Koronawirus w Polsce. Wirusolog komentuje alarmujące dane
Nowe obostrzenia są odpowiedzią na nierozsądne postawy społeczne. Tak obecną sytuację ocenia wirusolog prof. Włodzimierz Gut. Dodaje też, że przyczyn wzrostu zakażeń próżno szukać np. w obecności brytyjskiego wariantu koronawirusa. - Wzrosty zakażeń są wynikiem nieodpowiedzialnego zachowania - twierdzi ekspert. I ostrzega, że podczas szczytu III fali możemy notować nawet 80 tys. przypadków zakażeń.
Nowe obostrzenia ogłoszone zostały w środę przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Zamknięte hotele i obiekty sportowe, powrót do nauki zdalnej, ograniczenie działalności galerii handlowych, zamknięte instytucje kultury, m.in. kina i teatry – to główne restrykcje, która zaczną obowiązywać już w poniedziałek.
O tym, czy nowe obostrzenia przyniosą efekt, zapytaliśmy warszawskiego wirusologa profesora Włodzimierza Guta. – W gruncie rzeczy obostrzenia są odpowiedzią na dwa elementy. Na sytuację epidemiczną, czyli ten wzrost liczby zachorowań, który naprawdę robi się poważny i na pewne reakcje społeczne na poluzowania. Poluzowania zostały źle przyjęte – tłumaczy ekspert.
Ekspert o nowych obostrzeniach i liczbie zakażeń. "Prowokujemy czarny wariant"
Prof. Gut dodaje również, że pytania dotyczące obecnej sytuacji należy skierować m.in. do osób, które, jego zdaniem, w ostatnim stworzyły duże ryzyko powstania kolejnych ognisk zakażeń. – Ostatnie spotkanie przed stadionem Legii, cała manifestacja kibiców. Zachowując się w sposób nieodpowiedzialny, prowokujemy tzw. czarny wariant – zauważa.
Co to tak naprawdę oznacza? – Czarny wariant to zamknięcie wszystkiego, co tylko można zamknąć. Tak, żeby ludzie nie poumierali z głodu, ale żeby też w ogóle nie mieli gdzie pójść, żeby trzymali się z dala od siebie nawzajem – wyjaśnia nasz rozmówca.
"Totalny lockdown" możliwy w Polsce?
Hasło "totalny lockdown" odbija się echem w całym kraju. Po ogłoszeniu najnowszych obostrzeń przez ministra zdrowia w powietrzu wisi pytanie, czy w Polsce możliwe jest – wraz z rozwojem trzeciej fali koronawirusa – wprowadzenie jeszcze ostrzejszych restrykcji?
Profesor podkreśla, że istnieje kilka modeli postępowania w takiej sytuacji – m.in. brytyjski i francuski, gdzie przez dłuższy czas obowiązywało ograniczenie przemieszczania się. W Holandii natomiast ustanowiono godzinę policyjną, która wywołała gwałtowne protesty społeczne.
Jak podkreśla wirusolog, w katalogu pojęć istnieje również coś takiego jak "superlockdown".
"To przerwałoby każdą epidemię"
- Kiedy wszyscy zostają zamknięci na dwa tygodnie w domach, nikt nie ma prawa wyjść, co najwyżej drony dostarczają żywność pod bramę. To przerwałoby każdą epidemię, niezależnie od jej momentu. Tylko potem zostają takie elementy jak: wyniesienie zwłok ludzi, którzy z różnych powodów zmarli, uruchomienie ośrodków leczenia psychiatrycznego i odtworzenie wszystkiego, bo więzi ekonomicznie i inne w takiej sytuacji znikają. Ale to jest wariant lockdownu, który nikomu nie przyszedł, nie przychodzi i nie przyjdzie do głowy – oznajmia specjalista.
Koncentrując się na wersjach lockdownu, który obowiązuje np. w innych państwach UE, ekspert zaznacza, że w Polsce jest szansa na wprowadzenie tak naprawdę każdego z nich. – Każdy może być użyty, jeżeli sytuacja będzie tego wymagała – mówi wirusolog podkreślając, że chodzi o dynamikę wzrostu liczby zakażeń.
"Jedynym rozwiązaniem powstrzymania epidemii jest rozsądne zachowanie"
Czy jednym rozwiązaniem jest zamknięcie ludzi w domach? To kolejne pytanie, które pojawia się w przestrzeni publicznej.
– Nie, jedynym rozwiązaniem na powstrzymanie epidemii jest ich rozsądne zachowanie – kwituje krótko profesor. – Wszystko zależy od naszego zachowania. Wszystkie pozostałe działania to odpowiedź. A tak naprawdę decyduje zdrowy rozsądek – zastrzega.
Obecny kształt obostrzeń jest krytykowany z różnych stron. Podnoszone są przede wszystkim argumenty dotyczące zbyt długiego zamrożenia wskazanych sektorów gospodarki.
– Podstawowym elementem, który jest niezbędny, żeby ograniczyć jakąkolwiek epidemię to stworzenie sytuacji, w której ludzie utrzymują jak najmniejszy kontakt i ograniczają się do tych elementów, które są niezbędne do życia, a w każdym innym przypadku stosują wszystkie możliwe zalecenia, żeby uniknąć zakażenia. Jeśli sobie odpuszczą – wcale nie musi być to duża grupa – płacą wszyscy – zaznacza prof. Gut.
- Każdy wprowadzony lockdown ma być przede wszystkim skuteczny. Czyli jeśli zdoła ograniczyć tzw. ruchliwość społeczną i wymusić określone zachowania prozdrowotne, które są znane odkąd pandemia się zaczęła, to będzie dobry. Jeśli tego nie osiągnie, to będzie zły. Bo oceną jest skuteczność, a ją poznamy po liczbie zachorowań – oznajmia wirusolog.
Prof. Gut: nie było innego wyjścia, niż wprowadzenie obostrzeń
Wirusolog przywołuje również przykład Podhala, gdzie wielu właścicieli przybytków hotelarskich i gastronomicznych zbuntowało się przeciw obostrzeniom. Efektem były m.in. tłumy ludzi na zakopiańskich Krupówkach. – To, co tam zrobiono, w zasadzie natychmiast spowoduje odpowiedź epidemiologiczną – stwierdza. Dlatego też podkreśla, że "nie było innego wyjścia, niż wprowadzenie obostrzeń".
- Nie mówię, że one są w porządku. Można np. zorganizować teatr, w którym będzie zerowe ryzyko zakażenia. Można zorganizować nawet siłownię, w której będzie zerowe ryzyko zakażenia. Ale w momencie, kiedy pojawi się tam chociażby grupa, która stworzy to zagrożenie zakażeniem, natychmiast dostają wszyscy. Tak to się niestety rozwija – objaśnia ekspert.
Wzrosty zakażeń - jakie są ich przyczyny? Ekspert nie ma wątpliwości
Ostatni znaczący wzrost zakażeń – zdaniem prof. Guta – swoje przyczyny ma właśnie w nieodpowiedzialnych kontaktach międzyludzkich.
– Wzrosty zakażeń są wynikiem nieodpowiedzialnego zachowania. Proszę nie przypisywać wszystkiego wariantom. W Anglii wariant brytyjski jest dominujący, a mają spadek zakażeń – dodaje.
Ekspert tłumaczy, że oczywiście jego rozwój w pewnym stopniu może wpływać na szerzenie się wirusa, ale dotyczy to wnętrza zakażonego organizmu. Nie chodzi więc o samą zdolność szerzenia, tylko np. wydłużenie czasu wydalania wirusa na zewnątrz. Co, jak podkreśla ekspert, nie ma większego znaczenia jeśli zareagujemy odpowiednio, przy objawach zasięgniemy pomocy lekarskiej itp.
Najistotniejsze znaczenie ma fakt, że SARS-CoV-2 (jak każdy inny patogen) poza komórką, poza żywym organizmem, jest strukturą martwą. A przeniesienie martwej struktury wymaga udziału tzw. struktur żywych - czyli ludzi.
AstraZeneca w Polsce. Ludzie obawiają się szczepień?
Ekspert odniósł się także do kwestii szczepień AstraZeneką. W wyniku informacji napływających z różnych stron o domniemanych zakrzepach krwi po jej zastosowaniu, wielu ludzi obawia się szczepienia tym preparatem. - Dlaczego ludzie rezygnują ze szczepień AstraZeneką, z powodu szczepionki czy szumu informacyjnego? - dopytuje profesor Gut.
Zdarza się, że skłaniają się ku temu nawet lekarze.
- Lekarz studiuje 6 lat. A z zakresu wirusologii zajęcia ma dwa tygodnie. Pczy czym po opuszczeniu studiów nie jest w stanie nawet jednej działki śledzić do końca, może tylko douczyć się czegoś w swojej dziedzinie. W związku z tym jest równie podatny na wszystkie szumy i fakenewsy jak inni obywatele. Reszta zależy od jego racjonalności i umiejętności analizy informacji, co jest cechą dość indywidualną - wyjaśnia specjalista.
Trzecia fala koronawirusa. Kiedy szczyt zakażeń?
Według naszego rozmówcy, skutek wprowadzonych obostrzeń – przy optymistycznym scenariuszu ich przestrzegania – będzie widoczny za dopiero 2,3 tygodnie.
- Wtedy po 2,3 tygodniach zacznie spadać liczba zakażeń, nie będzie nowych ognisk wynikających z niefrasobliwości ludzkiej. Wtedy te dziedziny – typu usługi, hotelarstwo – będzie można popuścić – uważa ekspert.
Trzecia fala koronawirusa. W trakcie szczytu nawet 80 tys. zakażeń dziennie
Wielu epidemiologów prognozuje szczyt trzeciej fali koronawirusa na kwiecień. Jak jednak zaznacza prof. Włodzimierz Gut, nie da się przewidzieć, kiedy on tak naprawdę nastąpi. Wiadomo natomiast, jakiej średniej liczby zakażeń możemy się wówczas spodziewać. Według naszego rozmówcy, może ona dojść nawet do 80 tysięcy przypadków na dobę.
- Jak na nasz kraj – porównując z Czechami, którzy posiadali równe wartości z nami, a mają czterokrotnie mniej ludności – to proszę pomnożyć tę środową liczbę przez cztery – mówi. – Czechy miały powyżej 20 tysięcy przypadków dziennie w momencie szczytu. Nasza populacja jest większa, więc możemy mieć więcej – kwituje profesor Gut.
W Polsce obecnie obserwujemy lawinowy wzrost zakażeń. W czwartek odnotowano ponad 27 tysięcy zachorowań na COVID-19. Podobna sytuacja miała miejsce również w środę - było ponad 25 tys. nowych zakażeń.
Źródło: Wiadomości WP
Przeczytaj także: