ŚwiatGdzie się podziali prawdziwi dresiarze?

Gdzie się podziali prawdziwi dresiarze?

Polscy dresiarze są dresiarzami już tylko z nazwy. Zaczęli nosić się w stylu disco-fafarafa i używać eau de cologne. Nawet ich samochody nie mają już trzech pasków na masce i tylko podświetlane podwozia tych wehikułów dyskretnie świadczą o ich dawnej świetności. Honoru światowego dresiarstwa bronią wybrani mieszkańcy Irlandii. Miejscowi dresiarze to prawdopodobnie ostatni przedstawiciele tego ginącego gatunku w Europie.

Piotr Czerwiński

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Tak, proszę Państwa. Do historii odchodzi pradawne staropolskie dresiarstwo, które onegdaj potykało się w bojach ze studenciakami przy użyciu kijów bejsbolowych oraz tępych skojarzeń i stawało w szranki z policją, ponosząc krwawe straty w postaci aresztowań za włam do gieesu. Rodzima etnografia na zawsze zapamięta ich jako dzielnych młodzieńców, którzy nigdy nie wahali się spojrzeć śmierci w oczy, kiedy kradzionymi limuzynami pędzili ku przeznaczeniu, by z powodu nadmiernej prędkości zdobyć laur honorowych dawców nerek. A szelest markowych dresów i chrzęst złotych łańcuchów odstraszał na kilometr psy podwórkowe i akwizytorów drugiego filaru. Gdy nadciągali, więdły nawet kwiaty, a sprzedawcy w kiosku Ruchu popuszczali w spodnie. A teraz koniec. Odeszli do krainy zapomnienia. Zostały po nich tylko puste stragany na bazarach i kolekcje magazynów z gołymi paniami.

Ech żegnajże, prawdziwy dresiarzu. Nigdy nie pytaj komu gra radio samochodowe, które ukradłeś wczoraj w nocy. Gra ono Tobie.

Dziś to już nie ta sama dzielna polska młodzież, co kiedyś. Nażelowane toto jakieś i wyfiokowane, na solarkę chodzi zamiast do siłowni, i nawet bejsbola nie dobywa, kiedy należy unieść się dla dobra białogłowy. Nawet małego nadmuchiwanego bejsbolika.

Na całe szczęście ginący gatunek ma się doskonale w Irlandii, Republic of, gdzie rezyduje kwiat europejskiego dresiarstwa, wywodzący się w prostej linii od leprechaunów, którzy przestali nosić zielone kubraki po napadzie na sklep adidasa. Spośród wszystkich irlandzkich zjawisk nadprzyrodzonych, tamtejsi dresiarze robią najbardziej egzotyczne wrażenie; są tak widowiskowi, że turyści powinni fotografować się z nimi na tle zabytkowych budowli, podobnie jak robiło się to kiedyś z punkami w Londynie bądź tamtejszą policją w szpiczastych hełmach. Bacznie przyglądam się reprezentantom tego kwiecistego nurtu, bo wiem że i oni kiedyś odejdą w zapomnienie, wyjadą do Australii albo znikną w czeluściach aresztów. A bez nich ulice Dublina już nigdy nie będą takie, jak dawniej.

Irlandzki dresiarz ma też kilka zasadniczych cech, które pozwalają go odróżnić od dresiarza polskiego, bo wiadomo, co zachodnia produkcja, to nie jakieś remizowe imitacje. Przede wszystkim jest absolutnie niegroźny, choć stara się sprawiać odwrotne wrażenie i często mu się to udaje. Dzięki temu niektórzy dublińscy dresiarze do dziś nie wiedzą o zakazie palenia w swoim lokalnym pubie, ponieważ nikt nie odważył się jeszcze im tego powiedzieć. To bardzo niesłuszny osąd, bo szanujący się dubliński dresiarz brzydzi się gwałtem i wyznaje wyłącznie filozofię autoagresji. Pozwala mu ona zachować równowagę psychiczną i pozostać ze światem w bezpiecznym jing-jangu. To dlatego pije nadmierne ilości alkoholu, a następnie próbuje rozbijać głową latarnie, chodniki i ściany supermarketów. Wymiotuje przy tym na swój archiwalny dres typu Vintage Barcelona Olympic Games, którego nie wyprał od czasu gdy wspomniane igrzyska miały miejsce.

Jego trackies są dla niego święte i nie pozwoli zmyć z nich zapachu glorii dawnych dni, kiedy poderwał swoją pierwszą dziewczynę na wiadro kartofli. Dres irlandzkiego dresiarza jest więc klasą samą w sobie. Zwykle towarzyszy mu bluza z kapturem, która jest bardzo użyteczna w symulowaniu, że jest się złodziejem napadającym na osiedlowe sklepy. Gdyby tylko Bozia pozwoliła wytrzeźwieć, oczywiście. Z reguły jest to dres bawełniany, który w normalnym świecie służyłby do uprawiania sportu. Bardziej postępowi dresiarze noszą ortaliony, chociaż to nie jest zgodzie z etyką umartwiania, gdyż potrafi skutecznie chronić przed deszczem. Tacy dresiarze narażają się na ostracyzm ze strony ortodoksyjnych towarzyszy, podejrzenia o dewiacje seksualne, a w przypływie największej złości - o konszachty z Polakami.

Z powodów religijnych dobry dresiarz ma też w głębokiej pogardzie opiekę dentystyczną. Ortodoksyjny nihilizm zobowiązuje go także do ogólnego unikania ablucji; regulaminową zaś fryzurą irlandzkiego dresiarza jest przyklepana grzywka oraz kogut na czubku głowy, obowiązkowo ufarbowany na biało, przy użyciu domowego zestawu do farbowania włosów. U bruneta wygląda to tak, jakby gołąb narobił do węglarki i podobnie jak wiele modnych fryzur w dzisiejszych czasach, nie da się wytłumaczyć mocą żadnej logiki.

Irlandzki dresiarz nie musi kraść ani napadać, gdyż państwo płaci mu zasiłek dla dresiarzy, pozwalający się bezboleśnie przepijać, a także funduje mu darmowe mieszkanie na dresiarskim osiedlu, gdzie w oparach swej wiary może chować swoich szesnaścioro dzieci. One też chcą zapisać się do dresiarstwa i już dziś rzucają kamieniami w samochody. Noszą specjalne małe dresiki z reprezentacyjnym emblematem dowolnie wybranej drużyny piłkarskiej z Wielkiej Brytanii. Z ich powodu państwo daje dresiarzowi szesnaście specjalnych mini-zasiłków, co jest podwójnie motywujące, by spłodzić następnego potomka po pijaku.

Ciekawa w swej prostocie jest także irlandzka dresiara, której dresy mają przepisowo kolor różowy oraz zawierają motywy graficzne z disnejowskich kreskówek. Dresiara o każdej porze roku nosi futrzane kozaki, a także pięć kilo fluidu na twarzy i zaczeskę w stylu Alfa, dzięki czemu jej wygląd tworzy spójną i harmonijną całość. Dresiara bardzo kocha swojego dresiarza i przynosi mu czteropaki. Lubi dostawać w nagrodę z pięści między oczy, a największy ubaw mają z tego dzieci.

Dresiarz irlandzki jest bowiem bardzo sfrustrowaną jednostką i musi gdzieś wylewać swe żale, które przepełniają jego umęczoną duszę. Niezbędną frustrację zapewniają irlandzkiemu dresiarzowi Polacy, którzy zabierają mu pracę, przez co dresiarz nie ma po co żyć i musi pochłaniać hektolitry cidera na swoim dresiarskim blokowisku. Stara się jednak nie poddawać i chłonie życie takim, jakie jest, oddychając pełną piersią. To dlatego zawsze ma otwarte usta.

Dresiarski fach przechodzi w Irlandii z ojca na syna i naprawdę nie rozumiem dlaczego Social Welfare nie zarejestruje dresiarza jako nowej profesji. Uważam, że to wymaga nie lada kunsztu, by całe życie spędzić na zasiłku, podpierając ścianę przed pubem i wyścielając chodnik niedopałkami, a także utrzymując, że nieuctwo i lenistwo to podłe urojenia, za którymi stoją podstępni iluzjoniści na usługach Brukseli. I że jeśli natychmiast nie odeślemy do domu obcokrajowców, idylla się skończy i nigdy nie powrócą złote lata, kiedy nikt nie musiał nic robić, bo obcokrajowcy robili za nas wszystko. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi.

Dobranoc Państwu.

Piotr Czerwiński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Słownik wyrazów obco brzmiących:
Trackies (od tracksuit) - dresy. Najczęściej w odniesieniu do spodni.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
drespolskairlandia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (63)