Eksperci: trzy prawdopodobne scenariusze rozwoju sytuacji po wyborach
PiS stworzy rząd samodzielnie, wejdzie w koalicję z PSL lub ugrupowaniem Pawła Kukiza, albo powstanie "antypisowska koalicja" PO-PSL-ZL-Nowoczesna - oceniają eksperci. Ale - zastrzegają - mogą być niespodzianki związane m.in. z zabiegami zwycięzców o przejęcie posłów mniejszych ugrupowań.
Według związanego z Uniwersytetem Jagiellońskim socjologa i politologa Jarosława Flisa, do niespodzianek może dojść nawet w przypadku uformowania się samodzielnego rządu PiS, ponieważ sam PiS ma obecnie de facto koalicjantów. - Otwartą, zależną m.in. od wyniku wyborów kwestią, pozostaje poziom niezależności Solidarnej Polski czy Polski Razem Jarosława Gowina w przyszłym Sejmie - ocenił Flis.
Zarówno to - dodał - czy PiS będzie siedział w ławach rządu czy opozycji, jak i to, czy do rządzenia będzie mu potrzebny koalicjant zależy dziś przede wszystkim od wyników wyborczych małych ugrupowań, które w sondażach balansują na granicy progu wyborczego: Zjednoczonej Lewicy, PSL, Nowoczesnej Ryszarda Petru oraz ruchu Pawła Kukiza - jeśli część z nich spadnie pod próg, to głosy oddane na PiS będą więcej warte i łatwiej tej partii będzie uzyskać samodzielną większość. Z drugiej strony jednak - zauważa Flis - im więcej partii podzieli się tymi głosami, które nie zostaną zmarnowane, tym więcej mandatów przypadnie PiS jako zwycięzcy - to efekt systemu d'Hondta przy przeliczaniu głosów na mandaty.
Za prawdopodobny Flis uznał również scenariusz powstania koalicji "antypisowskiej". Jego zdaniem w zależności od wyniku wyborów mogłaby to być koalicja PO z dwoma lub wszystkimi spośród trzech kandydujących do Sejmu ugrupowań: ZL, Nowoczesną i PSL. Choć prawdopodobna, koalicja taka byłaby jednak - zdaniem Flisa - mało stabilna, skonfliktowana z prezydentem i zagrożona rozpadem. "Najsłabszym ogniwem" takiej koalicji byliby - jego zdaniem - ludowcy, którzy zarazem mieliby alternatywę w postaci wejścia w dwupartyjną koalicję z PiS, który to sojusz dawałby tej partii zdecydowanie silniejszą pozycję.
Trójczłonowa koalicja PO z ZL i Nowoczesną - zakładając, że ugrupowania te zdobyłyby wystarczającą liczbę miejsc w Sejmie - oznaczałaby z kolei - według Flisa - że "ogniskiem destabilizacji" sejmowej większości stałoby się "konserwatywne skrzydło PO, które przeciwstawiałoby się koalicji z lewicą". - Z kolei jeśli ZL nie przekroczyły progu wyborczego do Sejmu, PO raczej nie będzie miała szans na stworzenie rządu - dodał socjolog.
PSL jest - w ocenie Flisa - "najbardziej prawdopodobnym koalicjantem PiS" w przypadku, gdyby zabrakło mu posłów do osiągnięcia większości. Byłby to jednak - zaznaczył - "scenariusz bezprecedensowy", bo "po raz pierwszy doszłoby do połowicznej tylko zmiany władzy, w ramach której jedna z partii wchodzących w skład rządu zawiera koalicję z dawną opozycją". - Mogłoby to również oznaczać wizerunkowy problem dla PiS, bo wyborcy dostaliby sygnał, że zmiany będą płytsze niż zapowiadali politycy partii Jarosława Kaczyńskiego - dodał.
Kandydatem na koalicjanta PiS mogłoby być również - jeśli weszłoby do Sejmu - ugrupowanie Pawła Kukiza - uważa Flis. Koalicja z deputowanymi Kukiza, takimi jak znany raper Liroy, mogłaby jednak - według socjologa - okazać się dla PiS "niekomfortowa".
Takie same trzy najbardziej prawdopodobne scenariusze powyborcze wytypował politolog dr hab. Rafał Matyja. PO będzie - jego zdaniem - dążyła do zawarcia szerokiej koalicji przeciwko PiS, ponieważ w razie utraty władzy grozi jej rozpad - "tak jak wcześniej stało się to z poprzednimi partiami władzy: AWS czy - do pewnego stopnia - SLD" - wskazał.
Jak ocenił Matyja, mimo różnic programowych, koalicja będzie wygodna także dla pozostałych stron. - Różnice między nimi są mniejsze niż sugerowałyby to ich programy wyborcze. O ile na podstawie analizy programów się wydaje, że między Petru a Zjednoczoną Lewicą jest przepaść, to jak się patrzy na dane z badań dotyczące możliwych przepływów elektoratów, widzimy, że wyborcy obu ugrupowań mają na ten temat zupełnie inne zdanie - mówił.
Jego zdaniem koalicja "antypisowska" będzie natomiast mniej prawdopodobna w przypadku, w którym jedno z trzech typowanych na koalicjantów PO ugrupowań - PSL, ZL lub Nowoczesna - nie przekroczy progu wyborczego. Warunkiem sukcesu utworzenia rządu przez PO, PSL, ZL i Nowoczesną byłoby także uzyskanie stosunkowo znaczącej przewagi w Sejmie, ponieważ - jak ocenił - "większość na poziomie 231 posłów, jeżeli PiS będzie miał Senat, nic nie daje - każde głosowanie jest loterią".
Zdaniem politologa nie można wykluczyć, że wydarzenia po wyborach nas zaskoczą. - Możemy wyobrazić sobie taki wynik wyborów, który spowoduje, że trzeba będzie myśleć o scenariuszach niekonwencjonalnych albo o nowych wyborach, czyli np. o sytuacji, w której realnie bez porozumienia między PiS a PO nie dojdzie do złożenia żadnego sensownego rządu - ocenił.
- Nie można jednak do końca wykluczyć nawet najbardziej egzotycznych scenariuszy - podkreślił. Politolog przywołał w tym kontekście sytuację po wyborach z 2005 r., kiedy to "PiS z Platformą zapowiadały wspólne rządy, a skończyło się dziesięcioletnią wojną domową niemalże", a doszło do realizacji "potencjalnie w ogóle niemożliwej" koalicji między PiS a Samoobroną, która "po pół roku przygotowania propagandowego doszła do skutku".
- Kryzys uruchomiłby myślenie nieszablonowe i bardzo poważne rewizje strategii. Nie ma poważnych programowych barier, które uniemożliwiałyby zawieranie koalicji w Polsce - przynajmniej po prawej stronie, pomiędzy PiS-em a Platformą - tylko personalno-polityczne - ocenił.
Jak dodał Matyja, prawdopodobieństwo kryzysu politycznego może wzrosnąć również w sytuacji, w której do Sejmu dostanie się ruch Kukiz'15 albo partia KORWiN, "do koalicji z którymi ani PO, ani PiS nie będą się garnąć". - Wtedy możemy mieć do czynienia z wyborem pomiędzy rządami mniejszościowymi a zgodą wszystkich stron na nowe wybory - zaznaczył.
Natomiast Flis za nieprawdopodobny uważa scenariusz, w którym nie doszłoby do uformowania stabilnej koalicji i sejmowa większość zarządziłaby przedterminowe wybory. "Jakoś sobie ze znalezieniem większości poradzą" - ocenił. - Warto zauważyć, że w przeszłości skracanie kadencji parlamentu zawsze obracało się przeciwko zwycięzcom wyborów. Trudno sobie wyobrazić, żeby w nowym Sejmie byli chętni na podejmowanie takiego ryzyka - dodał.
Socjolog nie wyklucza też, że o kształcie koalicji może zdecydować zmiana przynależności klubowej części posłów, choć - jak zaznacza - byłaby to w polskiej polityce sytuacja o tyle nowa, że jeszcze nigdy w ostatnim dwudziestoleciu "przeciąganie" posłów z klubu do klubu nie przesądziło o utracie lub zyskaniu sejmowej większości.
Zdaniem Matyi najbardziej odporne na rozkład będą kluby PSL, SLD i PiS-u. - W przypadku PiS siłę integrującą stanowi silna lojalność wobec władz partii, w przypadku PSL i SLD - tradycyjny charakter struktur - mówił.
Zagadkę stanowi - według politologa - ewentualna przyszłość w Sejmie Nowoczesnej oraz ugrupowania Kukiza. - Na listach Petru zaledwie 6 kandydatów do Sejmu ma wpisane, że są członkami Nowoczesnej. Kim są pozostali - nie do końca wiadomo. Kiedy patrzymy na listy wyborcze Partii Razem, która też powstała niedawno, to widzimy, że mamy do czynienia z ruchem oddolnym, bo ponad połowa wystawionych w całym kraju kandydatów jest członkami ugrupowania. Istnieją więc struktury, przed którymi występujący w mediach liderzy odpowiadają, które panują nad partyjnymi finansami czy kwestiami programowymi, co powoduje, że liderzy partii są w pewien sposób przewidywalni. Tego samego nie da się powiedzieć o liderach amorficznych organizacji, jakimi są Nowoczesna czy ruch Pawła Kukiza - zauważył. Zdaniem Matyi w przypadku ruchu Kukiza może to oznaczać, że stanie się on łatwym łupem dla silniejszych struktur partii Jarosława Kaczyńskiego, który "sformatuje klub Kukiza zanim zrobi to sam Kukiz".
Najbardziej narażona na utratę posłów będzie PO, której doskwierać zacznie "brak spoiwa ideowego" - uważa Matyja. - Nie potrafię znaleźć w Europie drugiego przykładu partii, w której zmieściliby się Bartosz Arłukowicz i Michał Kamiński, a na obrzeżach orbitowaliby Giertych i Napieralski. To rozrzut, który się nie zdarza - dodał.
Jak ocenił politolog, nowa kadencja Sejmu może oznaczać "koniec stabilności, jaka panowała na polskiej scenie politycznej przez ostatnie 8 lat". - To jest naprawdę nowa epoka, która zaczęła się wraz z wyborami prezydenckimi, w których wygrał Duda, a wcześniej 3 miliony głosów dostał Kukiz. W tym momencie stało się jasne, że jesteśmy w stanie pewnej destabilizacji sceny politycznej i nowa stabilność przyjdzie dopiero za jakiś czas. Zdaniem Matyi o tym, jaka będzie "nowa stabilność" dowiemy się "najwcześniej w przyszłym roku". - Ci, co mówią, że 25 października się zamknie ten okres moim zdaniem są w błędzie, bo nie zanosi się ani na ostateczne zwycięstwo PiS-u, ani na jego zdecydowaną porażkę - dodał.
W wyborach parlamentarnych 25 października startuje 8 komitetów, które zarejestrowały listy wyborcze w całej Polsce. Zgodnie z kolejnością przyznanych im numerów list są to: PiS, PO, Partia Razem, KORWiN, PSL, koalicja ZL (SLD+TR+PPS+UP+Zieloni), ruch Kukiz'15 oraz Nowoczesna Ryszarda Petru. Ponadto, w 9 okręgach wyborczych swoich kandydatów wystawi KWW JOW Bezpartyjni, w 19 - komitet Zbigniewa Stonogi, w 3 - Ruchu Społecznego RP (ugrupowanie b. senatora Samoobrony Sławomira Izdebskiego), w 2 - KWW Zjednoczeni dla Śląska, w 7 - Samoobrony, w 13 - komitetu "Szczęść Boże" Grzegorza Brauna i w 6 - Kongresu Nowej Prawicy.