"FAS": Niemcy traktowane przez USA jak pies aportujący
Pomimo skandalu szpiegowskiego, który kładzie się cieniem na relacjach niemiecko-amerykańskich, Niemcy i Ameryka mają nadal wiele wspólnego - podkreśla niedzielne wydanie dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung". USA muszą jednak przestać traktować Niemcy jak psa aportującego.
13.07.2014 | aktual.: 13.07.2014 07:13
- Ameryka jest wspaniałym krajem - pisze autor komentarza Peter Carstens dodając, że "niestety mieszkają tam też głupi ludzie, a niektórzy z nich zatrudnieni są w służbach".
Czytaj także: USA boją się "rosyjskich kretów" w Niemczech
Jak podkreśla komentator "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS), pomimo skandalu szpiegowskiego, Niemcy i Ameryka mają nadal wiele wspólnego. "Rzeczą świętą jest dla nas demokracja. Ważne są też handel światowy i bezpieczeństwo energetyczne. Łączy nas wspólny interes w zachowaniu pokoju i wolności na świecie, a w szczególności w zapewnieniu naszym obywatelom bezpieczeństwa" - czytamy.
Od dziesięcioleci stałym elementem niemiecko-amerykańskich relacji są jednak nieporozumienia i kłamstwa - zaznacza komentator. "Pojęcie 'przyjaźń' od początku nie było poprawne z prawniczego punktu widzenia, ani też nie odpowiadało prawdzie - ocenia niemiecki dziennikarz, wyjaśniając, że przed rokiem 1989 bardziej właściwe byłoby określenie "przyjazna kuratela", lub też relacje jak między "panem a psem".
"W kwestiach związanych z niemiecką suwerennością (stosunki RFN-USA) różniły się jedynie stylem od stosunków ZSRR - NRD."
Zdaniem komentatora Ameryka zaoferowała Niemcom po 1945 roku partnerstwo "ze względów czysto pragmatycznych". W czasach zimnej wojny Waszyngtonowi potrzebne były niemieckie dywizje jako sojusznik. Amerykańskie służby rozpoczęły już we wczesnych latach 50. formowanie tajnego korpusu z byłych jednostek Wehrmachtu. Z pomocą niemieckiego partnera w Pullach (dawna siedziba niemieckiego wywiadu zagranicznego BND) zorganizowano elitarną dywizję" - pisze "FAS".
Po upadku muru berlińskiego w 1989 r. niemieckie służby pozostały praktycznie pod obcą kontrolą. Szczególnie wywiad BND pracował jak "agencja usługowa na rzecz amerykańskich interesów". Waszyngton traktował przy tym Niemców z dystansem, gdyż uważano, że niemieckie służby są infiltrowane przez obcych agentów.
Relacje niemiecko-amerykańskie na odcinku służb wywiadowczych określały nie przyjaźń i współpraca, lecz nieufność i rozczarowanie - zaznacza komentator "FAS". Przypomina on, że po upadku NRD Amerykanie zdobyli informacje o tysiącach agentów Stasi na Zachodzie (archiwum Rosenholz), wykorzystując tę wiedzę przez lata tylko dla siebie, pomimo niemieckich protestów.
Komentator "FAS" przypomina o ataku terrorystycznym na USA z 11 września 2001 roku, podkreślając, że terrorystyczna komórka islamistów działała przez miesiące w Hamburgu, niezauważona przez niemieckie służby. - Niemieckie służby wykazywały ślepotę, naiwność i brak roztropności wobec zagrożenia islamskiego - ocenia dziennikarz. Zdaniem "FAS" to niemiecki wywiad dostarczył USA głównego świadka na produkowanie przez Irak broni masowej zagłady. Jednak człowiek o pseudonimie "Curveball" okazał się zwykłym kłamcą.
Służby wywiadowcze Niemiec i USA nigdy nie były "przyjaciółmi". W dodatku, w Ameryce nie tylko CIA, lecz także wielu polityków i dziennikarzy podejrzewa Niemców, że zwlekają z sankcjami wobec Rosji, prowadzą podwójną grę wobec Iranu i są chwiejni. "To wystarczający powód, by nas obserwować" - pisze komentator.
Jako pewna siebie i suwerenna demokracja, Berlin nie powinien się tym stanem rzeczy jedynie podniecać, lecz powinien także próbować punktować głupoty sojuszników. "W Waszyngtonie muszą zrozumieć, że nie wolno nadal traktować swego najważniejszego sojusznika jak psa aportującego" - konkluduje komentator "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".
Władze Niemiec poinformowały w ub. środę, że jeden z urzędników ministerstwa obrony podejrzany jest o działalność szpiegowską na rzecz Stanów Zjednoczonych. Kilka dni wcześniej pracownik niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) został aresztowany pod zarzutem sprzedania tajnym służbom USA w ciągu dwóch lat 218 dokumentów.
W konsekwencji poproszono rezydenta CIA w Berlinie o opuszczenie kraju, wybierając w ten sposób łagodniejszą procedurę dyplomatyczną niż uznanie go za persona non grata.