Fałszywy przyjaciel. SB uważała abp. Leszka Sławoja Głódzia za informatora
Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź przez lata przekazywał wywiadowi cywilnemu PRL informacje na temat Jana Pawła II i jego polityki wobec kościołów wschodnich – wynika z dokumentów IPN, do których Wirtualna Polska dotarła jako pierwsza. Po upadku komunizmu metropolita gdański nigdy nie rozliczył się ze swoją przeszłością.
30.09.2018 10:13
W czerwcu ujawniono akta służb specjalnych PRL wskazujące, że ksiądz Sławoj Leszek Głódź był wykorzystywany jako informator wywiadu wojskowego PRL. Sprawę opisały portal Onet.pl i dziennik "Rzeczpospolita". Z dokumentów, do których dotarła Wirtualna Polska wynika, że równolegle, w latach 80., dzisiejszy metropolita gdański był zarejestrowany przez wywiad cywilny ludowej Polski, któremu przekazywał wyjątkowo cenne informacje na temat polityki wschodniej Jana Pawła II. Sprawę opisujemy jako pierwsi.
30 kwietnia 1986 roku do Centrali Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL w Warszawie przy ulicy Rakowieckiej wpłynął tajny szyfrogram (nr 3281) z placówki wywiadu w Rzymie. Zawierał informacje pozyskane sześć dni wcześniej przez jednego ze szpiegów od źródła o pseudonimie "Guastar". Dotyczyły kulisów odejścia arcybiskupa Luigiego Poggi – odpowiedzialnego w Watykanie za przywrócenie stosunków dyplomatycznych z krajami Europy Środkowo – Wschodniej, w tym z Polską. Na stanowisku zastąpił go arcybiskup Francesco Colasuonno. W najważniejszym fragmencie szyfrogramu czytamy: "Mianowanie Colasuonno było dużą niespodzianką dla lobby polskiego (…) Colasuonno jest osobą nieznaną polskim duchownym pracującym nawet na eksponowanych stanowiskach w Watykanie (…) niektórzy z lobby twierdzą, że będzie trudnym partnerem dla władzy, jak i dla hierarchii".
Tego samego dnia, do centrali wywiadu wpłynął drugi szyfrogram (nr 3321) podpisany przez tego samego oficera, sporządzony na podstawie informacji od agenta "Guastara". Dotyczy on przebiegu obrad podczas Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Czytamy w nim: "W kościele unickim z dużym niepokojem odnotowano inicjatywę prawosławia Moskiewskiego w kwestii obchodów w 1988 r. 500-lecia utworzenia patriarchatu. Ocenia się, że jest to kolejna inicjatywa prawosławia, uzgodniona z władzami ZSRR by w ten sposób obniżyć rangę obchodów organizowanych przez kler i kościół greckokatolicki, zarówno w diasporze jak i na Ukrainie. W związku z powyższym, hierarchia unicka zamierza swoim obchodom nadać jeszcze większy wymiar propagandowy".
Pod obydwoma szyfrogramami znajduje się adnotacja "informacja wiarygodna". Takie zapisy umieszczono pod wiadomościami, które potwierdzano jeszcze w innych źródłach.
Donos na biskupów
Miesiąc później, do centrali wywiadu w Warszawie trafił szyfrogram napisany ponownie na podstawie informacji od "Guastara". Tym razem dotyczył opinii arcybiskupa Poggi na temat nawiązania stosunków dyplomatycznych miedzy PRLem a Watykanem. Hierarcha (jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II) wyrażał ją po odbyciu podróży do komunistycznej Polski. W donosie czytamy: "Rozmówcy P. (Poggiego – L.Sz.) wyrażali opinie, że obecna ekipa rządowa przeżywa mały kryzys. Uważa się jednak, że po Zjeździe zostanie to zażegnane i linia gen. Jaruzelskiego umocni się. Pozwoli to na definitywne rozstrzygniecie całokształtu dot. stosunków Państwo – Kościół i PRL – Watykan. Uważa się, że na jesieni dojdzie do wizyty gen. Jaruzelskiego w Rzymie i Watykanie". W szyfrogramie zawarta jest również wiadomość, że podczas poufnych rozmów polscy biskupi mówili w Warszawie arcybiskupowi Poggiemu, iż nie sprzeciwiają się nawiązaniu stosunków dyplomatycznych. Była to bardzo ważna informacja dla wywiadu PRL i jego zwierzchników – generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Wywnioskowali oni, ze polski Kościół będzie popierał nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Watykanem.
