Wojna między Rosją a Ukrainą rozpoczęła się w 2014 roku od walk w Donbasie, a 24 lutego 2022 r. Rosja zaatakowała na pełną skalę. Inwazja przebiegała równocześnie z trzech kierunków: od wschodu, gdzie oba państwa mają wspólną granicę, od południa - przez Krym, zajęty przez Rosję w 2014 roku bez walki, oraz od północy - przez terytorium Białorusi.
Nad ranem 24 lutego Władimir Putin ogłosił rozpoczęcie "specjalnej operacji wojskowej". Kilka godzin wcześniej sekretarz stanu USA, Antony Blinken, publicznie stwierdził, że rosyjski atak na Ukrainę nastąpi jeszcze tej nocy.
Wiedzieli, że dojdzie do ataku na Ukrainę
Emerytowany generał Tomasz Piotrowski, który w lutym 2022 r. pełnił funkcję dowódcy operacyjnego rodzajów sił zbrojnych, potwierdził w rozmowie z PAP, że Wojsko Polskie również przewidywało inwazję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Działania Trumpa ws. Ukrainy. "Oczekiwaliśmy zupełnie czegoś innego"
- Było wiadomo, że to nastąpi tej nocy - wspominał wojskowy, który dowodził jednostką odpowiedzialną za reagowanie na zagrożenia.
Na czym opierała się ta pewność? Generał zwrócił uwagę, że po stronie rosyjskiej pojawiły się już relacje świadczące o tym, że jednostki otrzymały rozkazy na 24, 48, a nawet 72 godziny przed atakiem. Skoro taką informację przekazano wielu osobom, utrzymanie jej w tajemnicy było trudne.
- Od pierwszej dekady lutego pozostawało jedynie pytanie, czy atak nastąpi 22, 23 czy 24 lutego. To było oczywiste - powiedział.
Generał wspominał, że w noc poprzedzającą inwazję nie poszedł spać.
- O godz. 23 udałem się do służbowego mieszkania niedaleko Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Około godz. 2 w nocy umyłem się i ogoliłem. W pewnym momencie żona, która akurat mnie odwiedziła, zapytała, czy słyszałem, co Putin mówi w telewizji - opowiadał.
Dodał, że pierwszy telefon otrzymał w drodze do dowództwa.
- Byłem kilkaset metrów od bramy. Szef zmiany powiedział, że Putin ma orędzie. "Wiem, za chwilę będę u siebie" - wspominał emerytowany oficer. Podkreślił, że w Dowództwie Operacyjnym RSZ nie było paniki, ponieważ "stało się coś, co przewidywaliśmy od kilkunastu już dni".
Kapitulacja Ukrainy do 96 godzin
Tego dnia o godz. 8 rano w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyła się narada z udziałem prezydenta, członków rządu, wojskowych dowódców i szefów służb specjalnych. Początkowo takie spotkania organizowano dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Z czasem ich liczba zmniejszyła się do jednego na dzień.
- Z narady 24 lutego rano na zawsze pozostanie ze mną pierwsza ocena, że kapitulacja państwa ukraińskiego zajmie 48 do 96 godzin - wspominał generał Piotrowski. Dodał, że taką analizę przedstawiły polskie służby specjalne, podkreślając, że była ona opracowana we współpracy z sojusznikami.
Mimo że Ukraina broni się już od trzech lat, Piotrowski uważa, że w pierwszych godzinach inwazji można było przypuszczać, iż walki zakończą się szybko. Przywołał rozmowę z początku lutego 2022 r., gdy do Polski zaczęli przybywać żołnierze amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej.
Była to wówczas jednostka pełniąca w amerykańskich siłach zbrojnych dyżur jako siły szybkiego reagowania. Prezydent USA, Joe Biden, wysyłając żołnierzy, deklarował, że ich celem jest wsparcie sojuszników w Europie oraz odstraszanie Rosji. Trzecim - wówczas nieujawnianym publicznie, ale znanym polskim wojskowym i politykom - powodem było zabezpieczenie ewakuacji obywateli USA i ich współpracowników z Ukrainy. Amerykańskie wojsko przeprowadzało podobną operację pół roku wcześniej w Kabulu.
Piotrowski zauważył, że wojskowo najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby wspieranie ewakuacji drogą powietrzną, lecz na Ukrainie nie dało się tego zrobić bez wykorzystania polskiego terytorium. Dlatego zapytał jednego z amerykańskich generałów, czy planują loty nad Ukrainą.
- Usłyszałem, że nie planują wlatywania nad Ukrainę, chyba że będzie trzeba ewakuować prezydenta Ukrainy - powiedział PAP generał.
Ewakuacja samolotów. Błaszczak stanął na wysokości zadania
Kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji zachodnie media donosiły, że Wołodymyr Zełenski otrzymał propozycję ewakuacji, lecz odmówił, mówiąc, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki.
Już w nocy z 24 na 25 lutego 2022 r. attache obrony Ukrainy w Warszawie zwrócił się do Dowództwa Operacyjnego RSZ z prośbą o przyjęcie ukraińskich samolotów transportowych wraz z personelem. Obawiano się, że jeśli maszyny pozostaną na Ukrainie, zostaną zniszczone przez Rosjan.
Piotrowski podkreślił, że choć uważał pomoc za konieczną, decyzja powinna zapaść na szczeblu politycznym, a nie wojskowym. Zgodnie z międzynarodowym prawem konfliktów zbrojnych przyjęcie na swoje terytorium kombatantów strony walczącej wiązałoby się z obowiązkiem ich internowania. Niewiadomą była także reakcja Rosji, a w najgorszym scenariuszu można było obawiać się ataku rakietowego na polskie lotnisko.
Ówczesny szef MON, Mariusz Błaszczak, podjął decyzję o przyjęciu ukraińskich maszyn.
- Tu akurat minister Błaszczak stanął na wysokości zadania. Powiedział, że przyjmujemy samoloty, nie konsultował się z nikim, przyjął odpowiedzialność - relacjonował Piotrowski. Co ciekawe, generał pozytywnie ocenił działania byłego ministra, mimo że obecnie pozostają w sporze prawnym.
Ostatecznie ukraińskie samoloty transportowe trafiły do bazy Sił Powietrznych w Dęblinie. Ukraińskim lotnikom narzucono ograniczenia w poruszaniu się po Polsce, a maszyny pozostają na polskim lotnisku.