Drogi kredyt na kampanię. Kiedyś politycznie "zatopił" Komorowskiego, dziś zagraża PiS
Ogromne problemy kredytobiorców stają się politycznym problemem dla rządu. Wedle naszych informacji projekty wsparcia dla zadłużonych są w tej chwili - obok działań związanych z bezpieczeństwem militarnym i energetycznym - priorytetem dla Kancelarii Premiera. - To dużo poważniejszy problem niż wyłącznie polityczny. On jest realny, dotyczy ludzkiej egzystencji. Będzie jedną z głównych osi w kampanii - mówi Wirtualnej Polsce dr Bartłomiej Machnik, analityk polityki i specjalista od marketingu politycznego z Collegium Humanum.
Inflacja - spotęgowana przez wojnę - jest dziś największym "wewnętrznym" wrogiem rządu. Dlatego politycy PiS muszą być ostrożni w przekazie, a z tym bywa różnie.
Z "kwiku warszawki" do "wszyscy mają kredyty"
Sejm, kilka dni temu. Marek Suski żwawym krokiem przemierza korytarze gmachu przy ulicy Wiejskiej. Chce uniknąć pytań dziennikarzy, ale na jedno odpowie: o kredyty. - Jak się ma kredyty, to się je spłaca - błyskotliwie doradza polityk i znika z pola widzenia dziennikarzy.
Kolega Suskiego z PiS komentuje: - W sumie to powiedział prawdę, ale tonem Bronka Komorowskiego.
Nasz rozmówca nawiązuje do kampanii wyborczej w 2015 roku i słynnej wypowiedzi Bronisława Komorowskiego, która przyczyniła się do jego porażki z Andrzejem Dudą. Ówczesny prezydent i kandydat PO na pytanie zatroskanego młodego człowieka o przyszłość jego siostry odpowiedział: - Trzeba zmienić pracę i wziąć kredyt.
Tamta wypowiedź do dzisiaj jest symbolem politycznej ignorancji i "odklejenia się od rzeczywistości". - PiS musi wystrzegać się tego typu wpadek, a wypowiedź posła Suskiego była nacechowana pogardą, była bardzo niefortunna. Stratedzy kampanijni opozycji będą to wycinać i wykorzystywać - komentuje dr Bartłomiej Machnik, analityk polityki i specjalista od marketingu politycznego z Collegium Humanum.
Jeden z naszych rozmówców, związany z obozem władzy, przyznaje: - Parę tygodni temu podejście było takie: jest kwik widzów TVN, młodych, bogatych, z dużych miast. Mała grupa, ale głośna. W sumie to nie ma się czym przejmować. Dziś podejście się zmieniło - każdy widzi, że problem jest poważny. W niemal każdej rodzinie ktoś siedzi na hipotecznym. Każdy się martwi, nawet jeśli te problemy są przejściowe. I nad tymi najbardziej potrzebującymi trzeba się pochylić.
Zobacz też: Włodzimierz Czarzasty o kredytach: Ludzie zostali oszukani przez NBP i banki
Politycy wszystkich ugrupowań - PiS-u też - widzą, że temat rozlewa się po rodzinach, bo - tu wybrane cytaty - "każdy ma jakiś kredyt", a młode zadłużone w banku na pierwsze mieszkanie pary "za chwilę będą pożyczać pieniądze od swoich babć", żeby "dojechać z ratą do pierwszego".
- To dużo poważniejszy problem niż wyłącznie polityczny - mówi Wirtualnej Polsce dr Machnik. - Ten problem jest realny, dotyczący nie tylko marzeń ludzi, ale ich egzystencji. Jeśli problem będzie się pogłębiać, czyli inflacja wraz ze stopami procentowymi będą rosnąć, to w naturalny sposób pojawi się pytanie: co teraz? - mówi nam ekspert, podkreślając, że temat może stać się jedną z głównych osi kolejnej kampanii wyborczej. A to dopiero początek problemów.
Dlatego też wywołane przez inflację kłopoty tysięcy kredytobiorców hipotecznych, a zwłaszcza tych, którzy wzięli kredyt w ostatnich latach - gdy stopy procentowe były wyjątkowo niskie - są dziś jednym z głównych tematów politycznych w Polsce. Swoje rozwiązania dla zadłużonych prezentują wszystkie partie bez wyjątku, bo wiedzą, że temat rozpala emocje wyborców.
Realne narzędzia ma jednak rząd. Pomysły zaprezentował niedawno premier, a wkrótce - jak słyszymy - na stół mają zostać położone konkretne projekty ustaw.
Premier ma "cisnąć" banki
Kredytobiorcy mają mieć możliwość skorzystania z wakacji kredytowych lub skorzystać z dopłat, jeśli rata kredytu przekroczy 50 proc. ich miesięcznego przychodu.
Kolejnym punktem planu rządu jest likwidacja WIBOR-u i zastąpienie go innym wskaźnikiem, za pomocą którego obliczane będą raty kredytów.
W planie zawarto także zdecydowane wzmocnienie odporności całego sektora bankowego poprzez utworzenie funduszu pomocowego w wysokości 3,5 mld zł. - To będzie fundusz zasilony z zysków banków komercyjnych - zapowiadał premier.
Rząd chce także, aby banki dużo poważniej podeszły do kwestii oprocentowania lokat, które nie rosną tak szybko, jak wysokość rat, a także wynikają ze stóp procentowych. - Banki muszą zrozumieć, że jedziemy na tym samym wózku, a drenowanie kieszeni klientów to droga donikąd. Możemy przetrwać i wyjść z kryzysu gospodarczego wzmocnieni. Pod jednym warunkiem - wszyscy będziemy działać solidarnie - przekazał premier Morawiecki na swoim profilu na Facebooku.
Jak stwierdził szef rządu, "kredyt hipoteczny miał być szansą na nowy dom, a nie kulą u nogi". - Muszą to dostrzec również banki. Nie ma i nie będzie zgody na maksymalizację zysków kosztem obywateli. Bankom nie trzeba mówić, że po wzroście stóp procentowych mają podnieść raty kredytów. Ale np. oprocentowanie lokat i depozytów stoi w miejscu. Marże depozytowe banków są ogromne. Nie ma na to naszej zgody - przekazał Morawiecki.
Zobacz też: Analityk gospodarczy: rynek nieruchomości czeka załamanie, ponieważ ludzi nie będzie stać na kredyt
Prezes NBP tłumaczy podwyżkę stóp procentowych. Broni decyzji
W maju Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o 0,75 pkt proc. W piątek na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej decyzję tłumaczył prezes NBP Adam Glapiński. Zapowiedział przy tym, że będą kolejne podwyżki.
To oznacza wielkie kłopoty dla kredytobiorców oraz tych, którzy chcieli, ale nie zdążyli wziąć kredytu na swoje pierwsze, wymarzone mieszkanie. Zdolność kredytowa dramatycznie spadła, a raty kredytów w ciągu kilku ostatnich miesięcy poszybowały nawet o 100 proc. Jeśli cykl podwyżek stóp - a za nimi stawki WIBOR - będzie kontynuowany w kolejnych miesiącach, raty będą jeszcze wyższe.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski