Francisco Franco - jedyny przywódca, który pokonał Stalina
Generał Francisco Franco był jedynym przywódcą, który pokonał Stalina. Odmówił Hitlerowi i nie przystąpił do II wojny światowej po stronie Niemiec. Uratował swój kraj przed rewolucją komunistyczną, ale ofiary egzekucji przeprowadzonych pod jego rządami liczy się w dziesiątkach tysięcy.
20.03.2015 14:15
17 lutego 1936 r. Półwysep Iberyjski stanął przed największym zagrożeniem w swojej długiej historii. Znacznie poważniejszym niż podbój przez Rzymian, najazd Wizygotów, późniejsze kilkusetletnie panowanie Arabów czy inwazja wojsk Napoleona. Tym razem wróg był znacznie bardziej niebezpieczny. Zagrażał nie tylko życiu i mieniu mieszkańców półwyspu, ale także ich duszom. Wrogiem tym był komunizm. Tego dnia odbyły się fatalne wybory do Kortezów, które wygrał Front Ludowy, złożony z socjalistów, anarchistów i komunistów.
Wydarzenie to uruchomiło eksplozję drastycznej przemocy. W całej Hiszpanii zaczęły płonąć kościoły, księży mordowano, a zakonnice gwałcono i torturowano. Rozpoczęły się strajki, "komitety robotnicze" przejęły fabryki. "Wrogów klasowych", katolików i przeciwników politycznych uprowadzano i zabijano. Los ten spotkał między innymi szefa opozycji monarchistę José Calvo Sotelo. Wyprowadzono go z domu na oczach żony i dzieci, wrzucono do ciężarówki i zastrzelono. Jego ciało porzucono pod bramą cmentarza. Opanowane przez lewicę służby porządkowe nie tylko nie próbowały powstrzymywać przemocy, ale także ochoczo przystąpiły do orgii mordów. W kraju zapanował chaos, stało się jasne, że Hiszpania zostanie przez czerwonych utopiona we krwi i przepoczwarzy się w straszliwą totalitarną dyktaturę na wzór sowiecki.
Tylko że jeszcze bardziej ludobójczą. Hiszpańscy radykałowie, nawet jak na bolszewickie standardy, zadziwiali bowiem swoim fanatyzmem i żądzą mordu. "Chcemy rewolucji! - wrzeszczała socjalistka Margarita Nelken. - Ale rosyjska rewolucja nie może służyć nam za model dlatego, że u nas musi wybuchnąć ogromnym płomieniem pożar rewolucji, który dostrzegą na całym świecie. Kraj muszą zalać fale krwi, która czerwienią zabarwi morze!".
W obronie ojczyzny
Gdy już się wydawało, że los Hiszpanii i jej mieszkańców jest przesądzony, na arenę wkroczył gen. Francisco Franco. Razem z innymi oficerami postanowił ratować ojczyznę przed pogrążeniem się w czerwonym bagnie. Chciał przywrócić w niej ład, harmonię i bezpieczeństwo. 17 lipca 1936 r. oficerowie z bronią w ręku wystąpili przeciwko czerwonemu rządowi. Powstanie wybuchło najpierw na terenie hiszpańskiego Maroka, a w kolejnych dniach przeniosło się na kontynent.
Republikanie strzelają do pomnika Świętego Serca Jezusa w Madrycie fot. Wikimedia Commons
"Do tych, którzy czują świętą miłość wobec Hiszpanii - napisał w manifeście do żołnierzy gen. Franco. - Do tych, którzy w szeregach Armii i Marynarki wierzą w służbę Ojczyźnie. Do tych, którzy przysięgali bronić jej przed wrogami aż do utraty życia. Naród wzywa was do jej obrony! Proponujemy sprawiedliwość i równość wobec prawa. Pokój i miłość pomiędzy Hiszpanami. Wolność i braterstwo zamiast libertynizmu i tyranii". W ten sposób rozpoczęła się hiszpańska wojna domowa. Jeden z najbardziej zakłamanych konfliktów w dziejach świata.
Zgodnie z propagandową wykładnią - która dzięki tabunom pożytecznych idiotów zwyciężyła na Zachodzie - wojna ta była walką dobra ze złem. Dobro mieli rzekomo reprezentować czerwoni, a zło hiszpańscy patrioci walczący pod sztandarami gen. Franco. On sam był zaś przedstawiany jako krwawy satrapa. Niemal jak drugi Hitler. W wojnie domowej w Hiszpanii z jednej strony walczyli mordercy na usługach NKWD, a z drugiej heroiczni obrońcy najbardziej chwalebnych europejskich wartości. Wolności, chrześcijaństwa i konserwatywnego ładu społecznego. Generał Franco był zaś wielkim europejskim bohaterem. Ostatnim rycerzem Starego Kontynentu. "Tam, gdzie ja będę - powiedział w jednym z przemówień - nie będzie komunizmu".
Zbrodnie Chekas
Ta część Hiszpanii, która była okupowana przez komunistów, przypominała piekło. Nadal bestialsko wyrzynano kler i przeciwników politycznych. Ofiarom obcinano członki i genitalia, zdarzały się przypadki ukrzyżowań. Aby zginąć, wystarczyło nosić krzyżyk lub medalik, do więzienia trafiało się za noszenie krawatu lub marynarki. Rewolucjoniści, wzorem bolszewików, stworzyli jednostki bezpieki Chekas, których zadaniem było szerzenie czerwonego terroru. Czerwoni, jak to mają w zwyczaju, wkrótce zaczęli się wyrzynać między sobą.
Trockiści, anarchiści, stalinowcy czy socjaliści wzajemnie się bowiem nienawidzili. W wewnętrznych czystkach oczywiście najskuteczniejsi byli - wspierani przez "doradców" z NKWD - komuniści. Stworzyli nawet obozy koncentracyjne, w których dręczyli i eksterminowali wrogów. Słynne słowa komunistycznej fanatyczki Dolores Ibárruri ("La Pasionaria") - "lepiej jest zabić stu niewinnych, niż wypuścić jednego winnego" - nie były wcale przenośnią. Z pełnym okrucieństwem republikanie wprowadzali je w życie.
Co gorsza, czerwoni na opanowanych przez siebie terytoriach realizowali rozmaite chore gospodarcze eksperymenty. Rozpoczęła się, połączona z rzezią konserwatywnego chłopstwa, kolektywizacja. "Fabrykami zarządzały 'komitety robotnicze', co odbiło się katastrofalnie na produkcji - pisał Marek J. Chodakiewicz. - W wielu miejscach ogłoszono, że pieniądze są nielegalne. Żywność tam wydawano na talony. Wszędzie na terenie Republiki stały kolejki po chleb, nieomylny znak socjalizmu". Wszystko to zepchnęło Hiszpanię w otchłań nędzy, wybuchły epidemie. Śmiertelność na terenach opanowanych przez rewolucję była niezwykle wysoka. Na terenach, które były wyzwalane przez gen. Franco, klęska humanitarna była natychmiast powstrzymywana. Kościół organizował szeroką akcję pomocy humanitarnej, świetnie działał system aprowizacji ludności w żywność.
Oczyszczano sprofanowane świątynie, chrzczono dzieci urodzone pod komunistyczną okupacją i odkopywano masowe groby ofiar czerwonego terroru. Zwykli obywatele mogli wreszcie poczuć się bezpiecznie. Czy oznacza to, że frankiści prowadzili wojnę w rękawiczkach? Oczywiście nie. Oni również mieli na swoim koncie zbrodnie wojenne. O ile jednak czerwoni mordowali ludzi z powodu ich pochodzenia społecznego czy wyznawanej wiary, o tyle represje nacjonalistów spadły głównie na ludzi zaangażowanych w czerwony aparat przemocy. Były więc odpowiedzią na to, co zrobili wcześniej przeciwnicy. Frankiści rozstrzeliwali na ogół komunistycznych milicjantów, funkcjonariuszy Chekas, komisarzy i agitatorów. Poza tym biały terror prowadzony był na znacznie mniejszą skalę niż czerwony. Komuniści i ich lewaccy sojusznicy wymordowali 72 344 ludzi i zagłodzili ponad 100 tys. Frankiści mają zaś na swoim koncie około 32 021 ofiar. Do tej ostatniej cyfry należy dodać 22 641 osób straconych po wojnie. Egzekucje te były jednak skutkiem
procesów sądowych wytoczonych przez hiszpański wymiar sprawiedliwości schwytanym zbrodniarzom wojennym. Można to porównać z wyrokami, które zapadły w sprawach esesmanów skazanych na śmierć po II wojnie światowej. "Walczymy, aby wyzwolić nasz naród od wpływów marksizmu i międzynarodowego komunizmu - mówił gen. Franco - które dostały się do naszego kraju, aby uczynić go satelitą bolszewizmu moskiewskiego. Chcemy ocalić przez tę walkę wartości moralne, duchowe, religijne i artystyczne stworzone przez naród hiszpański w czasie jego długiej, chwalebnej historii".
Taktyka żółwia
To, co różniło gen. Franco od jego wrogów, był również stosunek do sojuszników. Czerwoni byli wasalami bolszewików i wykonywali bez szemrania wszystkie ich polecenia. W swoim żargonie Związek Sowiecki określali jako La Casa (dom). Nad ich biurkami wisiały portrety Stalina i Lenina. Generał nigdy nie dał się zaś zdominować wspierającym go Niemcom i Włochom. Zachował wobec nich całkowitą niezależność, mało tego - doprowadzał ich często do szewskiej pasji. "Niemcy i Włosi - pisał historyk Raymond Carr - zawsze doradzali Franco wojnę błyskawiczną. Nie rozumieli, dlaczego nie bombardował miast nieprzyjacielskich aż do zrównania ich z ziemią. Niemieccy oficerowie dostawali obsesji na punkcie powolności Franco. U Mussoliniego wywoływało to furię."
Franco nic sobie nie robił z podobnych ataków szału i spokojnie odpowiadał: "Nie wymuszajcie na mnie, abym się spieszył. Nie zmuszajcie mnie, abym wygrywał w przyspieszonym tempie, dlatego że oznaczałoby to śmierć jeszcze większej liczby Hiszpanów oraz zniszczenie większej części bogactwa mojego kraju". Franco przyjął taktykę walki na wyczerpanie. Metodycznie i spokojnie oczyszczał z czerwonej zarazy kolejne prowincje i miasta Hiszpanii. Starał się przy tym, aby jego wojska poniosły jak najmniejsze straty, chciał oszczędzić cierpień ludności cywilnej. Taktyka ta, będąca odwrotnością taktyki republikanów, przyniosła pełny sukces. Wojska frankistowskie 28 marca 1939 r. wkroczyły do Madrytu. Komunistyczni przywódcy w panice uciekli do Związku Sowieckiego. Hiszpania była uratowana.
Dwa zęby Hitlera
O tym, jakim przywódcą był Franco, najlepiej świadczy jego postawa podczas II wojny światowej. Otóż, mimo niemieckich i włoskich nacisków, nie dał się on wciągnąć do konfliktu po stronie państw Osi. Dzięki jego rozważnej, realnej polityce Hiszpania pozostała podczas II wojny neutralna. W ten sposób Caudillo - taki przyjął przydomek - ocalił swoją ojczyznę po raz drugi. Najsilniejszą presję wywierał na niego oczywiście Hitler. Führer był przekonany, że Franco ma wobec Niemiec dług z powodu pomocy udzielonej mu podczas wojny domowej przez Legión Cóndor. Na wszelkie prośby i zaklęcia niemieckich dyplomatów Franco zawsze odpowiadał uprzejmie, acz odmownie. Kluczył i zwodził rozmówców.
Wreszcie Hitler postanowił "użyć swojego magnetyzmu" i osobiście przekonać Franco o konieczności przystąpienia Hiszpanii do wojny. Obaj panowie spotkali się 23 października 1940 r. w granicznej miejscowości Hendaye. Już na początku doszło do incydentu. Franco - oczywiście zrobił to umyślnie - spóźnił się i niemiecki przywódca musiał czekać na niego na peronie. Wyprowadziło to z równowagi Hitlera, który podczas spotkania z trudem hamował złość. Franco na wszystkie argumenty potakiwał uprzejmie głową, zapewniał o swojej sympatii dla Niemiec, ale na końcu odmawiał.
Hitler wychodząc z salonki, w której odbył się szczyt, rzucił: "Z tym typem nie da się nic zrobić!". Miał potem cały wieczór szaleć z wściekłości i wyznać, że wolałby, żeby mu wyrwano dwa zęby, niż żeby miał znowu spotkać się z Hiszpanem. "Hitler nie zrobił na mnie korzystnego wrażenia - wspominał generał. - Gdy go widziałem, jak przyjmował parady wojska, przypominał mi koguta. Z tą podniesioną głową, ponury i prawie odrzucający. Gdy go spotkałem osobiście, prywatnie okazał się spokojną osobą, łagodną, uśmiechniętą. W sumie komediant".
Generał Franco rządził do końca życia, czyli do roku 1975. Hiszpania za jego panowania była liberalną dyktaturą, zorganizowaną zgodnie z konserwatywnym, katolickim porządkiem społecznym. Jednocześnie wiele wolnorynkowych reform (gospodarka została oddana w ręce liberalnych technokratów) spowodowało niebywały wręcz boom gospodarczy. Poziom życia Hiszpanów znacznie się podniósł. "W ciągu niemal czterdziestu lat jego dyktatorskich rządów rolnicza, biedna Hiszpania przekształciła się w jedną z potęg przemysłowych świata" - pisała biografka generała Lidia Mularska- -Andziak. Po śmierci przywódcy w kraju bez żadnych wstrząsów i poważniejszych konfliktów wprowadzono zaś demokratyczny.
Kibic Realu Madryt
Na koniec warto napisać nieco o Franco jako o człowieku. Jego życie prywatne, co może zaskakiwać, było raczej mało ekscytujące. Było wręcz nudne. Hiszpański dyktator należał do domatorów, był miłośnikiem polowań, wędkowania i gęsich wątróbek. Dzień zaczynał od mszy świętej (o godz. 6!), nie nadużywał alkoholu i nie palił. Uwielbiał za to telewizję. Malował kiepskie obrazy i pisał słabe powieści, które wydawał pod pseudonimem. Kibicował Realowi Madryt.
Prowadził więc tryb życia nietypowy dla wielkiego wodza i przywódcy. Franco przypominał raczej prowincjonalnego urzędnika. Także wyglądem. Niziutki, bo mierzący 164 cm, generał szybko dorobił się pokaźnego brzucha. Nosił śmieszne wąsy, miał piskliwy głos i cierpiał na nagniotki spowodowane niewygodnymi butami do końskiej jazdy. Marek Jan Chodakiewicz określił poglądy polityczne Franco jako "konserwatywnie republikańskie lub liberalnie monarchistyczne".
Był więc człowiekiem niepozornym. A jednocześnie jednym z największych mężów stanu swojej epoki. "Franco był obdarzony czymś, co Niemcy nazywają Fingerspitzengefühl (czuciem koniuszkami palców) - pisał autor jego znakomitej biografii Tadeusz Zubiński. - Natychmiastowym rozpoznaniem aktualnej atmosfery politycznej i trafnym podejmowaniem najbardziej korzystnej w danym momencie decyzji. Owo unikalne wyczucie polityczne koniunktury jest niezbędną cechą każdego skutecznego polityka. To jest dar boży, coś jak absolutny słuch muzyczny. Tego nie można się nauczyć w żadnej szkole ani kupić za żadne skarby". Inny dyktator - przywódca Chile gen. Augusto Pinochet - powiedział zaś krótko: "Franco jest moim Bogiem".