Ekspertka zwraca uwagę na szczegóły ataku. "Putin prowadzi swój naród na wojnę"
W piątek na przedmieściach Moskwy doszło do strzelaniny. Wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji, Krystyna Kurczab-Redlich, zwraca uwagę na wcześniejsze podobne wydarzenia. - Putin prowadzi swój naród na wojnę - stwierdza.
- Putin prowadzi swój naród na wojnę, więc aby go zdopingować, musiała zapłonąć ogromna hala na 6000 widzów w Krasnogorsku pod Moskwą - mówi Polskiej Agencji Prasowej Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka i reportażystka, wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji, autorka filmów dokumentalnych o Czeczenii oraz książki "Wowa, Wołodia, Władimir".
Kurczab-Redlich zwraca uwagę, że akt terrorystyczny nastąpił w trakcie przedstawienia, dlatego łatwo go skojarzyć z innym, który miał miejsce w teatrze na Dubrowce w 2002 roku. Podobne skojarzenia budzi też osławiony zamach na szkołę w Biesłanie, na terytorium Republiki Osetii Północnej z 1 września 2004 roku.
- Wszystkie one mają, jak sądzę, podobne źródło. Bowiem nie mogę uwierzyć, aby Ukraińcy byli autorami tego dzisiejszego ataku terrorystycznego, co już ogłosiły niektóre rosyjskie media, ponieważ zdecydowanie by się to obróciło przeciwko nim. Poza tym został tak nieumiejętnie przeprowadzony, że wyklucza ich jako terrorystów - ocenia Kurczab-Redlich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Putin potrzebował tej wojny"
Jak podkreśla ekspertka, zarówno akty terrorystyczne na Dubrowce, jak i w Biesłanie, były zorganizowane i przeprowadzone przez rosyjskie służby specjalne, konkretnie przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Kurczab-Redlich wskazuje, że każdy z tych ataków miał swoje specyficzne cele i był potrzebny prezydentowi Rosji w konkretnym momencie historycznym.
Kurczab-Redlich przypomina, że akcję na Dubrowce wykonali terroryści, którzy byli wcześniej szkoleni przez czeczeńskich zdrajców, w tym przez Basajewa, który współpracował z rosyjskimi służbami specjalnymi. Zaznacza, że atak był potrzebny Putinowi, aby udowodnić światu, że Czeczeni są terrorystami.
W tym czasie, jak zauważa, przygotowywany był międzynarodowy zjazd czeczeńsko-rosyjski, w którym uczestniczyły osoby o wysokim statusie z zachodniego świata. Celem zjazdu było osiągnięcie porozumienia między Czeczenami a Rosjanami. - Dlatego Putin bardzo nie chciał, aby do tego zjazdu doszło - podkreśla ekspertka.
Według niej Putin nie tylko chciał kontynuować wojnę z Czeczenią, ale przede wszystkim nie chciał być rozliczany przez Zachód. W organizacji zjazdu w Kopenhadze uczestniczyli przedstawiciele prezydenta Stanów Zjednoczonych, władz Wielkiej Brytanii i Francji.
- On po prostu nie chciał dopuścić do tego, aby ktokolwiek z Zachodu mógł wejść na teren Czeczenii i zobaczyć, że jest ona jednym wielkim straszliwym obozem tortur. Poza tym nie chciał dopuścić do tego, żeby liderzy Zachodu zmusili go do zgody z Czeczenami i zaprzestania wojny - zaznacza.
Kurczab-Redlich dodaje, że wówczas "Putin potrzebował tej wojny". Zauważa, że wszyscy terroryści, którzy brali udział w tym zdarzeniu, zostali zabici, więc nie było możliwości postawienia ich przed sądem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak nie jest przypadkowy?
Ekspertka, zapytana, jaki mógłby być cel piątkowego ataku, przypomina, że tego dnia po raz pierwszy przedstawiciel Kremla Dmitrij Pieskow nazwał to, co się dzieje w Ukrainie, nie specjalną operacją wojskową, ale wojną.
- I co więcej, użył sformułowania, że wszyscy Rosjanie powinni być gotowi do obrony ojczyzny. Tego samego dnia, jak podał portal Meduza, do rosyjskich mężczyzn zostały wysłane elektroniczne wezwania do wojska. Więc wszystko to razem, jak zwykle w takich sytuacjach, jest grubymi nićmi szyte - podkreśla Kurczab-Redlich, zwracając uwagę na to, że komentatorzy na całym świecie skupiają się na nieprzypadkowości aktu terrorystycznego.
Media zauważyły, że dwa tygodnie temu ambasada USA w Rosji ostrzegła przed planami ataku "ekstremistów" w Moskwie, w tym na koncertach. Mówiono także o islamistach.
Jednak według Kurczab-Redlich islamscy ekstremiści "jakiegokolwiek wojującego islamu" nie mieliby żadnego interesu w tym, aby teraz, już po wyborach, atakować Rosjan. - Gdyby to jeszcze było przed wyborami, to rozumiem, ale po wyborach - nie ma mowy - ocenia.