ŚwiatDziecięce trumny płyną na Samoa. To efekt braku szczepień

Dziecięce trumny płyną na Samoa. To efekt braku szczepień

Do Samoa na Pacyfiku przypłyną dziesiątki dziecięcych trumien. Po to, by pochować najmłodsze ofiary szalejącej epidemii. W Polsce odra jeszcze nie zabiła, ale problem rośnie w takim tempie, że statystycznie to tylko kwestia czasu.

Dziecięce trumny płyną na Samoa. To efekt braku szczepień
Źródło zdjęć: © iStock.com
Oskar Górzyński

09.12.2019 | aktual.: 10.12.2019 11:54

Są białe, przyozdobione motylkami, gwiazdkami i serduszkami. W środku znajdują się pluszowe misie. 24 takie trumny mają trafić z Nowej Zelandii na wyspy Samoa na Pacyfiku. Nowozelandzki dar nie wystarczy, by pomieścić wszystkie ofiary epidemii odry. Tych na wyspach jest już 70, z czego aż 61 to dzieci.

- Odra to choroba, która najciężej dotyka dwie grupy: małe dzieci i niemowlęta oraz osoby starsze. Statystycznie umiera na nią 1 na 1000 chorych - mówi WP Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

Ogniska odry - choroby, która po latach niebytu właśnie zalicza swój wielki powrót - pojawiły się na Pacyfiku w tym roku, w nowozelandzkim Auckland. Ale nigdzie nie wyrządziły takich szkód jak w Samoa. Bo też nigdzie indziej w regionie współczynnik zaszczepień nie był tak niski. Na 200 tys., aż 4,7 tys. Samoańczyków zostało zakażonych wirusem odry.

Stało się tak mimo faktu, że w ostatnim czasie na wyspach wzmożono wysiłki na rzecz szczepienia przeciwko chorobie. Według władz zaszczepionych jest ok. 90 proc. To wciąż za mało, bo za "bezpieczny" próg uważa się współczynnik na poziomie 95 proc.

- Fakt, że jakiekolwiek dziecko umiera na chorobę, której można uniknąć za pomocą szczepionki, jest skandalem i naszą zbiorową porażką - oświadczył w ubiegłym tygodniu Tedros Adhanom Ghebreysus, szef Światowej Organizacji Zdrowia.

Światowy fenomen

Samoa to tylko ostatni z krajów, gdzie odra zebrała śmiertelne żniwo. Wcześniej w tym roku rekordowe epidemie zanotowano w Demokratycznej Republice Konga (choroba zabiła ponad 3 tys. osób) i na Madagaskarze (1,8 tys. ofiar). W ubiegłym roku choroba powróciła też na Ukrainę, skąd przybyła do Polski. I bardzo szybko się rozwija.

- Jeszcze kilka lat temu to była u nas bardzo rzadka choroba, liczona w pojedynczych przypadkach. Wielu pediatrów nigdy w życiu nie zetknęło się z przypadkami odry. Ale w tym roku mieliśmy 1488 zachorowań, czyli pięciokrotnie więcej niż rok temu - mówi Bondar.

Jak dodaje, mimo że "pacjent zero" prawdopodobnie przybył do Polski z Ukrainy, zdecydowana większość chorych to Polacy. A winnym rozprzestrzeniania się choroby jest brak szczepień. To "zasługa" ruchów antyszczepionkowych, które w ostatnich latach zyskały popularność dzięki internetowi. W efekcie, w ciągu ostatnich kilku lat, współczynnik szczepień przeciwko odrze zmniejszył się z prawie 99 proc. do 94-93 proc. Jak zaznaczają eksperci, to zarówno kwestia odmów szczepień, jak i zwykłego zaniedbania.

- To wciąż wystarczy, by to nie były masowe zachorowania. Ale to na pewno martwi - mówi rzecznik GIS.

Jak dodaje, jest w tym wszystkim jeden powód do optymizmu: wzrost liczby nieszczepionych dzieci wyhamował. O ile w ubiegłym roku liczba ta wyniosła 40 tys., w tym roku to "tylko" 46 tys. Gdyby utrzymała się tendencja wzrostowa z poprzednich lat, niezaszczepionych dzieci mogłoby być nawet 60 tys.

- Miejmy nadzieję, że osiągnęliśmy już szczyt popularności ruchu antyszczepionkowego - mówi Bondar.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (166)