"Funkcjonariusze PiS i chamy". TVP jako "kolejny front PO"
Powrót do TVP jest obliczony na demobilizację wyborców PiS – mówią Wirtualnej Polsce przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej. Choć starcia z pracownikami telewizji rządowej bywają ostrzejsze, niż potyczki z politykami PiS, największa partia opozycyjna nie zamierza z nich rezygnować.
22.09.2023 20:53
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ
Według informacji WP powrót polityków PO do programów publicystycznych TVP wywołał zaskoczenie wśród dziennikarzy telewizji.
Jak mówi nam jeden z pracowników: oczekiwania władz telewizji i wydawców są jasne: przerywanie, wyprowadzanie z równowagi, odbieranie głosu – wszystkie chwyty są dozwolone, byleby to politycy PO wyglądali na zdenerwowanych. Wtedy trzeba powtarzać widzom, że boją się trudnych pytań. Nie zaszkodzi uderzenie w TVN24 – relacjonują nam anonimowo osoby, które pracują w TVP. Cel jest jeden: przedstawienie opozycji jako awanturników.
Zapowiedzią ostrych starć między przedstawicielami PO a TVP była już konferencja Donalda Tuska przed budynkiem telewizji, którą przerwał pracownik TVP Michał Rachoń. Współautor serialu "Reset", w przeszłości działacz PiS, próbował podejść do byłego premiera w momencie wygłaszania oświadczenia. Politycy PO przyznają, że liczyli się z taką reakcją, a strategia powrotu do programów TVP została przez nich przemyślana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z rozmów z politykami Koalicji Obywatelskiej wynika, że ich strategia powrotu do TVP ma trzy elementy. Chodzi o to, by: pokazać determinację własnym wyborcom, wykazywać brak wiarygodności przekazu TVP oraz próbować przekonać potencjalnych wyborców PiS, że lepiej zostać w domu niż głosować na PiS. - Decyzja jest jasna: bijemy się na wszystkich frontach i TVP jest jednym z tych frontów, chociaż to trudny i nierówny teren wymagający grubej skóry - komentuje w WP Katarzyna Lubnauer, która w czwartek starła się z Magdaleną Ogórek.
"Zdecyduje każdy głos"
- Chcemy, by widzowie zobaczyli, że pracownicy TVP nie tylko są funkcjonariuszami PiS, ale również są chamami. To było doskonale widać po tym, jak zachowywał się Kłeczek w stosunku do posła Myrchy czy Ogórek względem mnie – uważa posłanka. Katarzyna Lubnauer przyznaje też, że wyborcy opozycji oczekują "walki na każdym froncie".
- Wszyscy wiemy, jaka jest stawka tych wyborów. Możemy odzyskać wolność, dokonać przełomu, przywrócić Polsce normalność. Kolejny argument to fakt, że możemy się przebić w TVP do ich widzów z informacjami, które normalnie by do nich nie trafiły – np. afera wizowa. To są wybory o mobilizację, zadecyduje każdy głos - dodaje.
Posłanka Koalicji Obywatelskiej potwierdza, że jedną z motywacji jest próba demobilizacja wyborców partii rządzącej. - Potencjalni wyborcy PiS mogą zrozumieć, że nie chcą legitymizować afer PiS swoim głosem. Bo dlaczego mają brać odpowiedzialność za złodziejstwo, chamstwo i butę władzy – komentuje posłanka.
Politycy PiS nie wierzą w powodzenie tej akcji i dodają, że konfrontacje z prowadzącymi nie przysporzą im sympatii.
Prof. Mieńkowska-Norkiene: Klucz jest gdzieś indziej
W znaczącą skuteczność konfrontacji w TVP nie wierzy prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego. – To nie będą wysokie punkty procentowe. Moim zdaniem klucz jest gdzieś indziej i wymaga licytowania się z PiS na doraźne propozycje. Polskie społeczeństwo nie ufa sobie wzajemnie, nie ufa władzy i woli pieniądze od reform – komentuje.
- Kwestie związane z telewizją mogą wpływać na emocje i niezdecydowanych, ale myślę, że najlepszy moment na działania emocjonalne przyjdzie po marszu 1 października. Uważam, że obecnie PO powinna się bardziej orientować na wyborców, którzy oczekują propozycji i ofert. Po pokazaniu stu konkretów powinna zostać zbudowana spójna narracja adresowana do konkretnych grup, czego nie widzę. Uważam więc, że taka strategia wobec TVP nie ma szczególnie dużego znaczenia – twierdzi prof. Mieńkowska-Norkiene.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski