Polska"Dziś dzięki krzyżowi wiemy, kto jest patriotą"

"Dziś dzięki krzyżowi wiemy, kto jest patriotą"

Miałem o krzyżu nie pisać. Po namyśle jednak zdanie zmieniłem. W końcu krzyż jest teraz wszędzie, stał się symbolem tożsamości wszystkich prawdziwych Polaków. Dzięki krzyżowi wiemy, kto jest patriotą, a kto pseudo-patriotą. Cóż, żonglować słowami może każdy, a że od tego mądrzejsi i lepsi się nie staniemy, tylko bardziej zacietrzewieni i podzieleni, to już dla wielu błahostka, nieistotna z punktu widzenia dobra obywateli, dobra wspólnoty politycznej czy dobrego wizerunku Polski w oczach opinii międzynarodowej. Mój głos w tej sprawie ma na celu wskazanie, że w żadnym razie polityczno-emocjonalny podział Polaków na obrońców i przeciwników krzyża błahostką nie jest i szkodzi zarówno naszej młodej demokracji jak i naszemu wizerunkowi w oczach międzynarodowej opinii publicznej - pisze dr Rafał Wonicki, ISP PAN.

"Dziś dzięki krzyżowi wiemy, kto jest patriotą"
Źródło zdjęć: © Internauta WP

05.08.2010 | aktual.: 05.08.2010 11:03

Po pierwsze, słowo o historii. Oczywistym jest, że wiara dla Polaków od czasów zaborów do czasów końca PRL-u była istotnym elementem ich polskości i tożsamości. Chroniła nas przed kulturową eksterminacją. Pozwalała przetrwać trudne czasy, a Kościół jako instytucja niebagatelnie przyczynił się do pokonania komunistycznego systemu umożliwiając integrację opozycji i dając jej schronienie. Ale czy dziś jedynie dla celów politycznych możemy szargać święty symbol, jakim jest krzyż poprzez wyprowadzanie go ze sfery sacrum do sfery politycznego profanum? Konsekwencją tego może być coraz większa radykalizacja życia politycznego. W końcu znajdą się i tacy, którzy przelicytują w imię gry politycznej dzisiejszych bojowników za sprawę. Co wtedy zrobią ci pierwsi?

Po drugie, teraźniejszość. Dobrze się stało, że kuria warszawska i arcybiskup Nycz porozumiał się z kancelarią prezydenta elekta i uznano możliwość przeniesienia krzyża z namaszczeniem, ceremoniałem i odpowiednią atencją nie umniejszającą śmierci ofiar katastrofy. Zresztą widać, że zarówno Bronisław Komorowski, jak i rząd oraz Kościół w sprawie krzyża próbowali zachować rozwagę i nie eskalowali napięcia. Myślę, że dobry to wzór do naśladowania. Źle niestety się stało, że mimo kompromisu nie doszło do przeniesienia krzyża. Zgadzam się z licznymi dziś głosami, że świadczy to ewidentnie o słabości polskiej demokracji, autorytetu instytucji publicznych, przede wszystkim słabości Prezydenta, ale także słabości Kościoła. Wszystkie strony politycznego sporu są dziś zakładnikami fanatycznej grupki "obrońców" krzyża. Przed czym jednak obrońcy chcą chronić krzyż, to już coraz trudniej powiedzieć.

Po trzecie, kwestia przyszłości. Obawiam się, że choć sprawa krzyża wymknęła się spod kontroli to będzie ona przeciągana do wyborów nie tylko samorządowych, ale również parlamentarnych, ponieważ zarówno PiS jak i PO mogą uważać, że na tym zyskują. Dla Platformy sytuacja jest wygodna, gdyż może ona w ten sposób odciągać uwagę wyborców od koniecznych, acz niewygodnych reform (takich np. jak reforma KRUS), maskując brak gotowości do ich przeprowadzenia lub odciągając uwagę od niewygodnych ekonomicznych decyzji (takich jak postulowane podniesienia stawki VAT). Zamiast tego Palikot skutecznie będzie demaskował kolejne rewelacje zespołu Macierewicza i prowokował pytaniami dotyczącymi byłego prezydenta. Z kolei dla strategów PiS-u eskalacja negatywnych emocji wobec polityków "bezczeszczących" pamięć tragicznie zmarłego prezydenta będzie pełniła rolę mobilizującą elektorat i scalającą partię. Strategia ta, choć niepewna ze względu na możliwe odsunięcie się od PiS-u części umiarkowanego elektoratu, ma dać mu szansę
na większą wygraną w nadchodzących wyborach samorządowych.

Niezależnie od tego jednak kto wygra, przegranym będzie polskie społeczeństwo jako całość. Toczy ono bowiem samo ze sobą "wojnę o krzyż", dzielącą czasami całe rodziny, zwalniając w ten sposób polityków wszystkich ugrupowań (nawet jawiącego się jako rozsądny pro-Europejski SLD) od zajmowania się istotnymi, z punktu widzenia przyszłości kraju, sprawami i prowadząc do utraty i tak już niewielkiego prestiżu, jakim cieszy się państwo polskie na arenie międzynarodowej. Rodzima walka wewnętrzna o prawdę smoleńską (czego krzyż jest jedynie kolejnym etapem) z pewnością będzie dobrą okazją dla Rosji, by pokazać Europie i światu swoje "miłe" oblicze (partnera pomagającego w wyjaśnieniu przyczyn tragedii itp.), za to dla Polski może okazać się w efekcie niekorzystna wizerunkowo, bowiem odbierana zarówno na zewnątrz jak i przez dużą cześć polskiego społeczeństwa jako fanatyczna i nieracjonalna.

Zaś co do pomnika to uważam, iż sensownie pisał na ten temat w Kulturze Liberalnej Michał Krasicki [w artykule pt. Krzyż czy pomnik? Potrzeba kompromisu]. Postulował on, by wmurować chodnik, w miejsce dotychczasowego krzyża, pamiątkową płytę z wyrytym na niej małym znakiem krzyża wraz z inskrypcją przywołującą spontanicznie okazywaną w tym miejscu przez Polaków żałobę po tragicznej śmierci dziewięćdziesięciu sześciu osób. Pomnik ku czci ofiar stanie przecież na miejscu katastrofy. Wydaje się, że taki ewentualny gest powinien być do zaakceptowania przez wszystkie umiarkowane strony sporu. Nie uchroni nas to prawdopodobnie przez ekstremą, ale ta jako mniejszościowa nie miałaby wtedy poparcia większości społeczeństwa. Co może zmobilizowałoby, choćby ze względów prestiżowych, wszystkie najważniejsze instytucje i środowiska w Polsce do wspólnej i miejmy nadzieję, że tym razem udanej inicjatywy przeniesienia krzyża.

Dr Rafał Wonicki - adiunkt w Zakładzie Filozofii Polityki IF UW oraz w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Zajmuje się zagadnieniami współczesnej filozofii polityki oraz teorii państwa i prawa. Jest także działaczem w Komitecie Głównej Olimpiady Filozoficznej, członkiem Association Internationale des Professeurs de Philosophie (Bruksela), pracuje na rzecz popularyzacji filozofii.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)