Europa będzie odsyłać migrantów. Nadchodzi czas deportacji
• Coraz więcej państw UE zapowiada masowe deportacje migrantów, którzy nie otrzymali statusu uchodźcy
• Do swoich krajów wrócić ma kilkaset tysięcy ludzi, głównie z Afryki Północnej, Bałkanów i Pakistanu
• Przed państwami ciężkie zadanie: w praktyce jedynie ok. 50 proc. nielegalnych imigrantów udaje się deportować
• Masowe deportacje mogą przyczynić się do większej niestabilności w krajach trzecich i tylko pogłębić kryzys migracyjny
03.02.2016 | aktual.: 03.02.2016 18:12
Po zeszłorocznej - i wciąż trwającej - wielkiej fali migracji do Europy nadchodzi czas na wielką falę powrotów. Nie chodzi jednak o powroty dobrowolne. W ciągu ostatnich tygodni kolejne państwa UE zaostrzyły swoją politykę azylową i ogłosiły plany deportacji dziesiątek tysięcy migrantów, którym nie został przyznany status uchodźcy. Do masowych deportacji szykują się przede wszystkim państwa dotychczas przyjmujące największe liczby migrantów: Niemcy (co najmniej 200 tys.), Szwecja (w tym roku planuje wydalić 80 tysięcy obcokrajowców), Finlandia (20 tys.).
- Jeśli państwa po uczciwym sprawdzeniu uznają, że dana osoba nie spełnia kryteriów przyznania mu azylu, to oczywiście mają prawo je deportować. To kwestia ich polityki wewnętrznej. Ważne jest by robiły to w bezpiecznych i humanitarnych warunkach - mówi WP Rafał Kostrzyński, rzecznik warszawskiego biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców.
Nie znaczy to jednak, że zrealizowanie planowanych deportacji będzie łatwe. Przed władzami tych krajów piętrzy się bowiem cały szereg prawnych, logistycznych i politycznych problemów. Dotychczasowa praktyka sugeruje, że deportacja tak wielu migrantów będzie po prostu niemożliwa.
- Państwom UE rzadko udaje się przywrócić tych ludzi do ich kraju pochodzenia. W rezultacie mamy duże grupy ludzi bez prawnego statusu. W najlepszym wypadku mogą liczyć na zatrudnienie w szarej strefie i odnaleźć swoje miejsce w lokalnej społeczności. Ale to ostatnie, jak widzimy, jest dla imigrantów w Europie coraz trudniejsze - mówi WP Elizabeth Collett, analityk z Instytutu Polityki Migracyjnej w Brukseli. Według Collett wynikało to zarówno z obiektywnych trudności - takich jak problemy w ustaleniu tożsamości, ucieczki czy pozbywanie się przez dokumentów przez migrantów - jak i inercji aparatu państwowego w obliczu kosztownego i skomplikowanego procesu deportacji. Teraz motywacja do działania jest większa, a także droga prawna łatwiejsza, bo zarówno Niemcy jak i państwa Skandynawii wprowadziły na początku roku przepisy ułatwiające rozpatrywanie wniosków o azyl i powrót migrantów do krajów. Czy jednak pomoże to uporać się z problemem? Istnieją poważne powody, aby w to wątpić.
Przede wszystkim dlatego, że po otrzymaniu decyzji o odmowie przyznania azylu, duża część migrantów po prostu "znika", tj. niszczy swoje dokumenty i wyjeżdża w inne części kraju, gdzie liczy na zatrudnienie w szarej strefie. Ustalenie miejsca przebywania tysięcy takich "uciekinierów" graniczy z niemożliwością. Jak wiele jest takich przypadków? Według szacunków to nawet 40-50 proc. przeznaczonych do deportacji.
To jednak niejedyny problem. Według prawa międzynarodowego, osoba, której odmówiono azylu może zostać odesłana do kraju pochodzenia lub innego "bezpiecznego" kraju. W praktyce bywa to jednak trudne. W Niemczech słynny był przypadek Murada Kaisa, 33-letniego imigranta z Tunezji, który w ciągu ostatnich czterech lat kilkukrotnie odsyłany był do Włoch, jako pierwszego państwa UE, do którego dotarł. Włoskie służby zamiast wszczynać kosztowną procedurę deportacji Kaisa do Tunezji, dawały mu jednak wolną rękę, by z powrotem udać się do Niemiec.
Problemem bywa też współpraca krajów, które nie zawsze chcą przyjąć deportowanych rodaków. Rodzi to napięcia między państwami i prowadzi do całkiem dramatycznych sytuacji. Takich jak ta z grudnia ubiegłego roku, kiedy pakistańskie władze zawróciły grecki samolot z powracającymi pakistańskimi migrantami, którym odmówiono azylu. Zdaniem rzecznika UNHCR, wysyłanie migrantów w takich warunkach łamie zasadę bezpiecznego powrotu. Pakistan jest najbardziej kłopotliwym państwem jeśli chodzi o przyjmowanie deportowanych migrantów, ale nie jedynym. Podobnie oporne w przyjmowaniu "odrzuconych" migrantów bywają państwa Maghrebu. Aby skłonić te kraje do współpracy, Niemcy muszą do dyplomatycznych nacisków i zachęt, np. w postaci pomocy rozwojowej, liberalizacji reżimów wizowych czy innych argumentów politycznych.
Łatwa nie jest też logistyka deportacji. Zorganizowanie transportu lotniczego dla deportowanych jest kosztowne i czasochłonne, a do tego liczba dostępnych do wyczarterowania samolotów jest bardzo ograniczona. Ten problem dotyczy szczególnie Niemiec, które otwarcie zastanawiają się nad użyciem w tym celu wojskowych samolotów transportowych.
W rezultacie tych piętrzących się trudności, w zeszłym roku Niemcy zdołały odesłać - dobrowolnie lub nie - do kraju pochodzenia jedynie ok 40 spośród 200 tysięcy migrantów, którym odmówiono statusu uchodźcy.
W teorii ułatwienie procesu deportacji ma zniechęcić migrantów ekonomicznych do przybywania do Europy i złagodzić kryzys migracyjny. Czy będzie to skuteczne? Ryan Schroeder z Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) jest sceptyczny.
- Takie rozwiązania tylko częściowo odnoszą się do problemu i w dłuższej perspektywie nie będą skuteczne, bo nie rozwiązują podstawowej przyczyny ruchów migracyjnych, czyli ubóstwa - mówi WP przedstawiciel IOM. Zwraca uwagę na to, że fala deportacji może nie tylko nie złagodzić negatywne skutki kryzysu migracyjnego, ale nawet je zaostrzyć. - Musimy być ostrożni, by redukując liczby migrantów w Europie nie obciążać w zbyt sposób państw trzecich, które już teraz są w trudnej sytuacji w związku z presją migracyjną. Jeśli nie zadbamy o znaczącą o pomoc dla tych państw, ryzykujemy jeszcze większą niestablinością i w efekcie zwiększeniem fali migracji do Europy - dodaje.