Polityka"Farma trolli" w Ministerstwie Sprawiedliwości. Spowiedź hejterki "Emi"

"Farma trolli" w Ministerstwie Sprawiedliwości. Spowiedź hejterki "Emi"

Emilia Sz., która na zlecenie oczerniała sędziów nieprzychylnych reformie wymiaru sprawiedliwości, ponownie zabrała głos. Kobieta twierdzi, że początkowo wierzyła, iż działa w słusznej sprawie, natomiast po upływie czasu działała wyłącznie dla osiągnięcia korzyści.

"Farma trolli" w Ministerstwie Sprawiedliwości. Spowiedź hejterki "Emi"
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Facebook

09.09.2019 | aktual.: 09.09.2019 07:38

"Emi" ujawnia, że nie należała do sławetnej grupy "Kasta" na jednym z komunikatorów. Kobieta twierdzi, że doskonale wiedziała, o czym piszą członkowie czatu, gdyż najpierw jego treść pokazywał jej mąż Tomasz Szmydt, a następnie kochanek Arkadiusz Cichocki, którzy należeli do grupy.

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Emilia Sz. tłumaczy, że miała "wolną rękę" w kwestii wykorzystywania dokumentów i kompromitujących informacji nt. sędziów, których na celownik wzięła "Kasta". Stawiające sędziów w niekorzystnym świetle materiały miała wysyłać m.in. do Wojciecha Biedronia z portalu wPolityce.pl, szefa programu TVP "Alarm!" Przemysława Wenerskiego oraz Michała Rachonia z TVP Info. Zamawiała również teksty gloryfikujące sędziów, którzy byli przychylni obozowi PiS u prorządowych dziennikarzy. O tym, kogo zaatakować, a kogo "pochwalić" mieli decydować sędziowie Łukasz Piebiak oraz Jakub Iwaniec.

Emilia Sz. utrzymuje, że początkowo wierzyła w słuszność wykonywanych przez siebie obowiązków. - Wpada się w spiralę. Zaczyna się od czegoś dobrego, a później się to ciągnie, choć już tak dobre nie jest. Bo dostaje się za to pochwałę. Bo mąż awansuje. Bo sam wiceminister sprawiedliwości chwali - tłumaczy na łamach "Wyborczej".

W 2018 roku "Emi" zrezygnowała z działania na rzecz "Kasty". - Zaczęłam się nad tym zastanawiać z czysto samolubnych powodów, kiedy rozpadało się moje małżeństwo i pozostawiono mnie samą sobie - wyjaśnia.

Mimo zerwania współpracy z tajną grupą, Emilia Sz. liczyła na ochronę ze strony resortu sprawiedliwości w sprawie, którą założył jej w prokuraturze jej kochanek sędzia Arkadiusz Cichocki. Kobieta rozesłała jego nagie zdjęcie. Ostatecznie nie otrzymała żadnej pomocy ze strony ministerstwa, a śledczy zajęli jej laptop i telefony.

- Dzisiaj czuję się nikim. Czy jestem nawróconą hejterką? Jestem uczciwsza i świadoma, że ludzie popełniają błędy, a my możemy je oceniać, ale nie oceniać ludzi - wyznaje.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (630)