Rosjanie już nie będą spać spokojnie. "Coś może niedaleko uderzyć"

Coraz częściej i coraz bliżej Moskwy - tak można w skrócie określić nasilenie nagłych ataków dronów na terytorium Federacji Rosyjskiej. Bezzałogowce atakują również tyły wojsk rosyjskich w Donbasie. I choć oficjalnie Ukraina do tych ataków się nie przyznaje, to według eksperta płk. Piotra Lewandowskiego Kijów takie zdolności posiada i w ciągu roku znacznie je rozbudował.

Dwa drony rozbiły się 100 km od Moskwy, najbliżej stolicy Rosji od początku wybuchu wojny
Dwa drony rozbiły się 100 km od Moskwy, najbliżej stolicy Rosji od początku wybuchu wojny
Źródło zdjęć: © Getty Images, Twitter | 2022 Getty Images, Twitter
Sylwester Ruszkiewicz

04.03.2023 | aktual.: 04.03.2023 14:26

W ostatnim czasie prawie codziennie pojawiają się informacje o dronach, które atakują strategiczne cele bądź obiekty infrastruktury wojskowej na terytorium Federacji Rosyjskiej. 28 lutego maszyna rozbiła się 100 km od Moskwy w pobliżu miasta Kołomna. Zdaniem gubernatora obwodu Andrieja Worobjowa był to "nieudany atak" bezzałogowca. Gubernator nie dodał jednak, że w Kołomnie znajduje się biuro konstrukcyjne zakładów Budowy Maszyn KBM odpowiedzialne za projektowanie i częściową produkcję rosyjskich rakiet Iskander.

Pod koniec lutego doszło również do wybuchów na okupowanym Półwyspie Krymskim. "W Jałcie odnotowano eksplozję. To samo w rejonie Gurzuf, Bakczysaraju i na przedmieściach Sewastopola" - przekazała Ukraińska Prawda. Według ukraińskiej armii rosyjscy żołnierze zaczęli ewakuować z Krymu swoje rodziny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kolejny wybuch i pożar miał miejsce w magazynach paliw rafinerii Rosnieftu w porcie Tuapse nad Morzem Czarnym. Miejscowe władze twierdziły, że nad rafinerią zauważono drony, ale zapewniały, że nie było ataku. Inaczej relacjonowali to naoczni świadkowie. Bezzałogowce eksplodowały 100 metrów od magazynu ropy, uszkadzając kotłownię i wywołując pożar. 30 metrów od miejsca pożaru znajdują się koszary, gdzie szkoli się poborowych na wojnę w Ukrainie.

Drony zaatakowały też w przygranicznym z Ukrainą rosyjskim obwodzie briańskim i w odległych od frontu regionach na południu: Kraju Krasnodarskim i Adygei. "Niezidentyfikowany obiekt" pojawił się też w przestrzeni powietrznej nad Petersburgiem. W efekcie przejściowo zamknięto przestrzeń powietrzną, a lotnisko Pułkowo przestało przyjmować rejsy samolotów pasażerskich.

"Nagłe ataki to fatalna wiadomość dla Putina"

Jak oświadczył Mychajło Podolak, Ukraina nie prowadzi ataków na terenie Rosji. Oznajmił, że w Rosji trwają "procesy rozpadu" i wobec tego doszło do "nasilenia ataków wewnętrznych" z użyciem dronów.

- Ukraina nie będzie się przyznawać do prowadzenia operacji specjalnych, ale jestem przekonany, że takie zdolności posiada i w ciągu roku je skutecznie rozbudowywała - mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie, weteran misji w Afganistanie i Iraku.

- Mogli użyć przebudowanych dronów tzw. Jeżyków, mogli użyć bezzałogowców krótszego zasięgu, ale użytych na terytorium Federacji Rosyjskiej przez poddziały wojsk specjalnych, albo dronów wyprodukowanych już w trakcie wojny w Ukrainie, które miały sięgać celów w głębi Rosji. Te nagłe ataki to fatalna wiadomość dla Putina. Nie dość, że musi na swoim terenie angażować obronę przeciwlotniczą, to Rosjanie zaczynają inaczej patrzeć na tzw. operacją specjalną. Do tej pory spali spokojnie, a teraz coś może uderzyć niedaleko ich miejsca zamieszkania - komentuje płk Lewandowski.

Uderzenia na tyły Rosjan

Według analityków wojskowych ukraińska armia zadaje również skuteczne ciosy przy pomocy dronów na tyłach rosyjskich wojsk na froncie, w szczególności w Donbasie. Pojawiają się głosy, że jeśli Kijów utrzyma skalę działań i trafień w zaplecze, to w ciągu kilku-kilkunastu dni będą widoczne problemy logistyczne Rosjan.

Według płk. Lewandowskiego ukraińska taktyka ma związek z ostatnimi, rosyjskimi działaniami.

- Rosjanie coraz skuteczniej rozwijają w głównych obszarach bezpośrednich walk swoje możliwości radioelektroniczne, przez co ukraińskie bezzałogowce są tam mniej skuteczne. Dodatkowo w rejonie Chersonia i Zaporoża miały się pojawić oddziały Rossgwardii dedykowane do ochrony infrastruktury i walki z ukraińską partyzantką. Inaczej jest na zapleczu wojsk przeciwnika. Tam za nieregularnymi działaniami stoją ukraińskie wojska specjalne - mówi wojskowy.

I - jak podkreśla - uderzenia na tyły Rosjan są w stanie poważnie zakłócić funkcjonowanie ich wojsk.

- Rosjanie są wówczas zmuszeni do przemieszczania chronionymi konwojami. A to pochłania sporo czasu i przynosi straty. A w przypadku ataku na obiekty na Krymie mogli być zaskoczeni uderzeniem bezpośrednio z morza. Zaatakowano tam obiekty nadbrzeżne, więc prawdopodobnie użyto morskich jednostek pływających albo wysadzono desant. Nie wygląda mi to na działania krymskiej partyzantki - uważa weteran misji w Iraku i Afganistanie.

Ukraińska ofensywa ruszy w kwietniu?

Czy uderzenia w zaplecze rosyjskich wojsk i osłabienie ich na froncie mogą być jednym z impulsów do ukraińskiej ofensywy?

- Pytanie, na ile Ukraina osiągnęła zdolność do prowadzenia operacji głębokich, a tym samym może rozpocząć nowe natarcie. Na pewno są w trakcie ćwiczeń. Mają znacznie lepszą łączność i dowódców. Ich szanse na prowadzenie ofensywnych działań są większe niż Rosjan - ocenia płk Lewandowski.

Jego zdaniem ukraińska armia - przy pomocy zachodniej broni - jest obecnie w trakcie budowy ofensywnych zdolności. - Jeżeli do kwietnia zamkną wyposażanie i przygotowywanie na nowym sprzęcie, prawdopodobnie wówczas ruszą z natarciem. Poza tym Ukraina nie ma wyjścia. Musi relatywnie szybko przekonać Zachód, że jest w stanie wojnę szybko wygrać. Nawet NATO i Amerykanie mają ograniczone zdolności, żeby non stop zaopatrywać armię ukraińską - prognozuje rozmówca Wirtualnej Polski.

Wojskowy przypomina jednak, że Rosja ma jeszcze odwody, których do tej pory nie użyła. - Najpierw muszą osiągnąć na froncie możliwość prowadzenia tzw. operacji głębokich. Żeby ofensywa miała wymiar strategiczny, Rosjanie musieliby przełamać co najmniej dwie pierwsze linie obrony i wejść w głębię operacyjną. Dopiero wtedy kolejnym rzutem wykorzystać powodzenie natarcia. Do tego jednak potrzeba świetnej łączności. A Rosjanie jej nie mają. Co z tego, że utworzyli nowe jednostki, skoro one nie są ze sobą zgrane? - pyta retorycznie płk Lewandowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Zobacz także