Efekty redakcyjnego maila
Chciałem sprawdzić, czy samorządowcy odpisują na maile od obywateli. Do 50 z nich wysłałem list i narobiłem sobie kłopotów - wyznaje na łamach "Głosu Wielkopolskiego" jeden z pracujących dla tej gazety dziennikarzy.
18.02.2006 | aktual.: 18.02.2006 09:40
Dziennikarz ten od 2003 roku wysyłał do samorządowców maile tej treści: "Panie prezydencie (starosto, burmistrzu, wójcie) wázwiązku z tym, że spotkałem się w jednym z wydziałów w urzędzie z propozycją wręczenia łapówki, proszę o możliwość spotkania w cztery oczy. Będę wdzięczny za odpowiedź. Z poważaniem Jacek Kowalak".
Niektórzy odbiorcy tej wiadomości o sprawie powiadomili policję. "Teraz jestem wzywany na komisariat w charakterze świadka. Jakby organy ścigania nie miały pilniejszych spraw" - pisze autor tych wiadomości.
Dziennikarz podkreśla, że w każdym ze swoich maili prosił samorządowca o spotkanie. Niektórzy zareagowali bardzo sprawnie - czytamy w gazecie - np. podając numery telefonów komórkowych. Inni zapraszali do swojego gabinetu. Byli jednak i tacy, którzy powiadomili o wszystkim organy ścigania.
I tak - pisze dziennik - ze sprawy, która miała być "spotkaniem w cztery oczy", zrobiło się poważne dochodzenie policyjne. Otrzymałem teraz wezwania na przesłuchanie w charakterze świadka.
"Głos Wielkopolski" zastanawia się, czy samorządowcy słusznie postąpili zawiadamiając o sprawie policję.
Jarosław Szemerluk zázespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji mówi, jak na tego typu donosy reagują policjanci: Kiedy osoba podpisuje się tylko imieniem i nazwiskiem, to odpisujemy, prosząc o adres do korespondencji. Jeśli nie ma już odpowiedzi, traktujemy maila jako głupi żart - tłumaczy rozmówca "Głosu Wielkopolskiego". (PAP)