Filipiński ślad: atak na USA po zabiciu papieża
Policja na Filipinach ujawniła w czwartek, że plany ataku na
Amerykę przygotowywane były 6 lat temu i były znane
CIA. Atak miał nastąpić po zabiciu papieża Jana Pawła
II, podczas jego wizyty na Filipinach w 1995 roku.
04.10.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Policja na Filipinach wróciła do sprawy sprzed lat, której wątki tropi teraz także FBI. 6 lat temu, podczas przypadkowego pożaru domu w stolicy Filipin, Manilii, wyszło na jaw, że grupa muzułmańskich fanatyków z Bliskiego Wschodu produkowała w tym lokalu bomby. Jej liderem był Jemeńczyk Ramzi Jusuf - skazany później na dożywocie w Stanach Zjednoczonych za zamach bombowy na World Trade Centre w Nowym Jorku w 1997 roku.
Przebrani za księży zamachowcy mieli przeprowadzić samobójczy zamach na papieża, który przebywał wtedy z pielgrzymką na Filipinach. Przypadkowy wybuch w mieszkaniu zamachowców doprowadził do aresztowania jednego z nich. Przesłuchiwany przez policję, ujawnił plany terrorystów - potwierdzone przez dane z jego komputera. Po zamachu na papieża, zamachowcy, wyposażeni w ładunki wybuchowe, mieli porwać 11 samolotów i wysadzić je w powietrze nad amerykańskimi miastami.
Komisarz Robert Delfin z filipińskiej policji twierdzi, że plany te przekazano CIA. Prezydent Filipin, Gloria Arroyo usprawiedliwia jednak amerykańskie służby, twierdząc, że nikt wówczas nie sądził, iż ktoś takie plany odważy się zrealizować.
Ramzi Jusuf płacił potem pieniędzmi pochodzącymi od Osamy bin Ladena muzułmańskim separatystom na Filipinach, w tym grupie Abu Sayyaf, znanej z porywania turystów. Silne grupy siatki "Al Qaeda" bin Ladena operują też od lat w muzułmańskiej Indonezji i Malezji. (mon)