Świat"Foreign Policy": Władimir Putin może użyć broni jądrowej. Pierwszy atak na Warszawę

"Foreign Policy": Władimir Putin może użyć broni jądrowej. Pierwszy atak na Warszawę

W zeszłym tygodniu na forum młodzieży, które odbywało się pod Moskwą, Władimir Putin przypomniał światu, że "Rosja jest jednym z najsilniejszych państw nuklearnych". - To jest rzeczywistość, nie tylko słowa - zaznaczył. Ta przerażająca deklaracja sprawiła, że eksperci na całym świecie zaczęli poważnie zastanawiać się nad wybuchem III wojny światowej.

"Foreign Policy": Władimir Putin może użyć broni jądrowej. Pierwszy atak na Warszawę
Źródło zdjęć: © AFP

Dziennikarz Jeffrey Tayler na łamach amerykańskiego magazynu "Foreign Policy" twierdzi, że pogłębiający się konflikt na Ukrainie może finalnie doprowadzić do punktowych ataków nuklearnych na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Według eksperta, pierwsza bomba miałaby spaść na Warszawę, ponieważ już wcześniej przeprowadzano symulację ataku nuklearnego na stolicę Polski. W dalszej kolejności ucierpiałaby stolica Litwy - Wilno.

14 sierpnia na konferencji w Jałcie prezydent Putin zapowiedział zgromadzonym przedstawicielom Dumy, że planuje "zaskoczyć Zachód nowymi rozwiązaniami w kwestii ofensywnej broni jądrowej".

Zbiegło się to z wydarzeniami związanymi z oskarżeniami o naruszenie przestrzeni powietrznej USA i krajów Europy Zachodniej przez rosyjskie bombowce atomowe i myśliwce. W tym samym czasie narastało napięcie pomiędzy amerykańskimi i rosyjskimi atomowymi okrętami podwodnymi. Według "Foreign Policy", przypominało to najgorsze dni okresu zimnej wojny.

Podczas gdy w Walii spotkali się przywódcy NATO, Federacja Rosyjska zapowiedziała ćwiczenia na niespotykaną dotąd skalę z udziałem strategicznych sił jądrowych. Co więcej, Kreml oświadczył, że w związku z rosnącym napięciem na obszarze Ukrainy zmodyfikuje swoją doktrynę wojskową.

"Barack Obama, rozpoczynając urząd, liczył na zmniejszenie zapasu broni atomowej, by uczynić świat bardziej bezpiecznym. Wygląda na to, że Rosja na to nie pozwoli, zwiększając śmiertelne zapasy arsenału jądrowego bardziej niż kiedykolwiek od czasów zimnej wojny" - czytamy w magazynie "Foreign Policy".

"Czy Putin faktycznie użyje broni jądrowej?" - nad tym mocno zastanawia się dziennikarz Jeffrey Tayler. Andriej Piontkowski, naukowiec, były dyrektor Centrum Studiów Strategicznych w Moskwie i komentator polityczny BBC twierdzi, że faktycznie może dojść do takiej sytuacji. Jakiś czas temu Piontkowski opublikował zatrważające wnioski na temat tego, co Putin może zrobić, żeby wyjść zwycięsko z obecnego konfliktu z Zachodem. Rosyjski prezydent miałby za jednym zamachem zniszczyć NATO jako organizację, położyć kres hegemonii USA i "amerykańskiej wiarygodności jako światowego strażnika pokoju".

"W świetle ostatnich wypowiedzi rosyjskiego lidera i prowokacyjnych działań, scenariusz Piontkowskiego staje się aktualny" - ocenia rozważania Piontkowskiego "Foreign Policy". Naukowiec wyjaśnia stanowiska dwóch obozów prezentujących rady dla Putina na temat sposobu rozwiązania kryzysu na Ukrainie. Pierwszy, zwany "Partią Pokoju", składa się z osób zajmujących wysokie stanowiska we wpływowych komitetach doradczych. Mowa tu chociażby o Siergieju Karaganowie, szefie moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii. Wzywa on Putina, by ogłosił zwycięstwo na Ukrainie teraz i tym samym zakończył konflikt.

Członkowie "Partii Pokoju" twierdzą, że biorąc pod uwagę fakt, iż Moskwa będzie robić wszystko, żeby nie wypuścić Ukrainy ze swojej orbity wpływów, NATO niemal na pewno nie zaprosi byłej republiki radzieckiej, by dołączyła do Sojuszu. Tym bardziej, że Rosja wygrała już bitwę o Krym dzięki milczącej akceptacji ze strony organizacji międzynarodowych.

Andriej Piontkowski odrzuca jednak możliwość realizacji tego rozwiązania, bo mogłoby ono zostać odebrane przez Kreml jako porażka. Wówczas Putina spotkałby los Nikity Chruszczowa, który został obalony i zmuszony do przejścia na emeryturę po tym, jak w 1962 roku jego próby utrzymania komunizmu na Kubie omal nie zakończyły się katastrofą.

Drugi obóz nacisku na Putina, nazywany "Partią Wojny", daje prezydentowi dwie możliwości. Pierwsza, jak pisze ekspert, jest "romantyczną wizją i inspirującym scenariuszem: IV wojna światowa będzie między powstającym z kolan prawosławnym rosyjskim światem a gnijącym światem anglosaskim (jego zdaniem III wojna światowa to był okres zimnej wojny)". Rosjanin uważa, że przewaga sił zbrojnych Sojuszu przy jednoczesnej słabości gospodarczej, naukowej i technologicznej Rosji, zakończy się klęską Rosji.

To pozostawia Putinowi do wyboru tylko drugą opcję: atak nuklearny. Nie chodzi tu o uruchomienie międzykontynentalnych rakiet balistycznych nakierowanych na Stany Zjednoczone lub Europę Zachodnią. Ostatecznie oznaczałoby to bowiem koniec cywilizacji, jaką znamy i samobójstwo Rosji. W związku z tym w grę wchodzą taktyczne uderzenia na jednego lub dwóch członków NATO, za życie których niewielu na Zachodzie byłoby gotowych umrzeć.

"Foreign Policy" przytacza przypuszczenia Piontkowskiego, który uważa, że czynnikiem rozstrzygającym w kwestii użycia broni atomowej jako środka ostatecznego do zmiany geopolitycznego statusu quo będzie "większa obojętność wobec wartości życia ludzkiego jako takiego" jednego z zaangażowanych krajów.

Scenariusz rosyjskiego ataku wyglądałby następująco: wszystko zaczęłoby się od plebiscytu w estońskim mieście Narva, w zdecydowanej większości zamieszkałego przez etnicznych Rosjan. Referendum dotyczyłoby kwestii przystąpienia do Rosji. Aby pomóc im "swobodnie wyrazić swoją wolę" w sondażach, Rosja może wysłać brygady "małych zielonych ludzików uzbrojonych po zęby", podobnie jak to miało miejsce na Krymie w marcu. Wtedy Estonia potraktuje to jako akt agresji i przywoła "Artykuł 5. Karty NATO" zakładając, że zbrojna napaść na jednego lub więcej członków NATO oznacza atak przeciwko wszystkim. Wówczas Sojusz przystąpi do obrony. W przededniu szczytu NATO w Walii, Barack Obama przemawiał w Tallinnie w Estonii. - Obrona Tallinna, Rygi i Wilna są tak samo ważne, jak obrona Berlina, Paryża i Londynu - powiedział prezydent USA.

Jaka będzie reakcja Putina? Andriej Piontkowski uważa, że NATO będzie chciało przeszkadzać Rosji w ataku na mały kraj oddalony od serca Sojuszu, ale problemem dla Obamy może być nie tylko fakt posiadania Pokojowej Nagrody Nobla, która byłaby solą w oku prezydenta, gdyby był prowodyrem sytuacji, w której Estonia będzie początkiem "planetarnej zagłady atomowej". Co więcej, wszystko wskazuje na to, że amerykańska opinia publiczna nie chciałaby walczyć za miasto Narva. Piontkowski cytuje także ankietę przeprowadzaną wśród niemieckiej opinii publicznej. Na pytanie, jak powinien zachować się Berlin, gdyby Estonia weszła w stan wojny z Rosją, 70 proc. respondentów chciałaby, żeby nastawienie kraju wobec konfliktu było neutralne.

Ekspert przewiduje, że jeśli NATO zdecydowałoby się na stanowczą odpowiedź, Putin nie pośle wprawdzie rakiet na Stany Zjednoczone, ale też nie pozostanie bierny. Jego rozwiązaniem będą punktowe ataki jądrowe na kilka europejskich stolic, prawdopodobnie w krajach Europy Wschodniej, które niedawno przystąpiły do NATO. Magazyn "Foreign Policy" uważa, że pierwszy atak odbierze Warszawa, ponieważ już wcześniej przeprowadzano symulację ataku nuklearnego na stolicę Polski. W dalszej kolejności ucierpiałoby Wilno.

Jak twierdzi Piontkowski, Putin tym samym zniechęci decydentów w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu i Londynie do odwetu nuklearnego wymierzonego w Rosję. Inaczej sprawa, by wyglądała, gdyby zaatakowano miasta Europy Zachodniej. Ostatecznie NATO by skapitulowało, a wiarygodność Sojuszu jako gwaranta bezpieczeństwa dla jej państw członkowskich całkowicie ległoby w gruzach. Putin mógłby wówczas działać nie tylko na Ukrainie w ustalony przez siebie sposób, ale także interesy Federacji Rosyjskiej gdziekolwiek indziej nie byłyby zagrożone.

Źródło: "Foreign Policy"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)