Dramatyczna decyzja: strzelił ciężko rannemu w głowę
Uczestnikom każdej wojny przychodzi czasem podejmować dramatyczne decyzje. Jedną z nich jest kwestia dobijania ciężko rannych. "Polska Zbrojna" opisuje przypadki żołnierzy, który zdecydowali się na taki krok. Czy były to "zabójstwa z litości", czy po prostu zabójstwa?
12.03.2012 10:03
Chociaż Polska od niemal dekady uczestniczy w bojowych misjach zagranicznych - w Iraku, a teraz w Afganistanie - to jak dotąd nasi żołnierze nie stawali przed problemem zabijania rannych z litości. Kwestia ta, niezwykle trudna moralnie, wywołała serię dyskusji ekspertów i etyków w Stanach Zjednoczonych, a ostatnio także w Kanadzie. Tam bowiem całkiem niedawno kapitan Robert Semrau został uznany za winnego "haniebnego zachowania". Uwolniono go jednak od zarzutów morderstwa, próby morderstwa i niewykonania obowiązków żołnierskich.
Dopuszczalne morderstwo
W październiku 2008 roku Kanadyjczyk zabił bezbronnego taliba. Ten został ciężko ranny i rzekomo nie było szans na udzielenie mu efektywnej pomocy medycznej. Media określiły to mianem "zabójstwa z litości", chociaż tak naprawdę nie do końca wiadomo, co się wówczas stało. Kapitan Semrau nie zeznawał, a ciała zabitego nie odnaleziono. Żołnierz nie wyjaśnił też, dlaczego tak zrobił. Z zeznań kolegów z oddziału wynikało, że Semrau od samego początku był świadom konsekwencji swojego czynu i nie rozkazał medykom interwencji. Uniknął więzienia, ale został zdegradowany i wyrzucony z wojska. Teoretycznie może się starać o przywrócenie do służby.
Szybko pojawiły się pytania o to, czy faktycznie nie było innego rozwiązania. Czy rozważano w ogóle możliwość udzielenia talibowi pomocy? Czy ten prosił o śmierć? Z materiału wideo wiadomo jedynie, że sojuszniczy afgańscy żołnierze opluli rannego nieszczęśnika i nie byli zainteresowani pomocą. Kanadyjczycy podzielili się na oskarżycieli i obrońców Semraua. Po jego stronie stanął generał Lewis MacKenzie, doświadczony oficer, który działanie kapitana określił mianem "odpowiedniego". Z kolei Michael Beyrs, ekspert od prawa, stwierdził jasno: - Semrau zignorował zasady prawa humanitarnego i kierował się własnym sumieniem.
Wyrok sądu przyczynił się do podtrzymania w kanadyjskim społeczeństwie dyskusji na temat granic wojny i etyki żołnierskiej. Był to w pewnym stopniu dowód, że w systemie prawnym nie uwzględniono tego rodzaju zdarzenia. Z jednej strony zabito bezbronną osobę, ale z drugiej istniały pewne racje moralne. Nie można więc uznać kogoś za niewinnego, bo czyn został popełniony, ale też przewidywana kodeksem kara (w przypadku Kanadyjczyka było to nawet dożywocie) wydaje się zbyt surowa. - Jeśli Semrau nie zabił Afgańczyka, to nie doszło do haniebnego zachowania. Ale skoro został skazany, to znaczy, że sąd uznał go za winnego - zauważa Paul Robinson, oficer w stanie spoczynku zajmujący się etyką. - Jeśli tak, to znaczy, że doszło do morderstwa lub zabójstwa - dodaje.
Ulżyć w cierpieniu
Problem ten dostrzec można także w USA. Amerykańscy żołnierze już w przeszłości mieli podobne dylematy. Choćby w trakcie wojny w Wietnamie, gdy o pomoc medyczną nie zawsze było łatwo. Niedawno sąd wojskowy uznał sierżanta Cardenasa J. Albana za winnego zabójstwa z litości ciężko rannego 16-letniego Irakijczyka. Stwierdzono wówczas, że chłopcu nie można pomóc i najlepszym rozwiązaniem będzie ulżenie jego cierpieniom. Według sądu Alban był winny morderstwa oraz spisku. Po jednodniowym procesie został skazany na rok więzienia, degradację do stopnia szeregowego i wydalenie ze służby za naganne zachowanie. Niewiele jak na morderstwo.
Nie były to przypadki odosobnione. W krótkim okresie oskarżono pięciu amerykańskich żołnierzy o zabicie czterech Irakijczyków. Sierżant Johnny M. Horne za udział w tym samym zdarzeniu co sierżant Alban i morderstwo z litości otrzymał wyrok trzech lat więzienia, który po roku został skrócony. Do 10 lat groziło za morderstwo kapitanowi Rogeliowi Maynuletowi, ale uniknął więzienia, chociaż musiał odejść z wojska. On również służył w Iraku - w czasie jednej z misji uznał, że Irakijczyk jest zbyt ciężko ranny, by mu pomóc. Zabił go strzałem w głowę. Prokurator major John Rothwell nie miał wątpliwości: - Jaką instytucją stanie się US Army, jeśli uzna, że świadome zabicie jest honorowym czynem?
Teoretycznie problemu nie ma, bo zabijanie nieuzbrojonych i rannych - nawet z litości - jest niedozwolone w świetle konwencji genewskich. Motywacja nie ma tutaj znaczenia. Prawo nie mówi jednak o tym, co powinien zrobić żołnierz na polu walki, w konkretnej sytuacji, gdy staje naprzeciw ciężko rannej osoby, której nie może pomoc. Dobić, czy pozwolić, by sama umarła w cierpieniu? A jeśli nie zabijać, to zostawić samą? W tej kwestii nie ma zgody, przynajmniej na gruncie etycznym. Pięć powodów
Podpułkownik doktor Peter Bradley, kanadyjski specjalista od psychologii i etyki z 33-letnim stażem wojskowym komentujący sprawę kapitana Semraua, wskazał pięć zasadniczych powodów, dla których żołnierz może chcieć dokonać zabójstwa z litości.
Pierwszy to chęć skrócenia cierpień rannemu nieszczęśnikowi. Tutaj decydują motywy etyczne - daje o sobie znać empatia. Kanadyjska prasa pisała, że pomiędzy żołnierzami różnych narodowości istnieje niepisana zasada zezwalająca na dobicie w takiej sytuacji. - Kto jednak ma pewność, czy akurat ten ranny zgodził się na to? - pyta retorycznie Bradley, powołując się na wywiad z dwoma kanadyjskimi żołnierzami rannymi w Afganistanie. Jeden przychylił się do słuszności istnienia takiego porozumienia, ale drugi już nie.
Kolejny powód to chęć zlikwidowania sytuacji stresowej dla własnego oddziału, który jest narażony na traumatyczny widok. Co innego oglądać zwłoki, nawet mocno zdeformowane, a co innego być obserwatorem dramatycznego zdarzenia, jakim jest bolesna śmierć.
Trzeci powód to sytuacja, w której sprawca zabójstwa obawia się, że ktoś odnajdzie rannego, a ten złoży obciążające zeznania - choćby o tym, że nie udzielono mu pomocy medycznej. Brak rannego to brak problemu.
Czwartym argumentem jest chęć ukończenia zadania bez opóźnienia spowodowanego przez rannego, a piątym - chęć zemsty. Większość motywów nie ma więc wiele wspólnego z empatią i racjami humanitarnymi.
Granice etyki
Zdaniem Bradleya w praktyce żaden z powodów i żadna sytuacja nie usprawiedliwia zabójstwa z litości. - Najbardziej etyczną reakcją nie jest zabicie, lecz udzielenie rannemu możliwej pomocy medycznej, ulżenie mu w cierpieniu aż do jego śmierci lub też ewakuacji do szpitala - wyjaśnia. Zwraca jednak uwagę na to, że istnieją sytuacje, w których opuszczenie rannych (tak zwana bierna eutanazja) jest moralnie dozwolone. Choćby słynny rajd pod Dieppe w sierpniu 1942 roku. Wtedy zostawiono rannych, bo brakowało łodzi do ich ewakuacji, a udzielenie pomocy pod ostrzałem spowodowałoby dodatkowe straty. Wynika z tego, że w sytuacjach specjalnych - głównie bezpośredniego zagrożenia dla oddziału - można zostawić cierpiących, ale ich nie zabijać (czynna eutanazja). - Pozbawienie kogoś życia na jego prośbę to nadal morderstwo - uważa Michael Gross, wykładowca Uniwersytetu w Hajfie, były żołnierz izraelski.
Trudno nie przyznać, że dyskusje teoretyków - nawet najlepszych etyków - oraz rozprawy sądowe żołnierzy oskarżonych o zabójstwo z litości są prowadzone na chłodno, a w momencie pozbawiania życia rannych nie brakowało emocji i stresu, często trudnych dylematów moralnych. Nie było czasu na zaglądanie w kodeks ani tym bardziej odwoływanie się do wielkich filozofów. Łatwo jest oceniać zachowania innych, siedząc w fotelu, w bezpiecznym kraju. Z drugiej jednak strony żołnierze muszą pamiętać, że postępowanie zgodne z własnym sumieniem może ich wiele kosztować. Sumienie to jedno, a prawo to często coś zupełnie innego.
Robert Czulda, "Polska Zbrojna"