ŚwiatEbola w DR Konga zabija coraz więcej ludzi. Zagrożona jest też Uganda

Ebola w DR Konga zabija coraz więcej ludzi. Zagrożona jest też Uganda

Ebola w DR Konga cały czas zabija - epidemii nie udało się powstrzymać. W sąsiedniej Ugandzie strach przed wirusem jest realny. Jeśli choroba przekroczy granicę, dojść może do niewyobrażalnej katastrofy. Pamiętać o tym muszą też ratownicy medyczni z Polski.

Ebola w DR Konga zabija coraz więcej ludzi. Zagrożona jest też Uganda
Źródło zdjęć: © East News | John Wessels/AFP
Jarosław Kociszewski

24.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 15:41

- Gorączki krwotoczne się tu zdarzają i za każdym razem przyprawiają o bicie serca - mówi Ania Kutera, lekarka, która z medycznym zespołem ratunkowym PCPM leczy w Midigo, w północnej Ugandzie. - Niedawno miałam chłopca z gorączką i krwawieniem z ucha. Miejscowy lekarz powiedział, że to na pewno malaria.

Chłopiec rzeczywiście miał malarię, co w Ugandzie jest rzeczą zwyczajną. Każdy ją przechodzi czasem kilka razy do roku, a test na tę chorobę jest pierwszym badaniem, któremu poddawany jest każdy pacjent.

Obraz
© WP.PL | Jarosław Kociszewski

- Zakasłałam i powiedziałam, że drapie mnie w gardle - mówi Kutera. - Natychmiast usłyszałam od ugandyjskiego kolegi, że to na pewno malaria i mam się zbadać. Zrobiłam to dla świętego spokoju i wynik był negatywny, ale w tym miejscu wszystko zaczyna się od malarii.

Prawdziwe niebezpieczeństwo jest jednak niepokojąco blisko. Odległość między Beni, centrum epidemii eboli w Demokratycznej Republice Konga, a Midigo to ok. 300 km. Do pobliskiego obozu uchodźców Bidi Bidi trafiają Kongijczycy lub Sudańczycy uciekający przez DR Konga. Było kilka przypadków mężczyzn, którzy rany postrzałowe odniesione w Sudanie Południowym leczyli w DR Konga, a później trafili do Ugandy. Oni stanowią potencjalne zagrożenie.

Światowa Organizacji Zdrowia uważa, że istnieje bardzo poważne ryzyko przeniesienia epidemii zabójczej gorączki krwotocznej do Ugandy. Na razie granicy nie zamknięto, ale rząd w Kampali nakazał prewencyjne szczepienia pracowników medycznych w dystrykcie sąsiadującym z rejonem Beni. Z kolei każdy, kto przylatuje do kraju przez lotnisko w Entebbe, musi na specjalnej karcie określić swój stan zdrowia.

Obraz
© WP.PL | Jarosław Kociszewski

Ebola początkowo wygląda jak grypa. Gorączka, ból głowy, suche gardło i ogólne osłabienie. Krwawienie z otworów w ciele to już etap końcowy śmiertelnie niebezpiecznej choroby. Wirus, który pochłonął już ponad 220 ofiar w DR Konga, zabija dwóch na trzech zarażonych i niezwykle łatwo się rozprzestrzenia.

W przeszłości najmniej zagrożone były dzieci, ale to też się zmienia. Według ostatnich doniesień zachorowało już kilkanaścioro poniżej 2. roku życia i niemowlaków. To by znaczyło, że zabójczy wirus pokonał kolejną barierę.

Ugandyjczycy przygotowują się na najgorsze. Trudno sobie wręcz wyobrazić, co się stanie, jeśli choroba trafi do Bidi Bidi, gdzie żyje 280 tys. uchodźców. Wpisując się do książki obecności w klinice Koro w obozie zauważyłem, że poprzednimi gośćmi byli lekarze kontrolujący gotowość ośrodka na pojawienie się choroby.

- Musimy być cały czas czujni - tłumaczy Denis Amanzuru, lekarz z Koro. - Wiemy, na co zwrócić uwagę i informujemy pacjentów. Miejmy jednak nadzieję, że ebola tu nie dotrze.

Obraz
© WP.PL | Jarosław Kociszewski

W Koro, ale też we wszystkich klinikach i ośrodkach medycznych, które widziałem, jak również w wielu miejscach publicznych, wiszą plakaty informacyjne. Obrazki pokazują objawy i metody postępowania. Z kolei język informacji dostosowano do plemienia, do którego skierowany jest przekaz.

Gotowość to jedno, a strach, to zupełnie inna sprawa. Ludzie tutaj wolą nawet nie myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby ktoś przeniósł wirus przez granicę. Wystarczy choćby spojrzeć, ile obaw w Polsce wywołują ogniska odry i fakt, że na sąsiedniej Ukrainie co roku chorują na nią dziesiątki tysięcy ludzi. A to przecież choroba, której nawet nie można porównać z koszmarem eboli.

Groźba nie zniknie, dopóki w DR Konga nie uda się opanować epidemii. Na razie nic na to nie wskazuje pomimo zastosowania eksperymentalnych szczepionek, które przynajmniej mają chronić medyków. Oni narażeni są na inne niebezpieczeństwo. Przerażeni, zdenerwowani mieszkańcy zagrożonych wiosek atakują ratowników. Były już przypadki śmiertelne. Z kolei islamscy rebelianci z jednej z licznych grup grasujących w okolicy atakują konwoje. W jednym tylko ataku zginęło 14 żołnierzy z DR Konga i 7 członków sił pokojowych ONZ. W reakcji na kilka dni władze musiały zawiesić akcję zapobiegania rozprzestrzenianiu się eboli. Nietrudno zgadnąć, co to oznacza.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (159)