spotkanie w Białym Domu, które odbyło się na dwa dni przed wojną:

"Ludzie z otoczenia Bidena patrzyli na mnie, jak lekarze patrzą na pacjenta w czwartym stadium raka. Ściskali rękę, wzdychali współczująco".

Zamiast upadku Kijowa ujrzeli prawdziwe pospolite ruszenie.

- Świat nagle zobaczył naszą odwagę. Zaczął nas szanować, podziwiać i pomagać. To kompletnie zmieniło podejście Ukraińców do samych siebie. Wyleczyliśmy się z kompleksów. Mieliśmy za sobą doświadczenie Majdanów, Rewolucji Godności, ale dopiero teraz całe społeczeństwo zjednoczyło się i uwierzyło w siebie. A kiedy naród odzyskuje tę wiarę, staje się nie do zatrzymania – mówi Fesenko.

Wymiana elit

Zmiany w ukraińskim społeczeństwie najlepiej obrazują sondaże poparcia.

- Ukraińcy już nie chcą widzieć u władzy zawodowych polityków. Widzimy ogromne zapotrzebowanie na nowe twarze. Teraz największe zaufanie mają wolontariusze i wojskowi – mówi Wołodymyr Fesenko.

W najnowszej historii Ukrainy były już takie momenty. Podobne tendencje obserwowano w 2004 r. podczas Pomarańczowej Rewolucji, a następnie w 2014 r. po Rewolucji Godności.

Ale choć na listach wyborczych pojawiały się wtedy nowe nazwiska, centrum władzy i tak było dzielone między starymi politycznymi elitami – ugrupowaniem Petra Poroszenki, Julii Tymoszenko czy Partii Regionów, która przekształciła się w Opozycyjną Platformę – Za Życie (OPZŻ). Dziś liderzy tych ugrupowań zajmują trzy ostatnie miejsca w rankingu zaufania, podobnie jak cała Rada Najwyższa - najsłabsza w rankingach zaufania instytucja w kraju.

Według badań KMIS Tymoszenko dziś ufa 21 proc. badanych, Poroszence – 19 proc., a Jurijowi Bojko (lider OPZŻ) – 13 proc.

- To jest rewolucja. Całkowita zmiana ukraińskiego krajobrazu politycznego. Prorosyjski obóz, który tradycyjnie miał duży wpływ na formowanie władzy, został doszczętnie zdyskredytowany i zniszczony. Kropkę nad "i" postawiła ustawa o zakazie prokremlowskich partii. Rosja ostatecznie straciła możliwość wpływu na naszą politykę wewnętrzną – ocenia Fesenko.

Stare elity polityczne dziś niemal całkowicie zniknęły z informacyjnej przestrzeni. Rada Najwyższa obraduje w trybie zamkniętym. Telewizje już nie pokazują popularnych talk-show, które zawsze kończyły się jatką między politykami różnych opcji. Zamiast tego główne kanały telewizyjne transmitują wspólny telemaraton. Większość czasu na antenie jest poświęcona problemom związanym z obroną kraju. Do tego obowiązuje zasada niekrytykowania władz, przynajmniej w sposób otwarty.

- Polityka wewnętrzna praktycznie przestała istnieć. Co jakiś czas pojawiają się jakieś kryzysy i próby podszczypywania rządzących. Ale te sztucznie podgrzewane konflikty już nie wzbudzają emocji. Społeczeństwo jest zajęte przetrwaniem i pomocą wojskowym – mówi Fesenko.

Siły Zbrojne Ukrainy (ZSU) są dziś najbardziej zaufaną instytucją w kraju (97 proc. badanych). Dlatego już teraz politolodzy wymieniają szefa Sztabu Generalnego Walerija Załużnego jako osobę z ogromnym potencjałem politycznym w przyszłości. Jego słowa o tym, że "będzie nam ciężko, ale nigdy wstyd", stały się mottem dla wielu Ukraińców.

W sondażach wysoko utrzymuje się też Sergij Prytuła, prezenter, aktor, który stał się głównym wolontariuszem Ukrainy. Jego fundacja w dwa dni uzbierała 600 mln hrywien (ok. 78 mln zł) na cztery bayraktary dla ukraińskiego wojska. Turecka firma przekazała trzy bezpłatnie, więc zamiast nich fundacja kupiła satelitę i dostęp do bazy zdjęć satelitarnych ICEYE.

Prytuła już poinformował, że pod koniec roku zamierza założyć własną partię polityczną. Jeśli odbędą się zaplanowane na jesień 2023 roku wybory parlamentarne, jego przyszłe ugrupowanie może zostać drugą siłą polityczną w kraju. Sympatyzuje z nim 32 proc. badanych, podczas gdy poziom poparcia dla Europejskiej Solidarności Poroszenki wynosi 15 proc., a bardzo negatywny stosunek do partii byłego prezydenta ma 51 proc. badanych.

- Jest też duże zainteresowanie ludzi doradcą szefa Biura Prezydenta, Ołeksijem Arestowyczem. Ale na fali tej popularności Arestowycz popełnił falstart, ogłaszając, że ma prezydenckie ambicje. Wielu osobom wydaje się on bardzo wpływową postacią, ale w rzeczywistości tak nie jest. Przewaga informacyjna, którą zdobył, nie jest tożsama z polityczną – wyjaśnia Fesenko.

Samobójcza misja prezydenta

Na razie jednak liderem wszystkich sondaży pozostaje prezydent Wołodymyr Zełenski i jego partia Sługa Narodu.

- Z małymi wahaniami poparcie dla niego oscyluje na poziomie 80-90 proc. Mówi to, że po pół roku wojny społeczeństwo ukraińskie nadal jest silnie zjednoczone wokół prezydenta – ocenia Fesenko.

Przed wojną wielu Ukraińców obawiało się, że w przypadku konfliktu z Rosją Zełenski okaże się słabym przywódcą - ucieknie z Kijowa albo nie będzie miał szacunku wśród wojskowych. Tymczasem prezydent wykazał się dojrzałością.

- Stał się prawdziwym mężem stanu i pomimo wielu obaw pokazał, że umie delegować obowiązki. Wojsko, rząd i lokalne władze mają dużą autonomię, ale przy tym każdy wie, co ma robić. Jest wyraźny podział obowiązków i kompetencji – uważa Fesenko.

Na razie Zełenski ma więc polityczny monopol, nie oznacza to jednak, że nic się nie może zmienić. W razie zwycięstwa Ukrainy prezydent będzie musiał dzielić laury z wojskowymi i wolontariuszami, a w razie porażki zostanie jej jedynym ojcem.

- Nie ma gwarancji, że Zełenski zostanie powojennym prezydentem. Znamy z historii choćby przypadek Winstona Churchilla, który przeprowadził Wielką Brytanię przez wojnę, ale kolejnych wyborów nie wygrał - wskazuje Orysia Łucewycz.

- Na razie Rosja jest wrogiem numer jeden i nie czas na domowe waśnie. Kiedy jednak wojna się skończy, ludzie zaczną zadawać niewygodne pytania. Władze będą musiały wytłumaczyć, czemu ludzi do tej wojny nie przygotowały. Pojawi się też temat zdrajców w SBU, którzy pozwolili Rosji szybko zająć południe Ukrainy. Wówczas szefem organizacji był Iwan Bakanow, wieloletni przyjaciel Zełenskiego.

Na razie jednak radykalny zwrot nastąpił nie tylko w postrzeganiu prezydenta. Na początku lutego 67 proc. Ukraińców uważało, że kraj zmierza w złym kierunku. Dziś 76 proc. badanych ocenia kierunek zmian jako dobry.

O tym, jak zjednoczeni czują się Ukraińcy, mówią również badania pokazujące, że 90 proc. społeczeństwa zdecydowanie odrzuca jakiekolwiek terytorialne ustępstwa wobec Rosji. I niewiele zmieni tu płynąca z Zachodu presja, aby Rosja i Ukraina wróciły do negocjacji pokojowych.

Rozpad starego systemu

- Najważniejsze zadanie na dziś to wygrać wojnę z minimalnymi stratami. 98 proc. Ukraińców wierzy, że Ukraina zwycięży. Ale jeśli kraj zostanie zniszczony, ciężko będzie nam iść na przód – mówi prof. Ołeksij Haran, politolog z Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.

Już teraz 70 proc. badanych deklaruje, że odczuwa pogorszenie się sytuacji ekonomicznej. Wojna spowodowała rekordowy, 35-proc. poziom bezrobocia. Do tego inflacja na poziomie 30 proc. i spadek PKB o 40 proc. w drugim kwartale. A na dodatek blisko osiem milionów osób, które opuściły tereny objęte walkami i potrzebują dachu nad głową. I niemal codzienne ataki rakietowe, które niszczą ukraińską infrastrukturę.

Teraz ukraińska gospodarka wytrzymuje tylko dzięki zachodniej kroplówce. Jak będzie po wojnie? Wizja Zełenskiego zakłada, że w odbudowę zaangażują się zachodnie kraje, które zostaną "patronami" konkretnych miast albo branży, jak na przykład stoczni w Mikołajowie. Z nowoczesną infrastrukturą Ukraina szybciej zbliżyłaby się do Europy.

- Jest jednak bardzo istotny problem. Rak, który trawił Ukrainę od zawsze - korupcja. Bez inwestycji Ukraina nie zostanie odbudowana. Ale jeśli zachowają się stare oligarchiczne rządy, żaden inwestor do nas nie przyjdzie – mówi Łucewycz.

Wojna sprawiła, że oligarchowie utracili dużą część swoich wpływów. Wielkie fortuny topnieją albo są niszczone przez rosyjskie rakiety, jak choćby huty Rinata Achmetowa w Mariupolu. Lobbystyczne ustawy nie trafiają do Rady Najwyższej, a telewizja przestała być narzędziem do manipulacji społeczeństwem. A pomimo wielu protestów w życie weszła antyoligarchiczna ustawa Zełenskiego, która może znacząco utrudnić wielkiemu biznesowi wpływ na politykę.

- Stary system podziału wpływów rozpada się na naszych oczach. W przyrodzie jednak nie istnieje próżnia. Ktoś traci wpływy, a ktoś je zyskuje. Pytanie więc, czy na miejscu starego systemu utworzą się nowe grupy wpływu, które będą chciały wykorzystać pieniądze na odbudowę kraju? Tworzące się teraz oddolne ruchy polityczne, będą patrzeć starym elitom na ręce, ale bez reform duże zmiany się nie odbędą – uważa Łucewicz.

Kluczową z serii zmian jest reforma sądownictwa.

- Nigdy nie mieliśmy praworządności. Sądy w Ukrainie istniały jako oddzielny rodzaj biznesu – przyznaje Fesenko.

Oligarchowie korzystali z ręcznie sterowanych sądów, żeby chronić swoje majątki i pożerać konkurencję. Każda władza zaś bała się, że reforma i uniezależnienie sądów obróci się przeciwko nim.

Nawet pod rządami Zełenskiego przez dwa lata bojkotowano nominację szefa specjalnej prokuratury antykorupcyjnej (SPA). W grudniu 2021 roku transparentny konkurs na to stanowisko wygrał detektyw Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NBAU) Ołeksandr Klymczenko. Ale do swojego gabinetu wszedł dopiero pod koniec lipca tego roku po tym, jak Ukraina otrzymała status kandydata do UE, a reforma sądownictwa stała się głównym wymogiem Unii Europejskiej.

- Nagle okazało się, że nominację Klymczenki można przeprowadzić bardzo szybko. Można też bez ociągania wyznaczyć dwóch szanowanych w społeczeństwie sędziów do Najwyższej Rady Sprawiedliwości, która ma wpływ na politykę kadrową w sądach - mówi prof. Ołeksij Haran. - To pokazuje, jak ważne jest, aby Zachód był z nami nie tylko na wojnie, ale i w transformacji. Nikt w Ukrainie nie ma dziś wątpliwości, że walczymy nie tylko o utrzymanie przy życiu naszego państwa, ale stworzenie nowego, demokratycznego, europejskiego kraju. Zmiany będą wymagały od wszystkich ciężkiej pracy, ale społeczeństwo dojrzało do tego. Jest gotowe pracować i wymagać tego samego od rządzących.

Tatiana Kolesnychenko jest dziennikarką Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
wojna w Ukrainiewołodymyr zełenskiwładimir putin