Trwa ładowanie...

Dziennikarka Jolanta Flach zaatakowana na spotkaniu parafialnym. Nam opowiada o kulisach

W rozmowie z WP Jolanta Flach, dziennikarka "Tygodnika Podhalański", opowiada o tym, że uczestnicy spotkania parafialnego rzucili się na nią i zabrali jej dyktafon i telefony. - To było na zasadzie wyboru między Barabaszem a Chrystusem - opisuje.

Dziennikarka Jolanta Flach zaatakowana na spotkaniu parafialnym. Nam opowiada o kulisachŹródło: zakopane.eu
d1pg44h
d1pg44h

"Mnogie, powierzchowne urazy barku i ramienia, urazy kończyny górnej prawej i lewej, uraz klatki piersiowej" - to wyniki obdukcji dziennikarki "Tygodnika Podhalańskiego" Jolanty Flach. W rozmowie z WP mówi, że została pobita przez tłum na spotkaniu parafialnym.

Odbyło się ono 20 czerwca pod wyciągiem narciarskim na Harendzie i dotyczyło odwołanego właśnie proboszcza ks. Antoniego Staszeczki. Zaproszenie otrzymała też Flach. Nie spodziewała się jednak takiego przebiegu wydarzenia. - Pobiło mnie kilkadziesiąt osób – jeden odchodził, drugi przychodził. Na wydarzeniu było około 300 osób. Szarpali, ciągnęli - opowiada nam Flach.

Doszło do tego po tym, jak emerytowany proboszcz parafii ksiądz Kazimierz Podsiadło powiedział, by zrobić wszystko, żeby informacje ze spotkania nie wyciekły do mediów. I wtedy, jak mówi Flach, ksiądz, który był 8-10 metrów od niej, szybko podbiegł. - Ludzie zaczęli mnie szarpać, otoczyli mnie, było ciasno. Ksiądz też mnie pookładał dodatkowo, szarpał mną, zabrał mi dyktafon - relacjonuje dziennikarka.

Zobacz też: Znany aktor pobity w centrum Warszawy

Jej zdaniem podczas spotkania nie wydarzyło się nic, co mogłoby skłonić księdza do zakazu przekazywania mediom przebiegu wydarzenia. To dlaczego do tego doszło? - To kwestia tłumu. Ksiądz dał hasło. To było na zasadzie wyboru między Barabaszem a Chrystusem. Którego wam dać... - ocenia Flach. Przyznaje, że nie przypuszcza, by ksiądz został po wszystkim upomniany.

d1pg44h

Jak mówi, zabrano jej telefony i dyktafon. Komórki do niej wróciły, przy policji, ale wyczyszczone z danych, dyktafonu nie odzyskała.

Na miejscu zjawiła się policja, ale to nie Flach ją wezwała - nie miała telefonu. - To oni wezwali policję. Nie wiem, z jakiego powodu - mówi dziennikarka. I dodaje, że policja uznała, że kobieta kłamie.

- Złożyłam sprawę do sądu. To samo pismo również podałam do wiadomości policji - podkreśla Flach. Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej podczas wykonywania czynności służbowych, uniemożliwienia wykonywania obowiązków dziennikarskich oraz kradzieży.

d1pg44h

Jest stanowisko policji

Wiadomo, że funkcjonariuszy wezwał właściciel lokalu, w którym odbywało się spotkanie. Powód? Ktoś nagrywa jego przebieg, bez zgody uczestników. "Na miejscu policjanci zetknęli się z dwiema wersjami zdarzeń, do jakich miało dojść przed ich przybyciem" - informuje Komenda Powiatowa Policji w Zakopanem w komunikacie. Wersja pierwsza to wersja Flach. Druga brzmi zupełnie inaczej.

"Uczestnicy spotkania oświadczyli, że jest to zamknięte spotkanie wyłącznie dla parafian. Na drzwiach wejściowych do lokalu znajdowała się kartka informująca, że lokal jest nieczynny. W momencie kiedy dostrzegli, że nieznana osoba, niebędąca parafianką uczestniczy w spotkaniu i nagrywa jego przebieg, jedna z osób tam przebywających podeszła do niej i poprosiła o opuszczenie lokalu. Na tym tle miało dojść najpierw do utarczek słownych, następnie do przepychanki, podczas której kobieta uderzyła jedną z osób, które chciały, aby opuściła lokal. Miało to być spowodowane podejrzeniem, że ta osoba zabrała należący do niej dyktafon" - podała policja.

Dodała, że Flach nie posiadała widocznych obrażeń ciała i nie chciała pomocy medycznej. W weryfikacji, która z wersji jest prawdziwa, nie pomoże monitoring, bo nie ma go w karczmie, w której odbyło sie spotkanie. Policja w komunikacie broni też samej siebie. Zarzuty skierowane w jej stronę tłumaczy emocjami.

d1pg44h

"Zaprzeczamy jakoby policjanci mieli przeszukiwać torebkę dziennikarki. Poprosili jedynie o przejrzenie jej zawartości przez samą zainteresowaną, co też dobrowolnie uczyniła. (...) W ocenie policjantów w czasie interwencji nie groziło już pani redaktor żadne niebezpieczeństwo, nie było konieczności przewożenia jej radiowozem" - dodała policja. Jak podkreśliła, analizuje sytuację. Po tym zostanie podjęta decyzja co do dalszego toku postępowania.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d1pg44h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1pg44h
Więcej tematów