Trwa ładowanie...
13-10-2005 06:16

Ewakuacja z pałacu

Żaden z 268 urzędników Kancelarii Prezydenta nie jest pewny zatrudnienia przy nowej ekipie. Dlatego tych najbardziej zaufanych prezydent już umieścił na nowych, ciepłych posadkach.

Ewakuacja z pałacuŹródło: AFP
d3ansc2
d3ansc2

Choć z Ministerstwa Spraw Zagranicznych już dawno wyruszyła ekspedycja ratunkowa, to sytuacja pozostaje dramatyczna: wszystkie drogi ewakuacyjne są odcięte. Nie da się ocalić wszystkich, szanse na ratunek mają nieliczni.

W odróżnieniu od innych katastrof najpierw ratuje się tu najsilniejszych. Ocala się tych, którzy mają największe wpływy, są najbliżej prezydenta i zyskali jego bezgraniczne zaufanie. Słabymi nikt się nie przejmuje. Muszą sobie sami poradzić. - Wielu czeka więc zagłada - mówi Jerzy Dziewulski, były doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa. - I dlatego jest ta panika.

Przez ostatnie 10 lat w Kancelarii Prezydenta było bezpiecznie i niewiele się zmieniało. Nie było strachu o przyszłość. Nawet wtedy, gdy Aleksander Kwaśniewski walczył o drugą kadencję, zwycięstwo było pewne i nikt nie obawiał się utraty pracy. - Teraz jest przekonanie, że nowy prezydent w ciągu kilku miesięcy wyczyści wszystko do zera - mówi Dziewulski. - Nawet kierowcy się nie ostaną, bo też siedzieli po lewej stronie. Po co nowa ekipa ma zostawiać ludzi związanych z SLD i ryzykować, skoro może wziąć swoich?

Drogi ewakuacji

Dariusz Szymczycha kazał przekazać przez sekretarkę, że do 23 grudnia pozostanie prezydenckim sekretarzem stanu, a co będzie robił potem, to jego prywatna sprawa. Szymczycha jest jednym z nielicznych ministrów i najbardziej zaufanych ludzi prezydenta, który pozostali z Kwaśniewskim do końca. To oznacza, że po zakończeniu kadencji, jeśli prezydent nie znajdzie sobie miejsca w jakichś międzynarodowych strukturach, to i Szymczycha pozostanie bez pracy.

d3ansc2

- On sobie stanowisko sekretarza stanu wymarzył, a potem je wychodził u Kwaśniewskiego - mówi jego znajomy. - Związał swój los z prezydentem i teraz praktycznie nie ma dokąd wrócić. Innych urzędników prezydent wysłał w świat, ale Szymczycha nie miał wielkich szans na stanowisko ambasadora, bo - jak twierdzą jego znajomi - dyskwalifikuje go słaby angielski.

Podobny kłopot z angielskim miał Marek Ungier, najbardziej zaufany człowiek Kwaśniewskiego. Jeździł na zagraniczne kursy językowe i nawet szukano dla niego ambasady. Ale w styczniu 2005 roku musiał odejść w niesławie, gdy wyszło na jaw, że odgrywał kluczową rolę w obsadzaniu stanowisk w Orlenie. - Marek bardzo liczy na to, że prezydent gdzieś wyjedzie i zabierze go ze sobą, bo w kraju trudno mu będzie znaleźć pracę, nawet w biznesie - mówi jeden z byłych urzędników Kancelarii.

Udało się już Barbarze Labudzie. Nieprzerwanie od dziewięciu lat jest ministrem w Kancelarii Prezydenta i kieruje biurem do spraw społecznych. Tuż przed końcem kadencji udało się wcisnąć minister Labudę na stanowisko ambasadora w 430-tysięcznym Luksemburgu, który dotychczas był obsługiwany przez polską ambasadę w Belgii. Już podczas przesłuchań w sejmowej komisji spraw zagranicznych posłowie sugerowali, że dwuosobowa placówka dyplomatyczna jest bardziej potrzebna Labudzie niż Polsce.

Oprócz ambasadorskiej ścieżki ewakuacji jest też ścieżka poselska. Wybrał ją szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marek Siwiec, który obok Ungiera jest najbardziej zaufanym człowiekiem Kwaśniewskiego. W ubiegłym roku wystartował z list SLD i został eurodeputowanym, co zapewniło mu spokojny byt na następne cztery lata.

d3ansc2

Szefowa Kancelarii Prezydenta Jolanta Szymanek-Deresz skutecznie powtórzyła ten manewr w obecnych wyborach, startując z list płockiego SLD do Sejmu.

Odwrót

Ekspedycją ratunkową kieruje podsekretarz stanu Andrzej Majkowski odpowiedzialny za Biuro spraw Międzynarodowych. To on ma decydujący głos podczas tajnych narad, gdzie zapadają decyzje o nominacjach ambasadorskich. Z Aleksandrem Kwaśniewskim zaprzyjaźniony jest dyrektor generalny MSZ Krzysztof Jakubowski (szwagier Aleksandry Jakubowskiej), który z ramienia MSZ organizuje placówki dyplomatyczne.

Najważniejsza podczas ewakuacji jest zasada, by objąć placówkę dyplomatyczną, która zapewni czteroletnią kadencję. Gwarantuje to bezpieczeństwo, nawet jeśli zmieni się minister spraw zagranicznych. Bo mało prawdopodobne jest, by nowa władza zdecydowała się kogokolwiek odwołać przed upływem kadencji.

d3ansc2

Już w czerwcu poseł Bronisław Komorowski z PO podczas posiedzenia sejmowej komisji spraw zagranicznych zauważył: - Nie mogę pozbyć się wrażenia, że MSZ występuje w roli pośrednika w znajdowaniu miejsc pracy dla osób, które odpadają w różnych sytuacjach z Kancelarii Prezydenta RP. Jednym z pierwszych ambasadorów, którzy przewinęli się w tej kadencji przez Pałac, był Andrzej Byrt, który do Kancelarii Prezydenta przyszedł w 2001 roku. Potem trafił do MSZ, a stamtąd na placówkę w Berlinie.

Drogi ewakuacyjne zaczął na dobre przecierać Zdzisław Rapacki, dyrektor biura spraw międzynarodowych, który pojawił się w Kancelarii już w 1996 roku. To on przygotowywał zagraniczne wizyty Kwaśniewskiego. Rapacki w ubiegłym roku został ambasadorem Polski przy ONZ w Genewie. Jego miejsce w Kancelarii zajął Wiesław Scholz, były ambasador w Wietnamie. Ale zanim skończyła się kadencja prezydenta, Scholz zdążył załapać się jako konsul generalny do Sztokholmu.

Kandydatem na ambasadora jest Maciej Górski, były ambasador we Włoszech. Po powrocie w 2001 roku z Rzymu został doradcą prezydenta do spraw kontaktów z Unią Europejską. Z Kancelarii przeszedł do MON. Pół roku temu został kandydatem na ambasadora w Atenach. Kolejnym ambasadorem z Kancelarii Prezydenta jest Jacek Kluczkowski, kolega Kwaśniewskiego jeszcze z lat 70. Wspólnie działali w Socjalistycznym Zrzeszeniu Studentów Polskich i razem pracowali w tygodniku "ITD". Kluczkowski był doradcą prezydenta Kwaśniewskiego w latach 1995-2001, potem pomagał mu w trakcie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, a od kilku miesięcy jest ambasadorem w Kijowie.

d3ansc2

Prezydent nie zapomniał też o swoim tenisowym partnerze Stefanie Paszczyku, który już w 1987 roku był jego prawą ręką w Komitecie Młodzieży i Kultury Fizycznej. 11 lat później dostarczył prezydentowi alibi i zaświadczył w sądzie, że Kwaśniewski nie mógł się spotykać z rosyjskim szpiegiem Ałganowem, bo akurat grał z nim w tenisa. W prawdziwe kłopoty Stefan Paszczyk popadł rok temu, gdy stracił stanowisko prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Prezydent przygarnął go wtedy do zespołu swoich doradców. Nie na długo. Jeszcze przed końcem kadencji Kwaśniewskiego udało się wysłać Paszczyka do Buenos Aires, gdzie pełni funkcję... No, jaką? Ambasadora.

Nie wiadomo, co się stanie z ministrem Waldemarem Dubaniowskim, szefem gabinetu, o którym prezydent mówi, że jest uczniem Marka Ungiera. Dubaniowski wróci zapewne do zarządu firmy telekomunikacyjnej Exatel (podporządkowanej Państwowym Polskim Sieciom Energetycznych), skąd przyszedł, gdy w styczniu dostał nominację od Kwaśniewskiego.

Nieznana jest przyszłość 60-letniego Jerzego Bahra, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, o którym Kwaśniewski mówi "drogi Jerzy". Do Pałacu został wciągnięty w marcu, by objąć stanowisko po Marku Siwcu. Bahr jest zawodowym dyplomatą. Był ambasadorem w Kijowie i Wilnie, zapewne po zakończeniu kadencji wróci do MSZ.

d3ansc2

Dwaj kolejni ministrowie Andrzej Majkowski i Edward Szymański, którzy są z Kwaśniewskim od samego początku jego prezydentury, przejdą prawdopodobnie na emeryturę. Podobnie jak Andrzej Gdula, dyrektor zespołu doradców prezydenta, i Stanisław Ciosek, doradca do spraw międzynarodowych.

Pożegnanie z pałacem

Obaj kandydaci do fotela prezydenckiego zapowiadają już ostre cięcia w Kancelarii. Donald Tusk twierdzi, że zmniejszy o 30 procent wydatki, a to wiąże się z dużymi redukcjami kadrowymi. Cięcia zapowiada też Lech Kaczyński, który uważa, że prezydentowi nie są potrzebne aż cztery luksusowe ośrodki poza Warszawą. Zapowiada też, że zamiast w Pałacu Prezydenckim zamieszka w znacznie skromniejszym przedwojennym mieszkaniu premiera RP. - Jeśli w Kancelarii pracuje 268 osób, to redukcja nie będzie zbyt duża - mówi Lech Kaczyński. - Nigdy nie jest tak, że się wszystkich wymienia. Takich zamiarów nie mam.

Jednak wraz z klęską Włodzimierza Cimoszewicza w Pałacu umarły nadzieje na przetrwanie. Choć tylko sześciu ministrów i dziewięciu doradców zatrudnionych jest na czas kadencji prezydenta, to zagrożeni są wszyscy. - Prezydent ustawił tylko swoich najbliższych, czyli ekstraklasę prezydencką - mówi Jerzy Dziewulski. - Wobec reszty nie ma żadnych zobowiązań. Moim zdaniem urzędnicy muszą liczyć się z tym, że gdy tylko pojawi się nowy prezydent, każdy może stracić przepustkę do Pałacu.

Teresa Grabczyńska, dyrektor biura informacji, twierdzi jednak, że nie odczuwa atmosfery zagrożenia. - Wraz z końcem kadencji prezydenta odchodzi jego najbliższe otoczenie - mówi dyrektor Grabczyńska. - Reszta będzie jak najlepiej wykonywać swoje zadania do 23 grudnia. A mamy nadzieję, że i dłużej.

d3ansc2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ansc2
Więcej tematów