Fałszywy alarm w stolicy
Trzynaście atrap ładunków wybuchowych, które podłożono w jedenastu miejscach Warszawy, przygotowano bardzo profesjonalnie - uważa MSWiA. Policja poszukuje sprawców fałszywego alarmu; wyznaczono 100 tys. zł nagrody za ich wskazanie.
W czwartek rano ruch w znacznej części Warszawy sparaliżowała informacja o ładunkach - policja otrzymała ją od zaniepokojonych mieszkańców ok. godz. 7.20. W wielu miejscach miasta, m.in. na przystankach autobusowych na pl. Bankowym, w okolicy stadionu X- lecia, na rondzie de Gaulle'a, pojawili się policyjni pirotechnicy z psami, strażnicy miejscy, funkcjonariusze straży pożarnej. Alarm okazał się fałszywy.
Jak około południa poinformował dziennikarzy minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz, wszystkie atrapy były ponumerowane, zawierały mechanizmy bardzo podobne do tych, które stosuje się w prawdziwych ładunkach, druty, proszek, którego zapach miał zmylić psy tropiące, a który okazał się saletrą.
Według naczelnika wydziału ds. walki z terroryzmem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Krzysztofa Liedela, właśnie stopień przygotowania akcji i jej skoordynowania, odróżnia czwartkowe wydarzenie od innych fałszywych alarmów i świadczy o tym, że mogą być groźne.
Szef MSWiA zapowiedział, że sprawcy fałszywych alarmów bombowych w Warszawie poniosą za swoje czyny odpowiedzialność karną i finansową. To jest przestępstwo karne. (...) Osoba, która w ten sposób może doprowadzić do sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa dla życia lub mienia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 8 - powiedział minister. Dodał, że odpowiednie służby będą domagać się odszkodowania od sprawców alarmów.
Kalisz poinformował, że dzień wcześniej podobne alarmy miały miejsce w Gdańsku, Sopocie i Gdyni. Również tam policja odnalazła atrapy ładunków. Osoba, która jest o to podejrzewana, została zatrzymana - powiedział minister. Zaznaczył, że policja na razie nie łączy alarmów z Trójmiasta i Warszawy.
Komendant stołeczny policji Ryszard Siewierski powiedział w czwartek po południu w czasie konferencji w KSP, że policja do tej pory przesłuchała kilkanaście osób, ale nie zatrzymała nikogo. Podkreślił, że cały czas są analizowane materiały związane ze sprawą, m.in. policja bierze pod uwagę e-maila wysłanego rano do kilku mediów.
Wynika z niego, że jego autorami są osoby homoseksualne nie zgadzające się na politykę prowadzoną przez Lecha Kaczyńskiego wobec ich środowisk. W liście tym autorzy przypominają o zakazaniu przez prezydenta stolicy Parady Równości. Autorzy e-maila napisali również, że swoim rzecznikiem politycznym czynią Zielonych 2004.
Prawie 80% Polaków uważa, że nie powinniśmy mieć prawa do publicznego życia. Ponad 50% nie chce nas widzieć w roli sąsiada. Odmawia się nam prawa do godnego życia. Spycha do podziemia - napisali autorzy listu. Dlatego - jak podali - podłożyli bomby w 15 miejscach stolicy.
Przedstawiciele organizacji broniących praw osób homoseksualnych oraz partii Zieloni 2004 potępili w czwartek działania, o których piszą autorzy e-maila.
Prezes Kampanii Przeciw Homofobii, działającej na rzecz praw osób homoseksualnych, Robert Biedroń powiedział, że nie zdziwiłoby go jednak, gdyby okazało się, że autorzy listu to rzeczywiście osoby homoseksualne, które utworzyły radykalną grupę i w ten sposób chcą zwrócić na istniejący w Polsce problem dyskryminacji gejów i lesbijek. Dodał, że w wielu krajach Europy Zachodniej takie grupy istnieją.
Według niego, jest też możliwe, że e-mail to prowokacja osób związanych z Lechem Kaczyńskim i PiS, która to partia "od dawna posługuje się stereotypami na temat homoseksualistów". Biedroń nie słyszał o podpisanych pod listem grupach (m.in. "Brygady PowerGay").
Współprzewodniczący partii Zieloni 2004 Dariusz Szwed powiedział, że jego partia odcina się od metod autorów listu, ponieważ "Zieloni nigdy nie stosują przemocy i terroryzmu". To prowokacja środowisk, które podszywają się pod organizacje działające na rzecz praw człowieka - dodał.
Prezydent Warszawy Lech Kaczyński w czasie konferencji w KSP powiedział, że sądzi, iż "ten mail jest fałszywką", ale pewnie jest związek między jego autorami i osobami, które podłożyły atrapy. Myślę, że nie jest to przedsięwzięcie środowisk gejowskich - ocenił. Kaczyński powiedział, że w związku z alarmem powrócił do Warszawy z Jasnej Góry.
Komendant Siewierski powiedział, że w poranną akcję odnajdywania i neutralizowania paczek, w których miały być ładunki, było zaangażowanych kilkaset osób, m.in. wywiadowcy, pirotechnicy, strażnicy miejscy, strażacy, przedstawiciele wojewody. W mieście uruchomiono zarządzanie kryzysowe. Wszystkie paczki zostały znalezione przez policję w ciągu pół godziny. Podjęte przez policję i wszystkie służby działania były adekwatne do tego, jak oceniliśmy zagrożenie - powiedział Siewierski.
Komendant stołeczny policji prosił o wyrozumiałość mieszkańców stolicy. To sytuacje, które dokuczają warszawiakom i odwracają uwagę policji od jej codziennych zadań. Policja musiała się przeorganizować, na kilka godzin była wyłączona ze swoich normalnych działań - mówił.
Wiceprezydent Warszawy Andrzej Urbański poinformował, że w mieście wprowadzono stan podwyższonej gotowości, m.in. w szpitalach i spółkach miejskich. Pytany o przygotowane na wypadek sytuacji kryzysowej wolne łóżka w szpitalach odparł, że jest ich 900 i są gotowe stale od kilku lat.