Tuż przy papieżu
Cytowany wyżej stenogram, z uwagi na charakter i wagę informacji, był jednym z najważniejszych meldunków przesłanych do Warszawy przez rezydenturę "Baszta" (taki kryptonim nosiła placówka wywiadu PRL w Rzymie). Po upadku PRL i rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa materiały "Baszty" przejął Urząd Ochrony Państwa, a potem, po zmianach w służbach - Agencja Wywiadu. Ta ostatnia instytucja przekazała je później do Instytutu Pamięci Narodowej – w 2007 roku zostały częściowo odtajnione (sygnatury akt: BU 0449/5/42, BU 0449/9/4). Wynika z nich, że w 1978 roku, gdy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża, w centrali MSW w Warszawie zwołano pilną naradę, w trakcie której dyrektor Departamentu I (odpowiedzialnego za wywiad cywilny) – pułkownik Jan Słowikowski – ogłosił: "Teraz celem numer jeden staje się Watykan".
Władze PRL spodziewały się, że Papież – Polak będzie prowadził politykę wrogą komunizmowi (tak się też stało) i za wszelką cenę chciały znać jego plany. Do Rzymu pojechało więcej szpiegów, a na ich działalność znalazły się dodatkowe fundusze. W rezultacie, w latach 80. udało się pozyskać ponad setkę agentów w środowiskach polonijnych, instytucjach kościelnych, oraz w samej Kurii Rzymskiej. Najcenniejsi byli ci, którzy należeli do grona najbliższych współpracowników Papieża i mieli dostęp do sekretów watykańskiej polityki.
Jednym z nich był właśnie "Guastar". Z odtajnionych dokumentów nie wynika, aby był najbardziej płodnym agentem. W odtajnionych zbiorach dokumentów odnaleźliśmy zaledwie 4 meldunki napisane na podstawie jego informacji, oraz 3 notatki zbiorcze (dokumenty dotyczące jakiegoś zagadnienia, o którym rozmawiano z wieloma informatorami), w których wykorzystano jego wiedzę. To niedużo, bo archiwa IPN znają przypadki agentów w Watykanie, którzy przekazywali dziesiątki meldunków (rekordzista – agent o pseudonimie "Prorok" – przekazał ich ponad 600). Jednak informacje przekazywane przez "Guastara" miały ogromne znaczenie ze względu na rangę spraw, których dotyczyły. Informator ten przekazywał wiadomości na temat spraw wyjątkowo ważnych, które zdobywał wśród osób z najbliższego otoczenia Jana Pawła II. Jego wiadomości określano jako "sprawdzone", a on sam definiowany był jako "źródło wiarygodne" o czym świadczą adnotacje na szyfrogramach.
Kim był agent wywiadu PRL o pseudonimie "Guastar"? W dzienniku rejestracyjnym MSW (prowadzono tam ewidencję wszystkich osobowych źródeł informacji) wpisano jego dane personalne: Głódź Sławoj Leszek, oraz datę urodzenia: 13 sierpnia 1945. To dane dzisiejszego arcybiskupa metropolity gdańskiego. W dzienniku rejestracyjnym MSW znajduje się również informacja, iż "Guastar" jest księdzem katolickim. Również i to odpowiadało prawdzie. Dzisiejszy metropolita przyjął święcenia kapłańskie 14 czerwca 1970 roku, a więc w chwili sporządzania szyfrogramów był już od kilkunastu lat kapłanem.
