Europa znów boi się Rosji. Jeśli Putin dostanie czas od Trumpa, będzie groźny
Zapowiedzi Donalda Trumpa o zmniejszeniu zaangażowania USA w NATO i przyjazne gesty wobec Putina sprawiły, że odżyły obawy, iż rozochocona tym Rosja może zaatakować kolejne państwa w Europie. Pytanie tylko, czy Kreml po trzech latach pełnoskalowej wojny w Ukrainie, ma takie zdolności lub kiedy będzie je miał.
Wśród polityków krajów Unii Europejskiej przeważa przekonanie, że polityka administracji Trumpa wobec Rosji, działa na niekorzyść europejskiego bezpieczeństwa. Zapowiadane odrodzenie relacji USA-Rosja na pewno buduje pewność siebie Władimira Putina, a potencjalne zawieszenie broni w Ukrainie, da Kremlowi czas na odbudowę armii.
Obawy Zachodu podgrzewa dodatkowo rosyjska propaganda, jak miało to miejsce trzy lata temu. Dziś, co prawda, Rosja nie mówi otwarcie, że Ukraina to tylko etap, ale z wystąpień Putin można między wierszami wyczytać, że konflikt z NATO jest wizją prawdopodobną. To przede wszystkim element świadomej polityki, która ma ustawicznie wzbudzać strach w zachodnich społeczeństwach widmem wojny i ogromnych strat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump chce wyrwać Rosję Chinom? "Chiny niewątpliwie są zaskoczone"
Duńska Służba Wywiadu Obronnego FE (duń. Forsvarets Efterretningstjeneste) upubliczniła w połowie lutego analizę zagrożenia dla Europy ze strony Rosji po zakończeniu wojny na Ukrainie.
FE wskazuje, że po zakończeniu działań wojennych w Ukrainie Rosja będzie mogła uwolnić znaczne zasoby militarne, co pozwoli jej zwiększyć zdolności wojskowe i stanowić bezpośrednie zagrożenie dla państw NATO. Jeden ze scenariuszy zakłada, że już w ciągu sześciu miesięcy od zakończenia konfliktu Kreml będzie w stanie stoczyć lokalną wojnę z sąsiednim krajem, a w ciągu około dwóch lat stanie się realnym zagrożeniem dla krajów w regionie Morza Bałtyckiego.
Kolejny scenariusz FE przewiduje, że po zakończeniu wojny w Ukrainie Rosja w przeciągu pięciu lat będzie w stanie zaatakować na dużą skalę na Europę. Warunek: dostrzeże słabość NATO i będzie przekonana, że USA nie przybędą z pomocą.
Były wiceszef Sztabu Generalnego WP gen. dyw. w st. spocz. Leon Komornicki uważa, że Rosja potrzebuje 5-6 lat, aby odbudować swoje zdolności. Pokrywa się to z innymi prognozami polityków i wojskowych państw NATO. Podania ram czasowych unika z kolei dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Im większa skala ataku, tym dłuższy horyzont czasowy - zauważa Piekarski. - Lądowa inwazja, która miałaby na celu zajęcie jakieś części terytorium czy całego państwa NATO - oczywisty cel to państwa bałtyckie i północno-wschodnia Polska - to już scenariusz odległy w latach. Oczywiście warunkiem tego jest zakończenie wojny na Ukrainie. Nie wiemy dokładnie, ile sił Rosjanie będą musieli zostawić na potencjalnie zamrożonym froncie i nie będą w stanie ich użyć przeciwko nam, a ile będą mieli możliwość wykorzystać gdzie indziej.
Drenowanie potencjału
Obecnie Rosjanie na froncie w Ukrainie i jego bezpośrednim zapleczu utrzymują ok. 600-640 tys. żołnierzy z 1,2 mln, które liczą Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej. Do końca roku Kreml planuje zwiększyć liczebność swojej armii o 300 tys., poszerzając pobór do zasadniczej służby wojskowej. Kontynuacja wojny powoduje, że cały dostępny potencjał osobowy jest koncentrowany na froncie.
Powoli następuje niemal całkowita militaryzacja pokolenia młodych Rosjan, co jednak nie przekłada się na zwiększenie możliwości prowadzenia działań wojennych. Podobnie ma się kwestia produkcji wyposażenia.
W przypadku lotnictwa Rosjanie mają już zamknięte linie produkcyjne podstawowych bombowców Tu-22M3 i Tu-95MS oraz frontowych "koni roboczych" - szturmowców Su-25. Rocznie rosyjski przemysł jest w stanie wybudować ok. 30-35 nowych MiG-29, Su-34 i Su-35. Nie są to powalające liczby, a i poziom techniczny oraz wyszkolenie rosyjskich załóg pozostawia wiele do życzenia.
Łatwiej idzie Rosjanom z mniej skomplikowanym technicznie sprzętem. Szacunkowo, według rosyjskich doniesień, fabryka czołgów Uralwagonzawod, która produkuje nowe czołgi T-90M i modernizuje T-72B3 i T-80BW, jest w stanie dostarczyć 50-60 czołgów miesięcznie. W rzeczywistości jest znacznie gorzej. Według doniesień wywiadów rzeczywista produkcja wynosi ok. 30-35 wozów miesięcznie.
Równie źle wygląda produkcja bojowych wozów piechoty. Obecnie produkcja BMP-3 sięga ok. 400 sztuk rocznie. Z magazynów Rosjanie są w stanie rocznie odzyskać i doprowadzić do używalności ok. 600 BMP- 1 i BMP-2. Magazyny nie są jednak bez dna - według analiz opustoszały już w ponad 70 proc.
Co prawda, Jarosław Wolski, ekspert ds. wojskowości zauważa, że Rosjanie na front wysyłają ostatnio zaledwie połowę produkcji zbrojeniowej i na froncie nie można się doliczyć ok. 800 czołgów oraz tyle samo bojowych wozów piechoty. Może to oznaczać, że planowana jest ofensywa w Ukrainie, a plan ataku na państwa NATO jest mało prawdopodobny.
Tak liczna grupa czołgów wyrównałaby dwumiesięczne straty frontowe, a w przypadku bojowych wozów piechoty - zaledwie miesięczne. Rosjanie wciąż produkują i remontują tyle pojazdów, aby zaspokoić bieżące zapotrzebowanie frontu.
Rosyjskie zagrożenie hybrydowe
- Rosjanie są w stanie - to wiemy - masowo szkolić ludzi umiejących uczestniczyć w produkcji i remontach prostego sprzętu – zauważa dr Piekarski. - Ale ten prosty sprzęt jest jednocześnie łatwy do zniszczenia, a żołnierze - słabo wyszkoleni i wyposażeni - są łatwi do pokonania. Odtworzenie armii zdolnej do agresji zajmie Kremlowi co najmniej kilka lat, zwłaszcza że czeka ją reorganizacja po zamrożeniu wojny w Ukrainie.
Można z całą pewnością stwierdzić, że póki walki w Ukrainie trwają, Zachód zyskuje coraz więcej czasu na odbudowę własnego potencjału militarnego. Czas na odbudowę rosyjskiego potencjału można zacząć liczyć dopiero od chwili zawieszenia lub zakończenia obecnych działań wojennych.
Można być też pewnym, że - przy utrzymaniu wojennej produkcji - Kremlowi odbudowa armii może zająć nawet dekadę. Zapewne nie będzie to armia o potencjale porównywalnym z tym, z którym Rosja zaatakowała Ukrainę. Kremlowska dyktatura ma jednak w zanadrzu jeszcze inne możliwości atakowania Europy i już to robi.
- W tej chwili Rosja może realnie zaatakować Zachód tylko w jeden sposób. Są to działania hybrydowe. Od dezinformacji, poprzez akcje polityczne, aż po sabotaż. I to się dzieje - zauważa dr Piekarski.
W Polsce można przede wszystkim zauważyć wzrost aktywności trolli internetowych, którzy - przy okazji kampanii wyborczej i zaostrzających się relacji pomiędzy USA a państwami europejskimi - prowadzą wojnę informacyjną, sącząc przekaz Kremla i podważając realność europejskiej jedności zarówno na poziomie Unii Europejskiej, jak i NATO. Od lat jedną z doktryn rosyjskiej wojny informacyjnej jest skłócanie i dzielenie. Każda animozja, która osłabia potencjalnego przeciwnika, jest działaniem na korzyść Kremla.
Należy także pamiętać o wszelkich operacjach dywersyjnych - coraz częściej zdarzających się "awariach" sieci energetycznych, gazo- i ropociągów czy kabli telekomunikacyjnych na dnie Bałtyku.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski