Gen. Roman Polko: w otoczeniu prezydenta brakuje człowieka, który ma wiedzę o armii
- W otoczeniu prezydenta Andrzeja Dudy brakuje głosu człowieka, który ma wiedzę instytucjonalną na temat armii i mógłby na bieżąco informować głowę państwa o tym, co armię boli i jak należałoby chociażby rozgrywać nasze sprawy w NATO - mówi WP gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u. Jak dodaje, warto aby prezydent wykonał gest wobec rezygnujących generałów - na przykład powołując taką osobę na stanowisko doradcy.
15.03.2017 | aktual.: 15.03.2017 19:33
Gen. Jerzy Gut zrezygnował właśnie ze stanowiska. To kolejna taka decyzja, ale czy jest wspólny mianownik dla nich wszystkich?
Gen. Roman Polko: - Problemem jest przede wszystkim to, że nie są to zwyczajne odejścia. Wojskowi, którzy teraz rezygnują, kształtowali się już w nowej rzeczywistości - mają też doświadczenie bojowe z Iraku, Afganistanu. Mają też dyplomy z uczelni amerykańskich, kanadyjskich, niemieckich czy brytyjskich. To jest pokolenie żołnierzy, o którym - a rozmawiałem o tym ze śp. Lechem Kaczyńskim - prezydent mówił bardzo dobrze.
WP: A co konkretnie?
Że ta nowa generacja jest cenna i że nawet wcześniej należy pewnych ludzi z niej awansować, aby ich przygotowywać do zajmowania kluczowych stanowisk w NATO.
Nawet w tej chwili na te kolejne odejścia z armii patrzymy z perspektywy własnego podwórka, a powinniśmy przecież patrzeć z perspektywy Sojuszu. Dlaczego tych - przecież bardzo dobrze przygotowanych oficerów - nie "eksportujemy" teraz do struktur NATO? Dlaczego po pewnym - na przykład pod okiem prezydenta - przygotowaniu dyplomatycznym nie reprezentują Polski w Pakcie?
WP: Pan pyta, ale niech pan odpowie.
Po pierwsze mam wrażenie, że - na początek - brakuje komunikacji i zwykłej rozmowy. Bo to nie jest tak, że - jak mówił pewien poseł - to generał ma się dogadać z ministrem, a nie minister z generałem.
WP: Pieczę nad armią mają minister obrony i prezydent.
Ale generał, żeby spróbować się porozumieć z ministrem, najpierw musi trafić przed oblicze tego ministra. A jeśli nie jest do tego dopuszczany, to co wtedy? I po drugie: przykleja się tym ludziom, którzy teraz odchodzą, łatki jak z numerem PESEL, bo rozpoczynali służbę przed 1990 r. Przecież wtedy ci generałowie kopali rowy i tyrali na poligonie.
WP: To dlaczego są de facto wypychani z armii?
Racjonalnie nie jestem w stanie panu odpowiedzieć, bo tego nie da się zrozumieć.
WP: Wspomniał pan swoje rozmowy z Lechem Kaczyńskim o wojsku. I co prezydent mówił?
Byłem wtedy p.o. szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Taką dłuższą rozmowę mieliśmy lecąc śmigłowcem na pewną uroczystość, a rozmawialiśmy także przy okazji nominacji. Wtedy gen. Mieczysław Gocuł był jeszcze pułkownikiem i nawet chciałem go zaangażować do pracy w BBN, ale losy potoczyły się inaczej. Razem z nim zresztą studiowałem, podobnie znam też gen. Marka Tomaszyckiego i pozostałych generałów, którzy odchodzą. To twardzi i pryncypialni oficerowie, a do tego świetnie wykształceni.
To nowa generacja oficerów, która ma doświadczenie na polu walki. Pozbawienie wojska właśnie takich ludzi, to utrata kapitału, z którego trzeba korzystać.
WP: Kto rządzi w wojsku? Minister obrony czy prezydent, który konstytucyjnie jest zwierzchnikiem sił zbrojnych?
Byłoby dobrze, gdyby doszło tu do jakiegoś porozumienia. W poprzednim układzie, kiedy ministrem obrony był jeszcze Tomasz Siemoniak, to szef BBN gen. Stanisław Koziej rozwalił mu system dowodzenia - także w wojskach specjalnych - tworząc dualizm w dowodzeniu. A teraz z kolei zwierzchnik sił zbrojnych - prezydent - właściwie nie reaguje na odejścia z armii, które osłabiają jej potencjał.
W wojsku polskim nie dzieje się tragedia, bo mamy teraz - jak mówiłem - doświadczenie z Iraku i Afganistanu, szeroką kadrę, która nie malowała trawy na zielono, ale walczyła na froncie. Problemem jest to, że zbyt szybko ten kapitał wytracamy, przez co w wojsku tworzy się wyrwa pokoleniowa.
WP: W czasie rządów PO, jak pan mówi, dominował ośrodek prezydencki, jeśli chodzi o wojsko. A teraz to minister jest najważniejszy?
Wówczas tak było, bo przecież to nawet prezydent Bronisław Komorowski ogłaszał wyniki przetargu na śmigłowce, co było dość kuriozalne. A teraz? Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz jako bezpośredni zwierzchnik od początku do końca odpowiada za wojsko. Nie wiem, jaki wpływ ma tu prezydent Andrzej Duda, ale ani razu nie zabrał głosu w sprawie odejść z armii.
Jeśli spojrzymy na USA, to tam prezydent Donald Trump ma w swoim najbliższym otoczeniu - na stanowiskach ministerialnych i wśród doradców - generałów. Ostatnio takie stanowisko proponował gen. Robertowi Howardowi, który dowodził GROM-em w Iraku. W Polsce z kolei mamy tendencję zupełnie odwrotną - takich ludzi się wypycha. Oczekiwałbym jednak od zwierzchnika sił zbrojnych, aby komuś takiemu jak gen. Gocuł czy gen. Tomaszycki po prostu zaproponował stanowisko doradcy. Oni mają świetne kontakty w NATO, bo szef Sztabu Generalnego był już niemal dyplomatą. Żaden taki gest w kierunku ludzi odchodzących z armii nie został przez Andrzeja Dudę wykonany.
WP: Słyszę w pana słowach żal.
Zdecydowanie tak. W otoczeniu prezydenta brakuje głosu człowieka, który ma wiedzę instytucjonalną na temat armii i mógłby na bieżąco informować głowę państwa o tym, co armię boli i jak należałoby chociażby rozgrywać nasze sprawy w NATO. Trzeba się tu nauczyć korzystać z narzędzi, które się ma. Dam przykład. Kiedy minister Macierewicz ogłaszał, że Egipt sprzedaje okręty Mistral Rosjanom za jednego dolara, to mam tu kluczowe pytanie: czy taką informację przekazał attaché Egiptu, czy taka informacja dotarła do MON z innego miejsca?
WP: MON wskazuje w odpowiedziach na to pytanie, że źródło jest niejawne i nie będzie ujawnione.
Po to są odpowiednie struktury w NATO i w państwach członkowskich oraz attachaty wojskowe, aby się z nimi kontaktować. Komunikacja w postaci wydawania dyrektyw z jednej strony powoduje, że władza - jakakolwiek by nie była - odrywa się od społeczeństwa. A w armii jest to tym bardziej niebezpieczne.
WP: Według informacji MON w Sztabie Generalnym wymieniono 90 procent oficerów na stanowiskach dowódczych, a w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych - 82 procent. Czy to ma realny wpływ na zdolności obronne państwa?
Zdecydowanie. Jeśli wymieniono tak wielu oficerów na kluczowych stanowiskach, te instytucje będą się teraz zajmować własną organizacją i tworzeniem się od nowa, a nie dowodzeniem wojskiem. Z pewnością jest to bardzo niebezpieczne dla ciągłości dowodzenia.