HistoriaErmias Sahle Selassje, wnuk cesarza Etiopii: Ryszard Kapuściński musiał wiedzieć o terrorze reżimu

Ermias Sahle Selassje, wnuk cesarza Etiopii: Ryszard Kapuściński musiał wiedzieć o terrorze reżimu

W czasie rządów Mengistu Hajle Mariama w Etiopii zginęło 1,5 mln ludzi. Wspierany przez Sowietów reżim mordował strzałem w tył głowy nawet dzieci i spowodował straszliwą klęskę głodu. - Był to rok 1975 i czerwony terror zbierał krwawe żniwo. Kapuściński nie mógł tego nie widzieć, a mimo to gloryfikował reżim. I atakował bezpardonowo mojego dziadka. Owocem tych ataków była wydana w 1978 r. kłamliwa książka "Cesarz" - mówi książę Ermias Sahle Selassje, wnuk obalonego przez Mengistu cesarza Hajle Selassje.

Ermias Sahle Selassje, wnuk cesarza Etiopii: Ryszard Kapuściński musiał wiedzieć o terrorze reżimu
Źródło zdjęć: © AFP | Finn Frandsen

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz: Wasza wysokość, po obaleniu pańskiego dziadka - cesarza Hajle Sellasje - komuniści wprowadzili w Etiopii czerwony terror. Jego ofiarą padło 1,5 mln ludzi. W tym wiele dzieci. Co oni mieli przeciwko dzieciom?

Ermias Sahle Selassje: Nie wiem. Nikt chyba jeszcze nie zrobił profilu psychologicznego tej bestii w ludzkiej skórze, jaką był czerwony dyktator Mengistu Hajle Mariam, który w 1975 r. przejął kontrolę nad moją ojczyzną. Znana jest natomiast taka historia: w pewnym momencie grupa dzieci przyłączyła się do jakiejś antyreżimowej demonstracji studentów. Jak to dzieci, interesowało je wszystko, co się dzieje na ulicy... Potem ich ciała były wyrzucane na poboczach dróg. Rodzice dostali zaś od władz... rachunki za wystrzelone w głowę dzieci naboje... Takich przypadków było wiele.

Czemu miał służyć czerwony terror?

Zastraszaniu narodu, aby umocnić władzę czerwonej junty zwanej Dergu. W wielu przypadkach ci sami studenci, którzy przyłożyli rękę do obalenia cesarza, wkrótce potem kończyli na stryczku w komunistycznym więzieniu.

Mengistu Hajle Mariam podczas oficjalnej wizyty na Kubie, 25 kwietnia 1978 r. fot. AFP

Stryczki stosowane były jednak oszczędnie. Kilka lat temu, podczas jednego z procesów identyfikujących ofiary reżimu, patolodzy nie mogli się nadziwić, jak można powiesić dorosłego człowieka na 18-centymetrowym sznurku.

Do dziś na terenie całej Etiopii odkrywane są kolejne zbiorowe mogiły ofiar terroru. Mengistu bezwzględnie mordował każdego, kto choćby potencjalnie mógł stanowić najmniejsze zagrożenie dla jego reżimu. Dopiero teraz, z pomocą amerykańskich patologów, bada się DNA ofiar i stopniowo ustala ich tożsamość. Są to rzeczy straszne. Mój kraj został utopiony we krwi.

W Etiopii Mengistu wywołał wielki głód. Czy wzorował się na Stalinie?

Tak, to był skutek absurdalnej, wzorowanej na Związku Sowieckim kolektywizacji. Klęska głodu, która miała miejsce w latach 1984-1985, pochłonęła ponad milion ofiar. Głód był politycznym narzędziem mordu. Podobnie jak masowe, przymusowe deportacje.

Co ciekawe, to nie krwawa dyktatura Mengistu, ale właśnie dopiero ofiary głodu w Etiopii zaciekawiły zachodnie media. Pierwsza była telewizja BBC, która przyniosła w 1984 r. przerażające obrazy umierających ludzkich szkieletów z Etiopii. Inne krwawe wyczyny Dergu nikogo specjalnie nie interesowały.

Mało tego, nie mówiono, że klęska głodu została wywołana przez reżim. Ukazywano ją jako naturalną klęskę żywiołową, na którą nic nie można poradzić. Tymczasem 10 lat wcześniej to samo w zachodnich mediach stanowiło największy zarzut wobec cesarza Hajle Sellasje. Że Etiopczycy nie mają co jeść. Hipokryzja Zachodu była niebywała. Mój dziadek był przedmiotem kampanii nienawiści, a na rzeczywiste, straszliwe zbrodnie komunistów patrzono przez palce. To była część planu. Nie jest przecież łatwo obalić legalnego władcę, który posiada olbrzymi autorytet zarówno w kraju, jak i za granicą, oraz zaprowadzić na jego miejsce krwawą bolszewicką dyktaturę. Nie wystarczy tylko go po prostu zamordować. Trzeba go najpierw zabić słowem...

I tu potrzebny był Ryszard Kapuściński, który był ważnym elementem tej kampanii nienawiści.

Kapuściński pojechał do Etiopii już po przejęciu władzy przez Mengistu Hajle Mariama. Był to rok 1975 i czerwony terror zbierał krwawe żniwo. Kapuściński nie mógł tego nie widzieć, a mimo to gloryfikował reżim. I atakował bezpardonowo mojego dziadka. Owocem tych ataków była wydana w 1978 r. kłamliwa książka "Cesarz".

Przewodniczącego Wojskowej Rady Administracyjnej Etiopii Mengistu Haile Mariam (z lewej), I sekretarz KC PZPR Edward Gierek i przewodniczący Rady Państwa PRL Henryk Jabłoński (z prawej), podczas oficjalnej wizyty Mengistu w Polsce, w 1978 r. fot. PAP/CAF/Zbigniew Matuszewski

No cóż, Etiopia właśnie dołączyła do bloku komunistycznego. A Kapuściński pracował dla Polskiej Agencji Prasowej, która w rzeczywistości była filią moskiewskiej agencji TASS.

Tak, Mengistu od razu po dokonaniu puczu szeroko otworzył bramy Etiopii dla Sowietów. Oficjalnie porozumienie o przyjaźni i współpracy ze Związkiem Sowieckim podpisał zaś w 1977 r. Oddało ono praktycznie Etiopię we władanie Moskwy. W listopadzie 1977 r. przybyła do Etiopii - via ZSRS - tysiącosobowa ekipa pilotów i techników wojskowych z państw wschodniej Europy. Do stycznia 1978 r. Sowieci przerzucili zaś do Etiopii prawie 20 tys. żołnierzy kubańskich, większość bezpośrednio z Angoli, Moskwa dostarczyła reżimowi broni wartej ponad 1 mld dol.

To działo się podczas wojny z Somalią o prowincję Ogaden?

Tak, oddziały kubańskie dowodzone przez sowieckich generałów szybko wyparły Somalijczyków z Ogadenu. Wówczas Mengistu zaatakował jednak dążącą wcześniej z pomocą Moskwy do niepodległości Erytreę. Potrzebny był mu bowiem dostęp do morza. Kubańczycy w etiopskich mundurach strzelali więc teraz do Erytrejczyków, których wcześniej sami przeciw Etiopii szkolili. Moskwa w rekordowym czasie wyposażyła etiopską armię posiadającą wcześniej tylko 62 czołgi i 27 myśliwców w dodatkowe 350 czołgów i 70 myśliwców. Etiopia stała się państwem zmilitaryzowanym.

Sowiecka "pomoc" nie sprowadzała się chyba jednak tylko do wsparcia wojskowego?

Najgorsza była "przebudowa społeczna" mojego kraju. Wszystko według sowieckich wzorców. KGB szkoliło etiopską policję. Z NRD przybywały towarzyszki, aby zakładać stowarzyszenia feministyczne. Ze Związku Sowieckiego przyjeżdżali towarzysze, aby uczyć rosyjskiego i zakładać kołchozy. Nagle okazało się, że chłopi obiecanej im ziemi - którą wcześniej ukradziono ich legalnym właścicielom - i tak nie dostaną. W Etiopii działali "specjaliści" z PRL, Węgier i Bułgarii. Ulice w Addis Abebie nagle zaroiły się od wschodnich Europejczyków. Jednym z nich był Ryszard Kapuściński. Pozwolę sobie przytoczyć teraz słowa śp. Janusza Kurtyki, prezesa IPN: "Z akt przechowywanych w IPN wynika, że Ryszard Kapuściński dla SB to agent 'Poeta' i 'Vera Cruz'. W latach 1965-1972 był rejestrowany jako kontakt informacyjny przez Departament I (wywiad); początkowo współpracował z Wydziałem IV (USA), potem Wydziałem III (kontrwywiad w wywiadzie) tego departamentu. W latach 1973-1982 był prowadzony jako kontakt operacyjny przez
Departament III SB (kolejno przez Wydziały III, IV i IX). W latach 1981-1984 jego osoba została w ewidencji bezpieki 'zabezpieczona' (czyli zastrzeżona) przez Wydział VIII (ekonomia) Departamentu I, zaś w latach 1982-1983 jednocześnie przez Wydział XIV (nadzorujący dziennikarzy i agencje prasowe) Departamentu II (kontrwywiad) SB, wreszcie w latach 1984-1989 przez Wydział I (niemiecki) Departamentu I. Termin 'zabezpieczenie' oznaczał szczególne zainteresowanie daną osobą i w zależności od rodzaju kontaktów i kontekstu źródłowego może oznaczać np. 'wyłączność' na jej rozpracowywanie lub 'wyłączność' na jej wykorzystywanie jako agenta. Można generalnie sądzić, iż Kapuściński był uznawany za wartościowego współpracownika, skoro wykorzystywały go tak różnorodne struktury bezpieki".

To są jasne, jednoznaczne informacje. Zupełnie mnie nie dziwią. I bez nich po lekturze "Cesarza" byłem bowiem przekonany, że za pomocą tej niewielkiej, dezinformującej książeczki reporter PRL wykonywał po prostu zalecone mu zadanie. Utwierdził mnie w tym przekonaniu rozgłos, jaki tej książce nadawano na świecie, szczególnie w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, w czasie najokrutniejszego okresu czerwonego terroru Mengistu Hajle Mariama. Chodziło o odciągnięcie uwagi od piekła, które zostało zgotowane Etiopii po obaleniu mojego dziadka. Śmiano się z władcy, który rzekomo bardziej martwił się o swoje małe pieski aniżeli o własny naród przymierający głodem. Z władcy, na którego pełnym przepychu dworze rzekomo pleniła się korupcja i panował strach przed zemstą apodyktycznego cesarza. Tymczasem w moim kraju trwała regularna rzeź...

Książę Ermias Sahle Selassje fot. The Crown Council of Ethiopia

Chyba nie. Był zbyt wielkim tchórzem, żeby zrobić coś takiego. Dokonując mordów, zawsze wysługiwał się innymi. Jeden ze służących dziadka opowiadał mi, że kiedy wszedł do pokoju cesarza tamtego ranka, po zamachu, w powietrzu wisiał charakterystyczny zapach eteru, którym się oszałamia ludzi przed operacją. Musiano więc cesarza najpierw uśpić, a dopiero potem - bezbronnego - zamordować.

Co zrobiono z jego ciałem?

Mengistu kazał je zamurować pod podłogą toalety w pałacu cesarskim. Dopiero rok po ucieczce Mengistu z kraju, a więc w 1992 r., dokonano ekshumacji. A po upływie kolejnych ośmiu lat ciało zostało uroczyście pochowane w krypcie katedry św. Trójcy w Addis Abebie.

Mówi pan, że Mengistu uciekł.

Tak, kiedy Związek Sowiecki się załamał i Gorbaczow przestał finansować jego dyktaturę, skrył się wraz z rodziną w Zimbabwe. Czerwony terror po 17 latach pustoszenia Etiopii się zakończył. Mengistu żyje teraz w luksusie na koszt swojego starego przyjaciela dyktatora Roberta Mugabe. Niedawno skazano go zaocznie na śmierć. Pozostali członkowie Dergu też uciekli. Przeważnie do Stanów Zjednoczonych, ale nie tylko. Ukradli olbrzymie sumy, więc stać ich na luksusowe życie. Niektórzy są nawet niemal moimi sąsiadami. Z bólem należy stwierdzić, że wyrządzone przez tych ludzi zło nie zostało ukarane. Niewielką pociechą jest fakt, że w Addis Abebie otwarto niedawno Muzeum Ofiar Czerwonego Terroru. To niewielki budynek, ale ma ogromne znaczenie dla świadomości nowych pokoleń Etiopczyków.

Co ciekawe, Związek Sowiecki zanim jeszcze doszło do puczu, również próbował skusić pańskiego dziadka.

Komitet centralny "jedynej i nieomylnej partii" zasiadający na Kremlu grał na dwa fronty. Zresztą nie działo się to pierwszy raz w historii. Cesarza chciano związać pożyczkami. Nie wyszło. Podróżował sporo po wschodniej Europie i choć przyjmowany był z honorami, to jego uwadze nie uszło, co działo się tak naprawdę za czerwonymi dekoracjami. Że komunizm to system opresyjny i zacofany. Młodych ludzi w celu nauki też nie chciał wysyłać do Moskwy czy do Warszawy. Wolał do Stanów Zjednoczonych. Tam zresztą studiował też Mengistu Hajle Mariam, późniejszy czerwony kat Etiopii.

Tak, dziadek wysłał go do Ameryki. Jak mu się odwdzięczył - wiemy. Anachroniczny cesarz, który w czasach bezwzględnej konfrontacji dwóch systemów szukał dla Etiopii trzeciej, własnej drogi, przeszkadzał. Sowieci musieli być na niego wściekli.

Jeszcze na długo przed puczem roku 1975 zaczęły się "spontanicznie" rewolty studenckie. Od campusów Kalifornii, poprzez Paryż, Rzym, Berlin, aż do Tokio.

Dziś wiadomo już sporo o tym, kto i dlaczego tę "spontaniczność" organizował. Tam też, na studiach w USA, Mengistu zetknął się z marksizmem-leninizmem. Tam się ukształtował.

Komunistyczna agitacja szła jednak również z sąsiedniej Erytrei. To stamtąd przesiąkała szeptana propaganda, ulotki rozprowadzane wśród studentów i wojska, wreszcie tam sformował się "etiopski ruch ludowy" mający na celu obalenie "feudalnego reżimu" Hajle Sellasje. Gdy słyszę nazwę "ruch ludowy", to od razu mam czerwoną gwiazdę przed oczyma.

Cesarz stworzył silną, 40-tysięczną armię, która była zasilana przez spory budżet. Była to armia obronna, która spełniła swoje zadanie w walce z Włochami, choć wyzwolenie spod ich okupacji zawdzięczamy Brytyjczykom. Włosi zresztą nie byli jedynym zagrożeniem, choć ich brutalna pięcioletnia okupacja zostawiła poważne ślady do dziś. Problemem było utrzymanie spójności kraju, w którego granicach mieszkało ponad 80 rozmaitych grup etnicznych. To wymagało silnej armii. Temat wojska wykorzystywany był jednak z premedytacją przez czerwoną propagandę. Cesarza przedstawiano jako militarystę. A później okazało się, że Mengistu zbudował jeszcze większą, znacznie lepiej uzbrojoną armię. To już oczywiście nikomu nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało również to, że w niebywały sposób - przy pomocy "fachowców" ze Stasi - rozbudował policję.

Także niemieckie media "pracowały" wytrwale nad zdyskredytowaniem cesarza. I to także w RFN. "Der Spiegel" już w 1969 r. pisał o nieuchronnym obaleniu "despoty", cytując erytrejskie ulotki. Oto mała próbka: "Z bronią ze wschodniej Europy, z materialnym i moralnym wsparciem krajów arabskich walczy 2000 bojowników Ludowego Frontu Erytrei przeciwko 'etiopskiemu imperializmowi'".

Nie wiedziałem o tym.

Zapewne nie wiedział Wasza Wysokość także i o tym, że w Berlinie Wschodnim w 1972 r. została utworzona pierwsza opozycyjna marksistowsko-leninowska partia etiopska - IHAPA. Co ciekawe, stało się to... "w obecności bojowników palestyńskich".

Nie, o tym też nie wiedziałem. Role były, jak widać, dokładnie rozpisane. Satelickie państwa Kremla - i to nie tylko wschodniej Europy, bo były to i Syria, i Libia, i Palestyna - miały swoje ściśle określone zadania. Cel był prosty: przejąć Etiopię, zabić cesarza. Mój kraj zapłacił za to straszliwą cenę.

Minęło już ponad 20 lat od końca ery czerwonego terroru. Siedemnaście lat życia w strachu, upodleniu i odczłowieczeniu musiało zostawić głęboki ślad w społeczeństwie. Ile lat trzeba, aby wyprostował się kręgosłup Etiopczyków?

Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Wiara i pamięć naszych przodków daje nam co prawda siłę, ale Etiopczycy borykają się z poważnymi trudnościami życia codziennego. Z zapewnieniem swoim dzieciom jedzenia, ubrania i wykształcenia. Siedemnaście lat czerwonego terroru i rabunkowej socjalistycznej gospodarki wyrzuciło mój kraj poza burtę postępu. Brakuje szkół i lekarzy. Trudno w to uwierzyć, ale dziś w Stanach Zjednoczonych mieszka i pracuje więcej etiopskich lekarzy niż w samej Etiopii.

Dzisiejsza Etiopia jest zdominowana przez chiński kapitał i atakowana przez wojujący islam. Z pewnością nie jest to ta trzecia droga, o której marzył kiedyś cesarz Hajle Sellasje.

Na pewno mój dziadek nawet nie wyobrażał sobie takiej Etiopii. Cała Afryka walczy dziś o byt i w całej Afryce ton nadają Chińczycy i islamiści. Jednak najistotniejsze z marzeń mojego dziadka się dokonało: Afryka nie wstydzi się koloru swojej skóry. Odwrotnie - jest z niego dumna. Współtworzona przez mojego dziadka Organizacja Jedności Afryki może nie ma takiego znaczenia, o jakim marzył Hajle Sellasje, ale trwa i działa. Afrykanie rozmawiają ze sobą. I jest wielce prawdopodobne, że nie tylko paleontolodzy, ale cały świat zachodni będzie musiał kiedyś uznać Afrykę za nową kolebkę ludzkości. Przyszłość należy do nas.

Rozmawiała Joanna Mieszko-Wiórkiewicz, Historia do Rzeczy

Książę Ermias Sahle Selassje urodził się w 1960 r. w Addis Abebie. Jedyny wnuk cesarza Hajle Sellasje, przewodniczący etiopskiej Rady Królewskiej. Studiował nauki społeczne i ekonomię na Uniwersytecie Kalifornijskim. Od lat aktywnie angażuje się w umacnianie demokracji w Afryce. Walczy o dobre imię oraz interesy Etiopii na świecie. Mieszka w Ameryce.

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiagłódetiopia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)