Gdyby to się udało, świat byłby dziś zupełnie inny
W nocy z 18 na 19 sierpnia 1991 roku świat wstrzymał oddech. W Rosji doszło do zamachu stanu. Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego, na czele którego stanął wiceprezydent ZSRR Giennadij Janajew, ogłosił przejęcie władzy nad atomowym imperium. Przebywającego na urlopie prezydenta Związku Radzieckiego Michaiła Gorbaczowa uwięziono w letniej rezydencji. Na wolności pozostał jednak Borys Jelcyn.
- To była najdziwniejsza w historii świata próba przewrotu - wspomina publicysta Aleksiej Pankin. - Zazwyczaj puczyści chcą wprowadzić nowe porządki, a tymczasem grupa Janajewa domagała się po prostu, by istniejąca konstytucja ZSRR znów zaczęła obowiązywać.
W połowie lat 80. w ZSRR rządził chaos. Władze centralne rywalizowały o wpływy z przywódcami poszczególnych republik. Przyzwyczajeni do posłuchu obywatele radzieccy czuli się zagubieni.
Aleksiej Pankin sierpień 1991 roku pamięta doskonale - jego ojciec, przebywający na placówce w Czechosłowacji, był jedynym radzieckim dyplomatą, publicznie potępiającym Janajewa. Aleksiej w czasie puczu przebywał w redakcji dziennika "Niezamisimaja Gazieta". Pracujący tam dziennikarze w każdej chwili spodziewali się aresztowania.
- Jednocześnie jednak - opowiada rosyjski publicysta - od czasu do czasu przerywali swą idealistyczną walkę o demokrację i wyskakiwali do pobliskich sklepów.
Na długo przed puczem po Moskwie krążyła plotka, że KGB gromadzi w tajnych magazynach pomoc humanitarną z Zachodu, by w czasie przewrotu zapełnić żywnością puste półki sklepów i tym samym przekabacić ludność. W rzeczywistości puczyści nie przygotowali kiełbasy dla ludu, co w dużej mierze przesądziło o ich klęsce. - Kiedy moi koledzy wracali ze sklepów z pustymi rękami, ich wola walki o demokrację drastycznie wzrastała - śmieje się Pankin.
Poza tym - opowiadają świadkowie tamtych wydarzeń - drużynie Janajewa brakowało woli walki. Pucz bardzo szybko przerodził się w parodię prawdziwego zamachu stanu.
"Naczelnik na urlopie"
Mimo dwóch dekad, które upłynęły od tych znaczących dla całego świata wydarzeń, o ich genezie wciąż wiemy niewiele. Niejasna pozostaje rola Michaiła Gorbaczowa. - To należało do radzieckiej tradycji - twierdzi komentator "RIA Novosti", Dmitrij Babicz. - Gdy trzeba było podjąć ryzykowną decyzję, naczelnik wybierał się na urlop. Wzywał swojego zastępcę, wydawał mu polecenia, a sam znikał, czekając, co będzie. Jeśli wszystko szło zgodnie z planem, szef jak gdyby nigdy nic wracał. W przypadku klęski, udawał, że o niczym nie wie i wszystko zwalał na swojego podwładnego. Bardzo możliwe, że Gorbaczow wiedział o planach puczystów, a po ich przegranej opowiedział się przeciwko nim - mówi.
Ostatnie lata Związku Radzieckiego upływały w cieniu rywalizacji między prezydentem ZSRR, Michaiłem Gorbaczowem, a jego największym politycznym konkurentem, Borysem Jelcynem. W czerwcu 1991 r. Jelcyn został prezydentem Rosji. Jego kompetencje rażąco kolidowały z kompetencjami Gorbaczowa. Osobista niechęć dwóch politycznych liderów skomplikowała i tak szalenie trudną sytuację wewnętrzną ZSRR.
- Wyobraźmy sobie, że władze Anglii zaczynają robić dokładnie na odwrót do zaleceń rządu Wielkiej Brytanii - opowiada Aleksiej Pankin. - Nietrudno się domyślić, jak na taki stan rzeczy zareagowaliby separatyści ze Szkocji i Walii. W sytuacji, w jakiej znalazł się Związek Radziecki, nawet Wielka Brytania, by się nie utrzymała - wyjaśnia.
20 sierpnia miało dojść do podpisania nowej umowy związkowej, która w zamian za szeroką autonomię poszczególnych republik dawała szansę na przetrwanie ZSRR. Jednak po nieudanym puczu i triumfie Jelcyna, wydarzenia nabrały niekontrolowanego tempa. Kolejne republiki, niczym klocki domina, zaczęły ogłaszać niepodległość. 22 grudnia 1991 prezydenci Rosji, Białorusi i Ukrainy podpisali tzw. umowy białowieskie. Sowieckie imperium przeszło do historii.
- Jedyną motywacją Jelcyna była zemsta na Gorbaczowie, który swego czasu publicznie go złajał i zdymisjonował - twierdzi Pankin. - W tej żądzy zemsty Jelcyn nie znał żadnych ograniczeń. Żadnych.
Moskwa i reszta
Moskwa żyła zwycięstwem nad puczystami. Jelcyn, który w pełne dramatyzmu dni przewrotu odważnie wyrażał swój sprzeciw wobec grupy Janajewa, został niekwestionowanym bohaterem. Rzecz w tym, że większość Rosjan odniosła się do wydarzeń w stolicy biernie, a nawet z obojętnością. Telewizja zdawkowo informowała o wydarzeniach w Moskwie i mieszkańcy prowincji nie zdawali sobie sprawy z historycznych przemian, które działy się obok nich.
- W czasie trwania puczu moja ówczesna żona była z naszym synem na wakacjach na wsi, nad rzeką Kubań - wspomina Pankin. - Mieliśmy tam dom. Gdy wreszcie, po klęsce Janajewa, dodzwoniła się do mnie, opowiedziałem jej o czołgach w stolicy, o nocnym czuwaniu na barykadach i naszej euforii po zwycięstwie. A ona na to: u nas w Kubaniu tragedia: przez rzęsiste deszcze gnije zboże, a nasz sąsiad znowu pije i bije żonę. To było dla niej ważniejsze niż nieudany pucz! I jeszcze powiedziała mi na dokładkę: wszyscy cię tu lubią, ale jak przyjedziesz po mnie i po dziecko, to nie opowiadaj, jakimi bzdurami zajmowałeś się w Moskwie. Nikt tu nie pojmie tych waszych czołgów i barykad - wspomina.
Po latach
Jak dziś Rosjanie oceniają pucz Janajewa? Socjologowie z Centrum Lewady przygotowali z okazji rocznicy najnowsze badania opinii publicznej. Tegoroczne wyniki porównali z wnioskami z lat poprzednich. Okazało się, że wciąż niewielu Rosjan traktuje przegraną Janajewa jako "zwycięstwo demokracji". W 1994 roku uważało tak tylko 7% społeczeństwa, teraz tego zdania jest co dziesiąty respondent. Dziś większość Rosjan (39%) traktuje nieudany zamach stanu, jako "tragiczne wydarzenie, które miało porażająco negatywny wpływ na życie państwa i narodu". W 1994 roku 53% przepytanych uważało, że sierpniowe wydarzenia były wewnętrzną rozgrywką władzy. Dziś sądzi tak 35%.
A co by było gdyby, puczyści wygrali? Dmitrij Babicz sądzi, że wcześniej czy później ZSRR i tak przeszedłby do historii… Klęska puczu była przesądzona.
Katarzyna Kwiatkowska dla Wirtualnej Polski