Dramatyczne głosy z Sudży. Ukraińscy żołnierze alarmują: "Sytuacja stała się krytyczna"

Ukraińskie wojska zostały wyparte z Sudży, ale nadal walczą na obrzeżach miasta. - Zbyt długo czekaliśmy z odwrotem. Teraz wychodzimy ze stratami, pozostawiając ciężko rannych i sprzęt - mówią ukraińscy żołnierze w rozmowie z Wirtualną Polską.

Oleg: "Nie widzę dalszego sensu trzymania obrony w obwodzie kurskim"
Oleg: "Nie widzę dalszego sensu trzymania obrony w obwodzie kurskim"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Tatiana Kolesnychenko

- Wiedziałem, że skończy się to równie gwałtownie, jak się zaczęło - mówi Stas, operator dronów, który walczył w obwodzie kurskim.

Stas, podobnie jak wielu ukraińskich żołnierzy, w ostatnich dniach przyjmował się nie tyle negocjacjami między Ukrainą a USA, ile rosnącym ryzykiem otoczenia ukraińskich wojsk w obwodzie kurskim.

Przez ostatnie tygodnie żołnierze, którzy brali udział w operacji na terytorium Rosji, otwartym tekstem mówili: czas, by dowództwo podjęło decyzję o wycofaniu.

Nakaz nie nadszedł, a 12 marca w mediach społecznościowych zaczęły krążyć zdjęcia rosyjskich żołnierzy w centrum Sudży, największego rosyjskiego miasta, które kontrolowała Ukraina. Tego samego dnia rosyjskie media poinformowały, że do obwodu kurskiego z pierwszą wizytą od czasu rozpoczęcia ukraińskiej operacji przyjechał Władimir Putin.

Według żołnierzy, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, ukraińskie siły zbrojne wycofały się z Sudży, ale walki nadal trwają w okolicznych wsiach. Jednak wyjście odbyło się w dramatycznych okolicznościach.

- Powtórzyliśmy ten sam błąd, co przy wycofaniu się z Awdijiwki. Dowództwo czekało do ostatniej chwili, aż sytuacja stała się krytyczna. Część jednostek odchodziła w pośpiechu, nie mając możliwości ewakuować ciężko rannych i ciężkiego sprzętu - mówi Oleg, dowódca elitarnej jednostki specjalnej.

- Ci, którzy przeżyli, są wściekli. Mnożą się pytania do dowództwa - dodaje Stas.

LOGISTYKA

Operacja kurska była jednym z największych zaskoczeń trwającej od trzech lat wojny.

6 sierpnia 2024 roku Ukraina sforsowała rosyjską granicę i praktycznie bez żadnych przeszkód zajęła Sudżę oraz okoliczne wsie. Setki rosyjskich żołnierzy trafiło do niewoli, a ukraińskie wojsko w ciągu kilka dni rozszerzyło kontrolowany przez siebie teren do powierzchni 1376 km kilometrów kwadratowych.

Brawurowa operacji wzbudziła zachwyt mediów i podniosła morale w wyczerpanym walkami okopowymi wojsku. Kijów liczył, że ofensywa kurska pomoże mu wyjść z błędnego koła wojny na wyniszczenie. A przede wszystkim da kartę przetargową podczas ewentualnych negocjacji z Rosją.

Jednak w ciągu ośmiu miesięcy zaciętych walk Ukraina stopniowo traciła zajęte terytoria, aż w końcu doszło do gwałtownego załamania się frontu.

- Przełomowym momentem było pojawienie się na froncie żołnierzy z Korei Północnej. Rosjanie dosłownie zarzucili nas mięsem armatnim, zdławili masą. Tak długo atakowali nasze flanki, że w końcu one się posypały. To był dzwonek alarmowy. Wtedy należało wycofać wojska - uważa Oleg.

Rosjanie zaważyli teren kontrolowany przez Ukrainę, a następnie sprowadzili na front najlepiej wyszkolone jednostki operatorów dronów i wzięli pod kontrolę całą logistykę.

Oprócz setek FPV dronów, które bez przerwy kontrolowały cały teatr walk, Rosjanie zaczęli stosować drony na lince światłowodowej, które są odporne na "zagłuszarki" (systemy walki elektronicznej).

- W pewnym momencie przemieszczanie się po głównych drogach w obwodzie kurskim stało się praktycznie niemożliwe. Szanse na dotarcie na pozycje spadły do 50 procent - wspomina Stas.

- Ukraina przegrała bitwę o logistykę - uważa Rusłan Mykuła, jeden z założycieli projektu DeepState, interaktywnej mapy wojny.

Według niego to zadecydowało o losach całej operacji.

- Nie było jak dowieźć amunicję. Ewakuacja ciężko rannych najczęściej kończyła się śmiercią żołnierzy albo medyków, którzy po nich jechali. Lekko ranni tkwili na pozycjach długimi dniami, co powodowało, że stawali się ciężko rannymi. Żaden transport nie docierał na pierwszą linię frontu. Na niektórych pozycjach nie było rotacji od początku roku, a czasem i dłużej. Żołnierze nie mieli amunicji ani dobrej obserwacji z dronów. Pozycję słabły. To była kwestia czasu - mówi Mykuła.

- Co z tego, że masz dwadzieścia armat, jeśli możesz oddać tylko jeden strzał? - mówi Stas.

WYJŚCIE

Stas przeniósł się do innej jednostki, walczącej na południu Ukrainy. Żołnierze, z którymi wciąż utrzymuje kontakty, mówią, że nadal nie dostali oficjalnego rozkazu odejścia z pozycji.

- Rozkazów nie było i prawdopodobnie nie będzie, ale jednostki i tak się wycofują na terytorium Ukrainy, ponieważ nie mają innego wyjścia. Wielu żołnierzy musiało iść na piechotę kilkanaście kilometrów, ponieważ nie było wystarczającej ilości sprzętu, który byłby w stanie ich ewakuować - mówi.

Według Stasa wycofanie się z Sudży odbyło w wielkim chaosie. - To pośpiech, brak łączności. O kimś zapomnieli, kogoś nie zdążyli zabrać. To są zabici, porzuceni ciężko ranni i wzięci do niewoli - opisuje.

Podobny obraz przytacza też Oleg: - Część wychodzi o własnych siłach, inni jeszcze próbują ratować sprzęt. Ponosimy straty. Ci, którzy zdołali dotrzeć do granicy, są wyczerpani i wściekli. Sytuacja jest nerwowa.

U żołnierzy mnożą się pytania do dowództwa. Wielu wytyka politykom, że w czasach, kiedy Sudża była bezpiecznym tyłem, jeździli tu by robić sobie selfi. - Nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu linii logistycznych. A wystarczyłoby rozstawić tunele siatkowe wzdłuż głównych dróg - uważa Stas.

- Jeździłem w bardzo niebezpiecznych odcinkach, na których były siatki przeciwko dronom. To zdawało egzamin - mówi Swiatosław, dowódca jednostki artyleryjskiej, która walczy w obwodzie kurskim.

Według Mykuły tak prosty zabieg, jak ustawienie siatek mogło zmienić losy operacji. - Nie byłoby załamania frontu, gdyby Rosjanie nie przyjęli kontrolę nad logistyką. Teraz dowództwa ugrupowania wojsk "Kursk" musi odpowiedzieć za to zaniedbanie. Przez zbyt długi czas ignorowało pogłębiający się problem z logistyką, tak jak samo pierwsze załamanie się na flankach. Obudzili się, kiedy sytuacja stała się krytyczna, ale wtedy już było zbyt późno.

Za podobne zaniedbanie Oleg uważa dopuszczenie do operacji "Rura". Na kilka dni przed wycofaniem się ukraińskich wojsk z Sudży rosyjscy żołnierze wykorzystali nieczynny gazociąg Urengoj-Pomary-Użhorod, by przeniknąć na przedmieścia. W oficjalnej wersji ukraińskich sił zbrojnych możemy przeczytać, że Ukraina była gotowa na atak i zniszczyła oddział Rosjan, który próbował poruszać się rurociągiem. Jednak dowódca jednego z batalionów walczących w obwodzie kurskim w rozmowie z WP stwierdził, że Rosjanom jednak udało się przeniknąć do miasta.

- Szacujemy, że około 100 Rosjan weszło do Sudży przez rurociąg, co później ułatwiło szturm miasta.

- Każdy wiedział, że Rosjanie mogą go wykorzystać. Raz już wykorzystali tę taktykę podczas walk o Awdijiwkę. I co? Znowu nastąpiliśmy na te same grabie. Szkoda tylko ludzi - mówi Oleg.

- Dowództwo spieprzyło sprawę - podkreśla Stas.

OBRONA

- Wycofanie się z Sudży ciężko nazwać zorganizowanym, ale nie wszystkie jednostki wyszły z dużymi stratami. Część wciąż usiłuje ustabilizować sytuację i przykrywa tych, którzy się wycofują - mówi Mykoła.

Według niego jednak jest za wcześnie, by mówić o całkowitym wycofaniu się ukraińskich wojsk z obwodu kurskiego. Potwierdza to również dowódca batalionu szturmowego, którego jednostka została ściągnięta spod Pokrowska do obwodu kurskiego.

- Dostaliśmy rozkaz ustabilizować sytuację na naszym odcinku frontu - mówi w rozmowie z WP.

U żołnierzy jednak mnożą się wątpliwości zarówno o polityczną sensowność dalszych walk w obwodzie kurskim, jak i zdolność ukraińskich wojsk prowadzić obronę bez dostępu do miasta. Sudża była największym miejscowością, kontrolowaną przez Ukrainę. Bez niej przyczółek w obwodzie kurskim to tylko parę wsi na olbrzymiej mapie Rosji, które ciężko traktować jako kartę przetargową podczas negocjacji.

- Nie widzę dalszego sensu trzymać obrony w obwodzie kurskim. Operacja przejdzie do historii, ona spełniła swoją rolę, a Rosja poniosła ogromne straty, nieporównywalnie wyższe niż nasze. Teraz nastał czas wycofać się z obwodu - uważa Oleg.

Z kolei Stas zwraca uwagę na specyfikę terenu, który ciągnie się od Sudży do ukraińskiej granicy. - Tam nie ma warunków, by trzymać obronę. Za Sudżą są tylko malutkie wioski i pola. Nie ma tam nawet jak się ukryć. Oprócz tego Rosjanie wzięli pod kontrolę ogniową drogę Junakiwka (wieś po stronie ukraińskiej - red.) - Sudża. Każdy pojazd, który tamtędy przyjeżdża, jest atakowany dronami światłowodowymi.

Rusłan Mykuła przypuszcza, że następne dni mogą okazać się dla ostatnimi dla operacji kurskiej. - Jednak nie śpieszyłbym się z wydawaniem przedwczesnych wyroków. Walki trwają i teraz wszystko będzie zależało o tego, czy Ukraina zdoła stworzyć, chociażby małe ramię logistyczne. Siły Zbrojne będą musiały umacniać się na bieżąco, ale jest to wykonalne. Czas pokaże. Chciałbym wierzyć, że dowództwo ma jakiś plan w zanadrzu.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie