Dubicze Cerkiewne. Mieszkańcy o wydarzeniach na granicy. "Już współczuję żołnierzom"
- Widać światła, dochodzą do nas pokrzykiwania, huk petard. Praktycznie co wieczór mamy tu szturm granic. Czy ja się boję? Polegam na żołnierzach, że nikt nie przejdzie - relacjonuje w rozmowie z WP mieszkaniec osady przy granicy z Białorusią.
W ostatnich dniach Straż Graniczna informuje o powtarzających się siłowych próbach sforsowania granicznego płotu na terenie gminy Dubicze Cerkiewne. To jeden z najgorętszych punktów na polsko-białoruskiej granicy.
- Gdy tylko po białoruskiej stronie pojawia się śmigłowiec, to jest to pewny znak, że nocą będzie szturm granicy. Tak chyba podglądają ustawienie posterunków i wybierają miejsce przejścia. Teraz już praktycznie co noc próbują przejść - relacjonuje w rozmowie z WP Wiktor, mieszkaniec nadgranicznej wsi w gminie Dubicze Cerkiewne. Jego gospodarstwo przylega do linii granicy. Zdarzało się, że z podwórka widział światła latarek i słyszał pokrzykiwania i huk petard.
Dodaje, że w przygranicznych wsiach już nie pokazują się "miastowi", którzy pomieszkiwali w swoich domach rekreacyjnych. - Jest nas tutaj 12 rodzin, ale są jeszcze mniejsze wsie, w których mieszkają tylko cztery osoby. Czy ja się boję? Polegam na żołnierzach, że nikt ze złymi zamiarami do nas nie przejdzie. Nie mam innego wyjścia - opowiada rozmówca.
- Już współczuję żołnierzom, bo właśnie spadł śnieg i zrobiło się zimowo. Natnę drewna i ten opał zawiozę na posterunki graniczne. Staramy się pomagać wojskowym. Z tego co wiem, jedzenie nie jest im potrzebne, są samowystarczalni - dodaje.
Dubicze Cerkiewne. Za drutami 500 osób i Specnaz
21 listopada na terytorium Polski próbowała wejść ok. 150-osobowa grupa agresywnych cudzoziemców. Według Straży Granicznej akcję nadzorowali Białorusini, którzy oślepiali polskich żołnierzy błyskającym światłem latarek oraz laserami. W naszych mundurowych rzucano również kamieniami.
Po takim przygotowaniu migranci przerzucili na płot platformę z desek. Po niej kilkadziesiąt osób przekroczyło granicę. "Wszystkie osoby zostały zatrzymane i doprowadzone do linii granicy państwa" - podała Straż Graniczna.
Od 10 listopada podobnie wyglądające incydenty powtarzają się niekiedy dzień po dniu. Po białoruskiej stronie przebywa grupa migrantów, której liczebność szacowana jest na około 500 osób. Według MON niektórymi atakami kierowali żołnierze białoruskiego Specnazu. 17 listopada granicę udało się przekroczyć około 200 osobom. Chwile później zostali oni wyłapani i odstawieni z powrotem na stronę białoruską.
Relacja z funkcjonariuszy SG Dubicze Cerkiewne
Odkrywane są ślady po przejściu migrantów
Niektórzy mieszkańcy nadgranicznych wsi inaczej relacjonują incydenty na granicy. Wskazują, że niektórym migrantom udaje się przedostać wgłąb kraju, czyli dalej niż tuż za płot czy na 70 metrów od płotu (taką informację podała ostatnio SG, a MON informował tylko, że dany "atak został odparty"). Według sołtys nadgranicznej miejscowości w ubiegłym tygodniu migranci zostali złapani już na wiejskiej drodze, czyli we wsi. Zorganizowano "obławę z policji i wojska, które nadjechały samochodami".
Jak dowiaduje się WP, lokalny rolnik poinformował urzędników w Dubiczach Cerkiewnych, że grupa migrantów, idąc z granicy, przeszła przez jego pastwisko. Wskazywały na to ślady i przecięte ogrodzenie z siatki.
- Kiedy kosiłem pole z kukurydzą, zobaczyłem wewnątrz wydeptany fragment uprawy, na którym znajdował się biwak osób, które przeszły granicę. Porzucili śpiwory, plecaki i ubrania, czyli to nie jest do końca tak, że granica była szczelna na 100 procent - relacjonuje kolejny rozmówca. - Obcokrajowców nie spotkałem, raczej nie szukają kontaktu z nami.
Na incydenty na granicy zareagował Leon Małaszewski, wójt Dubicz Cerkiewnych. Udostępnił służbom mundurowym noclegi w sali gimnastycznej szkoły oraz w ośrodku wypoczynkowym.
Kryzys na granicy był zaskoczeniem dla samorządowców. Wcześniej gmina i włodarze białoruskiej miejscowości Widomla realizowali wspólne projekty finansowane unijnymi dotacjami. Kilka miesięcy temu kurtuazyjne rozmowy z Białorusinami skończyły się, a zaczęło się przekraczanie odcinka granicy przebiegającego przez gminę.