Drony uderzyły w Moskwę. "Wymiana uprzejmości"
Po tym, jak kontrofensywa nie przynosi efektów, Ukraina drugi raz zaatakowała dronami Moskwę. Stało się to kilkanaście godzin po rosyjskim ataku na ukraińskie miasta i rzekomej gotowości Kremla do negocjacji. Według ekspertów ostatnie ruchy to "wymiana uprzejmości". A o jakichkolwiek rozmowach nie ma na razie mowy.
W nocy z poniedziałku na wtorek drony uderzyły w Rosję. Jeden z nich dotarł do centrum biznesowego stolicy - Moscow City. Według moskiewskich władz kilka dronów zostało zestrzelonych, gdy te próbowały wlecieć do stolicy. Natomiast jeden bezzałogowy statek powietrzny uderzył w wieżowiec. Był to ten sam budynek, który został trafiony podczas poprzedniego ataku w nocy z soboty na niedzielę. Według władz uszkodzona została szklana fasada budynku na 21. piętrze. Nie ma osób poszkodowanych.
Przypomnijmy, że w poniedziałek rosyjskie siły przeprowadziły atak rakietowy na Krzywy Róg, miasto z którego pochodzi Wołodymyr Zełenski. Zniszczona została część 9-kondygnacyjnego bloku oraz placówka oświatowa. W ataku zginęło sześć osób, a 75 zostało rannych. Rano w poniedziałek rosyjskie siły ostrzelały też centrum Chersonia. W ataku zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne. Z kolei po nocnym uderzeniu na Charków poszkodowana była jedna osoba.
Rosyjski atak nastąpił po zakończeniu w weekend szczytu Afryka-Rosja, zorganizowanego w Petersburgu. Pytany o sprawę rozpoczęcia rozmów pokojowych, Władimir Putin zapewnił, że Rosja ich nie odrzuca. Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, ocenili jednak, że to kolejna pusta retoryka Kremla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rosja stosuje terror, ukraińskich ataków będzie więcej"
Czy obecne działania z obu stron wskazują, że zarówno Ukraina, jak i Rosja chcą mieć lepszą kartę przetargową w ewentualnych negocjacjach? Według rozmówców Wirtualnej Polska rozmowy pokojowe to obecnie "mission impossible" - Rosja nadal bowiem stosuje terror, a Ukraina w związku ze słabymi postępami kontrofensywy stawia na propagandowe uderzenia w Moskwę.
- To, co widzimy, to - mówiąc złośliwie - "tradycyjna wymiana uprzejmości". Rosjanie ostrzeliwują wszystko, co dadzą radę ostrzelać. Wiedzą, że Ukraina nie jest w stanie chronić większości miast z powodu niedostatków ochrony przeciwlotniczej. Rosjanie uznali też, że nie będą ostrzeliwać dalej Kijowa, bo przynosi im to zbyt duże straty. Owszem, przeciążają tam obronę, ale większość ich rakiet jest tam zestrzeliwana, więc propagandowo to kiepsko wygląda. Atakują więc miasta, które znajdują się w zasięgu ich pocisków. To jeden ze standardowych elementów prowadzenia przez Rosję konfliktu, czyli terror - mówi Wirtualnej Polsce prof. Daniel Boćkowski, ekspert do spraw bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.
Jego zdaniem ukraiński atak dronów w Moskwie świadczy o tym, że Ukraina osiągnęła możliwości rażenia stolicy Rosji.
- Pytanie, jakie siły do tego angażuje. Żeby trafić dwa razy w to samo miejsce, trzeba mieć albo fenomenalny zestaw naprowadzania, albo mieć w ostatnich fazach lotów rozmieszczonych "specjalsów-pomocników". Co ważne, Ukraina nie przyznaje się do ataków, a Rosjanie milczą na temat rodzaju dronów. To powoduje, że mogą się w Moskwie pojawiać teorie spiskowe, że to sami Rosjanie stoją za tymi działaniami. A działania dezinformacyjne w tym miejscu są na rękę Ukrainie - ocenia prof. Boćkowski.
Z kolei płk rez. Piotr Lewandowski przypomina, że Ukraina cały czas próbuje dronami uderzać w Moskwę, odkąd tylko osiągnęła zdolności do takich uderzeń.
- Znaczenie takich uderzeń ma wymiar stricte propagandowy. To odpowiedź na ostrzały rakietowe ukraińskich miast. Moskwa jest propagandowo najbardziej atrakcyjnym miejscem do uderzeń dronów. Jeśli spadają na przedmieściach, nie robi to takiego szumu, jak w stolicy Rosji. Takich ataków będzie zapewne jeszcze więcej - ocenia były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie i weteran misji w Afganistanie i Iraku.
I podobnie jak prof. Boćkowski podkreśla, że ostrzeliwanie rakietami S-300 budynków mieszkalnych to nic innego, jak rosyjski terror i zbrodnia. - Symetryzmu w działaniach ukraińskiej i rosyjskiej armii nie ma i nie będzie - dodaje były wojskowy.
"Negocjacje? Niemożliwe..."
Obaj eksperci uważają, że negocjacje między Ukrainą a Rosją w jakiejkolwiek formule są obecnie niemożliwe.
- Po pierwsze Ukraińcy rzucili rezerwowe brygady na Zaporożu. Choć z poziomu operacyjnego sytuacja jest dla nich niekorzystna, to prawdopodobnie chcą za wszelką cenę podtrzymać zaporoską ofensywę. Idzie im źle, ale rzucili kolejne jednostki do walki. Nie wyhamują nagle teraz i zmienią zdanie, bo Putin coś przebąkuje pod nosem o rozmowach - uważa płk rez. Lewandowski.
I - jak dodaje - Rosja w tej fazie walki nie będzie skłonna usiąść do negocjacji.
- Jestem sceptyczny, by twierdzić, że ostatnie działania po obu stronach to wstęp do jakichkolwiek rozmów. W tej chwili, mimo wszystko, narracyjnie wygrywa Moskwa. Wcześniej Rosjanie atakowali, ale im nie szło. Teraz Rosjanie skutecznie się bronią i zatrzymują ukraińską kontrofensywę. Kuriozalnie wygrywają, bo wychodzi im na razie obrona. A skoro tak, to po co mają siadać do stołu z Ukrainą? - komentuje były wojskowy.
W ocenie prof. Boćkowskiego "wszelkie kombinacje" sondowania rozmów pokojowych już trwają.
- Ale tak naprawdę negocjacji nie zaczyna się w środku operacji bojowej. Na początku to Rosjanie prowadzili działania ofensywne, teraz Ukraińcy. Nie jest to rozstrzygnięte i nie ma właściwych kart na stole. Ani jedna, ani druga strona nie zamierza obecnie wykładać swoich celów politycznych. Z przyczyn militarnych na froncie, a także z powodu sytuacji wewnętrznej w obu krajach. Zarówno Rosja nie ustabilizowała się jeszcze po buncie grupy Wagnera, jak i Zełenski czuje, że opozycja wobec niego aktywniej działa. Jakiekolwiek negocjacje, których teraz podjąłby się prezydent Ukrainy, osłabiłyby go własnej scenie politycznej - podsumowuje prof. Boćkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski