Ekspertka: szefem Komisji Europejskiej nie musi zostać wiodący kandydat partii europejskiej
- Nie jest oczywiste, że szefem nowej KE będzie jeden z wiodących kandydatów europejskich partii politycznych - uważa ekspertka German Institute for International and Security Affairs, Anne Lauenroth. PE może pójść na układ z rządami i zaakceptować kogoś innego.
19.05.2014 | aktual.: 19.05.2014 07:26
W czwartek podczas przedwyborczej debaty w PE czołowi kandydaci pięciu europejskich partii w eurowyborach zgodnie przestrzegli przywódców państw UE przed próbą wyłonienia nowego szefa Komisji Europejskiej za zamkniętymi drzwiami i spoza grona oficjalnych pretendentów do tej funkcji. Zgodnie z traktatem z Lizbony, przewodniczącego KE nominują szefowie państw i rządów państw UE, biorąc pod uwagę wyniki wyborów do PE, a wybiera go europarlament.
Zdaniem ekspertki, ostateczne rozstrzygnięcie zależy od wyników eurowyborów, a także od równowagi geograficznej i płci między najwyższymi stanowiskami w UE. Chodzi o posady szefa KE, przewodniczącego Rady Europejskiej oraz szefa unijnej dyplomacji. Jej zdaniem ten pakiet stanowisk zostanie obsadzony w "atmosferze wielkiej (niemieckiej) koalicji", czyli sojuszu chadeków z socjalistami, a w negocjacjach wszystko jest otwarte. Jak zauważyła, "ludzie nie wyjdą na ulice", jeśli szefem KE nie zostanie wiodący kandydat, nie ma więc w tej kwestii presji społecznej.
W opinii Lauenroth, zdecydowanie największe ambicje na szefowanie KE ma kandydat europejskich socjalistów, obecny niemiecki szef PE, Martin Schulz. Z kolei kandydat największej obecnie frakcji w PE, chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej, Jean-Claude Juncker z Luksemburga ma mniejsze zacięcie w tym kierunku, a plotki głoszą, że wolałby on posadę szefa Rady Europejskiej, którą ma zwolnić Herman Van Rompuy.
- Żadna z dużych partii nie poradzi sobie bez drugiego dużego sojusznika, więc EPL nie może uformować większości bez socjalistów i vice versa. W tym sensie, jeśli socjaliści wygrają, to wybór Schulza zależy od tego, czy będzie on miał poparcie własnej grupy. Może bowiem być tak, że rządy zaoferują coś PE, czy grupom parlamentarnym, co będą cenić wyżej niż poparcie Schulza - powiedziała Lauenroth. Jej zdaniem możliwe jest w tej kwestii międzyinstytucjonalne porozumienie między rządami a PE, które np. da europarlamentowi większe uprawnienia.
Do zatwierdzenia kandydata na szefa KE potrzeba będzie 376 głosów w PE, tymczasem ostatnie sondaże pokazują, że EPL może uzyskać 212 miejsc w PE, a socjaliści - 209.
Zamiast Schulza, uważa ekspertka, kandydatką na szefową KE ze strony socjalistów mogłaby być duńska premier Helle Thorning-Schmidt. Jako możliwego kandydata na szefa KE lub RE wymieniła też socjaldemokratycznego kanclerza Austrii Wernera Faymanna. Przypomniała, że Schulza na stanowisku szefa KE nie chce premier Wielkiej Brytanii David Cameron, a i kanclerz Niemiec Angela Merkel nie jest jego "największą fanką".
Jeśli wygra EPL - jej zdaniem - Juncker nie jest na tyle ambitny, żeby zostać szefem KE. - Juncker sam niekoniecznie będzie na to naciskał. To może być (premier Finlandi Jyrki) Katainen, (premier Irlandii Enda) Kenny, a także (szefowa MFW Christine) Lagarde - wymieniła Lauenroth. Dodała też nazwisko byłego premiera Włoch Enrico Letty.
Odnosząc się do premiera Donalda Tuska, wskazała, że nie był on ostatnio wymieniany w rankingu nazwisk, choć dla Merkel byłby dobrym kandydatem na szefa KE. Zauważyła, że dobrym kandydatem na szefa unijnej dyplomacji byłby minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który ma szanse na duże poparcie, choć jego ewentualne obsadzenie zależy "od całego pakietu". Wymieniła też nazwisko szwedzkiego ministra SZ Carla Bildta. Jej zdaniem, przy obsadzie wiodących stanowisk w UE większe szanse mogą mieć mniejsze kraje UE, bo w ich przypadku łatwiej osiągnąć kompromis.
Lauenroth spekuluje, że w połowie lipca PE może też odrzucić przedstawionego przez kraje kandydata na szefa Komisji i odbędą się nowe negocjacje. - Możliwy jest scenariusz, że Rada Europejska najpierw nominuje swego rodzaju negocjatora, który będzie negocjował z Parlamentem pewien rodzaj politycznego programu (...), potem wybrany szef KE będzie związany tym programem - powiedziała. Wówczas nazwiska już nie będą tak ważne, ale program.
Lauenroth podsumowała, że w majowych wyborach ogólnie jest większe zainteresowanie europejskimi posadami. - Co jest czymś nowym, bo dotąd były to stanowiska, którymi krajowymi politycy nie byli zbytnio zainteresowani - powiedziała. Jej zdaniem wpływ na to ma coraz większe polityczne znaczenie tych stanowisk w kontekście zacieśniania zarządzania gospodarczego i walki z kryzysem.