Część akt wywiadu PRL nadal spoczywa w Zbiorze Zastrzeżonym i opatrzona jest klauzulą tajemnicy państwowej. Wśród nich wg naszych informacji, znajduje się też teczka z dokumentami opisującymi okoliczności pozyskania tego źródła do współpracy. Z powodu jej utajnienia, nie możemy poznać okoliczności nawiązania kontaktów księdza arcybiskupa z wywiadem cywilnym PRL.
Nie zna ich również pułkownik w stanie spoczynku dr Edward Kotowski – w latach 80. oficer wywiadu PRL ps. "Pietro", skierowany do pracy w Rzymie, autor książki "Wspomnienia i refleksje oficera wywiadu PRL w Watykanie". – Nie miałem żadnego związku z "Guastarem" i nie prowadziłem tego agenta, więc nie jestem w stanie nic o nim powiedzieć – powiedział Kotowski. Odwiedziłem go w małej miejscowości na Podlasiu, gdzie od lat mieszka. – Ale nawet gdybym potrafił, nie ujawniłbym żadnych szczegółów jego współpracy. Obowiązuje mnie tajemnica, a dekonspirację źródeł wywiadu uważam za działalność na szkodę państwa. Kotowski przyznaje jednak, że podczas swojej pracy w Rzymie słyszał o informatorze o pseudonimie "Guastar". Czy podpisałby się pan pod stwierdzeniem, że był to jeden z najcenniejszych szpiegów w otoczeniu Jana Pawła II? – pytam. Byli cenniejsi – odpowiada wymijająco Kotowski.
Łącznik z przeszłością
Ksiądz Sławoj Leszek Głódź w 1981 roku został zatrudniony w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich na stanowisku kierownika sekcji Kościoła obrządku bizantyjsko-ukraińskiego oraz sekcji Kościoła na Białorusi obrządku bizantyjsko-ruteńskiego. Wiedział o wszystkim, co się działo w kongregacji i miał częsty dostęp do papieża Jana Pawła II. Był więc dla wywiadu PRL idealnym kandydatem do werbunku. 23 lutego 1991 w Częstochowie kapłan przyjął z rąk kardynała Józefa Glempa sakrę biskupią. W tym samym, 1991 roku ustanowiony został ordynariat polowy Wojska Polskiego, a papież mianował księdza Głodzia biskupem polowym Wojska Polskiego. W tym samym roku, kapłan awansował na generała brygady, a trzy lata później – na generała dywizji. W lipcu 2004 został arcybiskupem, a miesiąc później biskupem warszawsko – praskim. 17 kwietnia 2008 papież Benedykt XVI mianował go metropolitą gdańskim. Ten urząd ksiądz Głódź sprawuje do dziś. Wiosną 2009 roku był przedstawiany jako jeden z poważniejszych kandydatów do objęcia stanowiska prymasa Polski.
W 2007 roku, gdy w polskim Kościele wybuchł problem lustracji duchownych, arcybiskup Głódź zachował zaskakujący sceptycyzm. W mediach wypowiadał się wielokrotnie przeciwko lustracji i nawoływał do "powściągliwości w ocenach". Rok później Episkopat powołał komisje historyczne, aby wyjaśniły sprawę współpracy duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Łącznikiem między Episkopatem a historykami został właśnie arcybiskup Głódź. Na ile mógł być bezstronny, skoro sam był zarejestrowany jako informator wywiadu PRL?
Amnezja "Tibora"
Pod większością szyfrogramów wysyłanych do Rzymu na podstawie wiadomości od "Guastara" podpisywał się niejaki "Dis". Tego kryptonimu używał pułkownik Maciej Dubiel – w okresie 1984 – 1988 szef placówki wywiadu PRL w Rzymie. Dziś jest emerytem, żyje skromnie w Warszawie i nie rozmawia z dziennikarzami. Z kolei z rezydentury "Baszta" i z szyfrogramów wynika również, że osobą, która odbierała informacje od księdza Głodzia był oficer wywiadu o pseudonimie "Tibor". Pod tym kryptonimem krył się major Janusz Marian Czekaj. Jak wynika z jego teczki personalnej (IPN BU 003175/343) urodził się w Gdańsku w 1948 roku, a pracę w MSW rozpoczął 1 lipca 1973 roku na stanowisku inspektora w Komendzie Wojewódzkiej MO w Łodzi. Do wywiadu cywilnego trafił we wrześniu 1982 roku. Rok później został skierowany do pracy w rezydenturze wywiadu PRL w Rzymie. Oficjalnie był II sekretarzem ambasady PRL we Włoszech. Do kraju wrócił w lipcu 1988 roku i trafił do MSZ, gdzie pracował jeszcze w latach 90. Ze służby w wywiadzie odszedł 31 lipca 1990 roku.
Dziś Czekaj jest resortowym emerytem i szanowanym biznesmenem. Kieruje m.in. spółdzielnią mieszkaniową na eleganckim, nowoczesnym osiedlu między Warszawą a Konstancinem. Bez wahania zgodził się na spotkanie. Spotkaliśmy się w znanym centrum handlowym w południowej części stolicy, niedaleko miejsca, gdzie mieszka. Elegancki i wyjątkowo dla mnie uprzejmy major Czekaj (przyszedł wcześniej aby upewnić się, że nie ciągnę za sobą "ogona" czyli obserwacji) prowadził ze mną osobliwą grę słowną – typową dla ludzi służb specjalnych. Próbował wysondować ile wiem na temat jego źródła i jakie dokumenty udostępniono mi w IPN.
– Nie wiem czy panu coś pomogę – powiedział na wstępie. – Nie wracam już do starych spraw, a odchodząc ze służby podpisałem zobowiązanie do zachowania tajemnicy. Potwierdził, że w latach 80. w Rzymie utrzymywał kontakty z księdzem Głodziem, ale nie chciał mówić jakie. Potem zasłaniał się brakiem pamięci. Nie pamiętam niczego takiego, trudno wymagać, abym pamiętał każdy dokument, który podpisywałem trzydzieści lat temu – mówił Czekaj, widząc kopie szyfrogramów rzymskiej rezydentury, zawierające pozyskane przez niego informacje. W końcu przyznał, że prowadził agenta o pseudonimie "Guastar", którym był ksiądz Sławoj Leszek Głódź.
Według jego relacji, zarejestrowanie księdza Głodzia jako "Guastara" wcale nie oznacza, że był on świadomym informatorem wywiadu. – Była taka praktyka, dla lepszej ochrony źródeł, że relację jednego agenta w dokumentach przypisywano innej osobie – tłumaczy. – Było też tak, że agenta rejestrowano bez jego wiedzy i zgody. To o tyle ciekawe, że stało w całkowitej sprzeczności z praktyką działania służb specjalnych PRL, która zabraniała rejestracji jako agentów tych ludzi, którzy rzeczywiście nimi nie byli. Na koniec rozmowy, major Czekaj powiedział: Sławek to naprawdę porządny człowiek, dużo nam pomógł w Rzymie i ma swoje zasługi w tym, że podpisano konkordat między Polską a Watykanem. Po co mu robić krzywdę? Tyle, że nie chodzi tutaj o żadne robienie komukolwiek krzywdy. Chodzi o prawdę, która dopiero teraz, po wielu latach, wyłania się z archiwów IPN, a z którą ksiądz arcybiskup musi się zmierzyć. Choćby przez wzgląd na szacunek dla pamięci Jana Pawła II, z którym blisko współpracował przez tyle lat.
Przez niemal trzy miesiące bezskutecznie zabiegaliśmy o kontakt z księdzem arcybiskupem Głodziem. Pytania do niego wysłaliśmy za pośrednictwem jego osobistego sekretarza – księdza kanonika Bartłomieja Starka. Ksiądz Stark obiecał nam przez telefon, że odpowiedzi zostaną nam udzielone niezwłocznie za pośrednictwem maila. Ostatecznie, mimo upływu wielu tygodni, odpowiedzi nie uzyskaliśmy a ksiądz Stark przestał odbierać telefony. Nie odpisywał również na wysyłane do niego SMS-y. Także próby połączenia się telefonicznego z księdzem arcybiskupem spełzły na niczym. Dlaczego metropolita gdański unika pytań o swoje relacje z wywiadem PRL?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl