Dym spadł na Proletarsk. "Nie ma czym oddychać"
Już tydzień trwa walka z pożarem składu ropy w Proletarsku w Rosji. Sytuacja wciąż nie została opanowana. "Pióropusz dymu spadł na sam Proletarsk. Mieszkańcy narzekają, że w mieście nie ma czym oddychać" - podaje portal 161.ru.
W piątek wieczorem pożar z płonącego składu ropy w Proletarsku rozprzestrzenił się na pobliskie budynki mieszkalne i trzciny - podają rosyjskie media. Taki sam komunikat wydało ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych.
"Pożar w składzie ropy w Proletarsku w obwodzie rostowskim rozprzestrzenił się poza bazę. Ogień najpierw zajął suchą roślinność, a później budynki mieszkalne" - czytamy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gubernator zaprzecza
Co zadziwiające, gubernator obwodu zaprzeczył tym komunikatom i stwierdził, że pożary nie mają ze sobą związku.
Kanał Shot na Telegramie informował, że "płonęła cała ulica Czapajewa wraz z budynkami mieszkalnymi".
Kolumna dymu na 120 km
Jak podaje Unian, władze musiały nawet tymczasowo zakazać imprez plenerowych w całym obwodzie rostowskim. Według obliczeń BBC, dym z płonącego składu rozciąga się na długość od 80 do 120 km.
Władze obwodu rostowskiego twierdzą, że służby dwa razy dziennie dokonują pomiarów powietrza i publikują wyniki dotyczące jego jakości na swojej stronie internetowej. "Tak nie jest: ostatnia tego typu publikacja pojawiła się na stronie internetowej resortu 20 sierpnia. Od tego czasu nie było żadnych aktualizacji" - podaje rosyjski kanał Syrena na Telegramie.
Jeden z mieszkańców mówi na nagraniu, że wyczuwalny jest silny zapach spalenizny, a w mieście "nie ma czym oddychać".
Skład ropy naftowej w pobliżu miasta Proletarsk zapalił się rankiem 18 sierpnia. Lokalne władze stwierdziły, że przyczyną pożaru były "szczątki zestrzelonych dronów". Na terenie składu znajduje się paliwo o wartości 18 mld rubli. Spłonęło ok. 22 z 74 zbiorników, każdy o pojemności 5 tys. ton.