Eksplozja w czasie marszu demonstrantów w Tajlandii - są ranni
Co najmniej 36 osób zostało rannych w piątek w stolicy Tajlandii, Bangkoku, gdy w czasie przemarszu antyrządowych demonstrantów wrzucono między nich
ładunek wybuchowy - podały służby ratunkowe. Do eksplozji małych bomb doszło od czwartku kilka
razy.
Na miejsce udali się śledczy, by ustalić rodzaj użytych materiałów wybuchowych.
Minister spraw zagranicznych Surapong Tovichakchaikul oświadczył, że czas odzyskać kontrolę nad stolicą opanowaną od początku tygodnia przez demonstrantów domagających się ustąpienia premier Yingluck Shinawatry. Szef MSZ był w grupie wysokich urzędników, eskortowanych przez policję i wojsko, którzy udali się do urzędu paszportowego, aby przekonać protestujących do zakończenia jego blokady.
Zapytany, czy władze przygotowują się do akcji mającej na celu zakończenie blokad zajętych przez demonstrantów ministerstw i kilku kluczowych skrzyżowań, odparł, że "najwyższy czas" podjąć takie działania.
W czwartek wielotysięczne demonstracje odbyły się m.in. przed resortem zdrowia i urzędem podatkowym. Zablokowano wiele ulic. Demonstranci domagają się ustąpienia rządu, któremu zarzucają korupcję, oraz odłożenia zaplanowanych na 2 lutego przedterminowych wyborów. Opozycja podkreśla, że przed wyborami muszą zostać przeprowadzone reformy mające na celu walkę z korupcją w życiu politycznym.
W Tajlandii okresowo dochodzi do niepokojów od odsunięcia przez wojskowych w 2006 roku na tle zarzutów korupcyjnych brata Yingluck - byłego premiera Thaksina Shinawatry.
Najnowsze demonstracje rozpoczęły się, gdy rząd poparł projekt ustawy amnestyjnej, która mogłaby umożliwić powrót Thaksina Shinawatry do Tajlandii. W starciach zginęło osiem osób.
Yingluck Shinawatra jest w kraju postrzegana jako reprezentantka interesów swego przebywającego poza krajem brata, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu