Witek o sprawie męża. Wyznaje, że to nie pierwsza taka sytuacja
Informacja o mężu marszałek Sejmu Elżbiety Witek, który od dwóch lat przebywa na OIOM-ie szpitala w Legnicy, wywołała wiele kontrowersji. - Nie wykorzystywałam swojej pozycji, żeby cokolwiek dla siebie załatwić - zapewnia polityk. Przypomina też głośną sprawę Polaka odłączonego od aparatury podtrzymującej życie w Wielkiej Brytanii. - Dopóki jest nadzieja i szansa, ratowałabym nie tylko swojego męża, ale każdego - przekonuje.
Dziennikarze Radia ZET Radosław Gruca oraz Mariusz Gierszewski dotarli do kobiety, która złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Legnicy w sprawie tamtejszego szpitala. Jej mama zmarła, czekając na miejsce na OIOM-ie. Miejsce na oddziale - według ustaleń stacji - miał "blokować" mąż marszałek Sejmu. Mężczyzna ma tam przebywać od dwóch lat.
Marszałek Witek wydała w tej sprawie oświadczenie, w którym poinformowała, że materiał ten to dla niej i jej rodziny "niewyobrażalne i niezrozumiałe cierpienie". Zapewniła, że nigdy nie naciskała na lekarzy, by pozostawili jej męża na OIOM-ie. "Wszelkie kwestie medyczne zostawiam lekarzom ze szpitala w Legnicy, do których mam pełne zaufanie i szacunek za ich pracę" - dodała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
To nie pierwszy długi pobyt męża Witek na OIOM-ie
- Były ośrodki, które mogły rehabilitować intensywnie takiego pacjenta, jak mój mąż, ale musiałby być na własnym oddechu, a nie pod respiratorem - tłumaczy teraz w rozmowie z "Super Expressem" marszałek Witek, pytana, dlaczego jej mąż tak długo przebywa na oddziale intensywnej terapii.
- Oddałabym wszystko, żeby go stamtąd zabrać, żeby mógł samodzielnie oddychać. Czekam na dzień, kiedy usłyszę od lekarza, że będę mogła go przenieść - zapewnia polityk Zjednoczonej Prawicy.
Witek w rozmowie z "Super Expressem" wyznaje też, że to nie pierwszy długi pobyt jej męża na OIOM-ie. Trafił na niego również dziewięć lat temu. Wówczas udało się go wybudzić ze śpiączki i po długiej rehabilitacji wrócił do pełnej sprawności. - Przeżywaliśmy straszny dramat. Okazało się jednak, że udało się go wybudzić. Nadzieja cały czas jest. Nigdy jej nie stracę - opowiada.
"Jestem za życiem, a nie za śmiercią"
Marszałek Sejmu ponownie zapewnia, że nie wykorzystywała swojej pozycji, by pozostawić męża na oddziale intensywnej terapii. - Nigdy nie oczekiwałam specjalnego traktowania. Mąż leży na normalnej sali z innymi pacjentami, jest traktowany jak inni. (...) Nie było nigdy rozmowy na ten temat ani z lekarzami, ani z nikim z kierownictwa szpitala - podkreśla Witek.
- Niektórzy mówią, że pacjent, który po takich problemach tak długo żyje, to cud, to się raczej nie zdarza. Jestem osoba wierzącą, wierzę w cuda - podkreśla Witek. - Pamiętam niemal identyczny przypadek Polaka w Wielkiej Brytanii, pisałam wtedy do brytyjskich parlamentarzystów. Jestem za życiem, a nie za śmiercią. Skazanie kogoś na śmierć głodową było dla mnie nie do pomyślenia. Dopóki jest nadzieja i szansa, ratowałabym nie tylko swojego męża, ale każdego, kto by mnie poprosił, to przecież oczywiste - dodaje marszałek Sejmu w rozmowie z gazetą.
Źródło: "Super Express"