Drakula był Polakiem. I wszyscy inni też
Kim możemy się szczycić, a do kogo lepiej się nie przyznawać?
Matka Boska voodoo była Polką
- Bogini piękna, miłości i płodności z panteonu kultu voodoo wyglądem przypomina Matkę Boską Częstochowską. Jak to możliwe? - pyta Adam Węgłowski. Kluczem do zagadki są zbuntowani niewolnicy z Afryki oraz polscy legioniści wysłani na Karaiby...
"Na jakiej zasadzie Haitańczycy skojarzyli Erzulie Dantor - jeden z aspektów bogini piękna i płodności Erzulie - z jasnogórską Czarną Madonną, czyli jedną z ikon Matki Boskiej? Jak się okazuje, łącznik między nimi mógł być tylko jeden. To ponad 5 tys. polskich żołnierzy, których w latach 1802-1803 wysłał z Europy Napoleon, by zdławili bunt na San Domingo.
(...) Wyznawcy voodoo od dłuższego czasu oddawali cześć swoim bóstwom, skrytym pod postacią chrześcijańskich świętych. Erzulie Dantor też musiała znaleźć jakiś odpowiednik. Żadna ze śnieżnobiałych świętych dziewic do niej nie pasowała. Za to Czarne Madonny - a Matka Boska Częstochowska jest jedną z wielu takich w Europie - już tak (przecież Haitańczycy nie wiedzieli, że Jasnogórska Pani nie zawsze była aż tak ciemna: to warstwy werniksu, jakimi pokrywano malowidło podczas kolejnych konserwacji, tak z czasem ściemniały; być może swoje zrobiła również sadza ze świec, która gromadziła się na obrazie).
Spośród innych Czarnych Madonn, jasnogórska wyróżnia się blizną na twarzy. Ten drobiazg mógł mieć kolosalne znaczenie dla miejscowych. Jak wskazał mi antropolog i kurator sztuki Sebastian Rypson, rana na policzku przypominała tradycyjne blizny, jakie wycinały sobie na ciele niektóre afrykańskie plemiona" - tłumaczy autor książki "Bardzo polska historia wszystkiego".
(evak)
Na zdjęciu: wizerunek Erzulie Dantor ze zmarłą tragicznie córeczką i "veve" ukazującym serce przebite sztyletem.
Czarna kobieta z blizną
Czarna kobieta z blizną świetnie wpisywała się więc w afrykańskie tradycje. "Tymczasem z zachowania Polaków, którzy przywieźli ze sobą wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej na San Domingo, miejscowi niechybnie wywnioskowali, że tajemnicza postać z dzieckiem i w koronie ma moc, charyzmę i siłę. Pozostało tylko poddać ją metamorfozie w karaibsko-afrykańskim duchu, czyli 'włączyć' w świat voodoo".
Jest coś jeszcze, co łączy oba malowidła. Wizerunki Erzulie Dantor i Matki Boskiej Częstochowskiej jednakowo odgrywały też rolę polityczną. W 1991 roku, podczas puczu wojskowego na Haiti, wizerunki Erzulie pojawiły się w drzwiach domów Haitańczyków modlących się, by junta upadła jak najszybciej. Analogicznie było nad Wisłą, za czasów PRL.
W rocznicę tysiąclecia chrztu Polski po kraju miała pielgrzymować kopia jasnogórskiego obrazu. Jednak komunistyczne władze nie chciały się na to zgodzić i... 'aresztowały' malowidło. Po kraju krążyły więc puste ramy, przed którymi klękali rozmodleni wierni. Potem, w czasach Solidarności, wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej pojawiał się na opozycyjnych ulotkach i plakietkach, znaczek z nim nosił Lech Wałęsa. I to także w latach 80. wśród Polaków krążyły plotki, że na obrazie pojawiła się kolejna, krwawiąca blizna. Tak Królowa Polski miała reagować na cierpienia Polaków ciemiężonych przez komunistyczną dyktaturę i dręczonych widmem atomowej zagłady, zagrażającej ludzkości podczas zimnej wojny" - pisze autor.
Na zdjęciu: współczesne wyobrażenie Czarnej Madonny.
Stalin był Polakiem?
Dlaczego "czerwony car" przypomina na portrecie pewnego sławnego podróżnika? Kto był ojcem Stalina? Kogo odzyskamy dla Polski dzięki naszemu śledztwu?
I sekretarz radzieckiej partii komunistycznej Nikita Chruszczow powiedział w 1962 roku Władysławowi Gomułce, że Stalin był Polakiem. Jego ojcem miał być hrabia Mikołaj Przewalski, który podczas swoich podróży po Gruzji poznał ubogą chłopkę. To po ojcu Stalin miał odziedziczyć majestat i spojrzenie, o którym pisano, że "do dzisiaj przejmuje niektórych dreszczem".
"Jest styczeń 1962 roku. Rządzącą w Polsce ekipę Władysława Gomułki odwiedza Wielki Brat z Moskwy - I sekretarz radzieckiej partii komunistycznej Nikita Chruszczow, następca Stalina. Notable i ich świta umilają sobie czas polowaniem w Białowieży. Bawią się na całego, i to tak niefrasobliwie, że idzie z dymem zabytkowy białowieski Domek Myśliwski, pamiętający jeszcze czasy carskie. Lecz nie tylko o zabawę w tym spotkaniu chodzi. W drodze na polowanie polscy towarzysze zasypują Chruszczowa pytaniami o destalinizację. Dopytują go o poprzednika, którego 'błędy i wypaczenia' odważył się ujawnić. W końcu Chruszczow nie wytrzymuje: 'Co wy tak się uparliście na tego Stalina? Przecież to był Polak'.
Stalin - czyli Józef Wissarionowicz Dżugaszwili - Polakiem? To brzmi jak kiepski dowcip. Ale świadkiem wspomnianej rozmowy był milicyjny generał Franciszek Szlachcic, człowiek wpływowego ministra Mieczysława Moczara. Relacjonując to w 1988 roku dziennikarzowi 'Wprost', Markowi Zieleniewskiemu, wciąż nie krył emocji. 'Opowiedziałem o tej rozmowie Moczarowi - nie uwierzył, napomknąłem Cyrankiewiczowi. - Jeszcze nam tego brakowało - skomentował. Nie dawało mi to jednak spokoju i będąc w Moskwie zacytowałem słowa Chruszczowa pewnemu staremu czekiście. - To nie żart - zaśmiał się. I opowiedział, jak to znany badacz Azji polskiego pochodzenia, hrabia Przewalski, poznał ubogą Gruzinkę. Ta prosta dziewczyna urodziła dorodnego chłopaka. Była jednak zbyt niskiego stanu, aby liczyć na dozgonne więzy z hrabią, więc szybko znaleziono dla niej męża. Był nim biedny szewc-pijaczyna. Nazywać się miał Dżugaszwili.
Potem Szlachcic otworzył przed dziennikarzem encyklopedię, a następnie porównał zdjęcia Przewalskiego i Stalina. Zwrócił szczególną uwagę na spojrzenie, o którym radziecki tygodnik 'Ogoniok’ napisał: 'Pamięć tego wzroku do dzisiaj przejmuje niektórych dreszczem’... - czytamy w książce "Bardzo polska historia wszystkiego".
Frankenstein był Polakiem
Sztuczny człowiek, ożywiony kabalistycznym zaklęciem, wziął się z polskiej ziemi. Podobnie mogło być z innym przerażającym monstrum - Frankensteinem.
"'Dziecko', które w zamierzeniu potworem wcale być nie powinno. Miało przynieść światu postęp, sobie - szczęście, a swemu twórcy - sławę. Stało się jednak inaczej. Zszyta ze zwłok, ożywiona ludzka hybryda była tak niekształtna i odrażająca, że wszyscy od niej stronili, a w osamotnionym nieszczęśniku zrodził się gniew, który skierował przeciw swemu twórcy. (...) Tę historię grozy zawdzięczamy Mary Wollstonecraft Godwin, która wpadła na pomysł powieści 'Frankenstein, czyli nowoczesny Prometeusz' podczas swoistego konkursu artystycznej bohemy latem 1816 roku w willi Diodati nad Jeziorem Genewskim.
Co siedziało w głowie Mary, że stworzyła tak przerażającą historię? Czy coś przeżyła, coś ją zainspirowało poza gotyckimi opowieściami grozy? Na pewno była zorientowana w tym, co działo się wówczas w nauce. Popularne były eksperymenty z 'galwanizmem', czyli energią elektryczną. Skoro udka nieżywych żab kurczyły się pod wpływem impulsu jak żywe, to - jak zastanawiała się Mary w przedmowie książki - 'może również martwe ciała da się ożywić?'
Shelley napisała, że w willi Diodati towarzystwo raczyło się rozmaitymi opowieściami grozy, pochodzącymi z różnych stron Europy. Jedna z nich mogła pochodzić z miasta Frankenstein. Do 1945 roku taką nazwę nosiły dzisiejsze Ząbkowice Śląskie. W XVII wieku doszło we Frankenstein do afery ze zwłokami. Informacje o niej przetrwały w kronice 'Annales Frankostenenses', w kazaniach tamtejszego pastora Heinnitza oraz w gazecie 'Newe Zeyttung' z Augsburga. Sprawa wyglądała następująco: kiedy w 1606 roku wybuchła w mieście epidemia dżumy, władze przeprowadziły śledztwo, podczas którego ustaliły, że to miejscowi grabarze rozprzestrzeniali zarazę, skuszeni wizją krociowych zysków. Wykopywali oni trupy ofiar dżumy, a potem podrzucali kawałki zwłok i spreparowany z nich proszek - do domów niezarażonych mieszkańców. Grabarze i ich wspólnicy stanowili wyjątkowo odrażającą bandę, której nawet monstrum Frankensteina nie dorównywało" - zdradza autor.
Drakula był Polakiem
Drakulę ze słynnej powieści Brama Stokera ścigał łowca wampirów van Helsing. Tymczasem w realnym świecie działał niejaki Helwing - pastor i przyrodnik z Mazur. W "wampirach", z którymi on miał do czynienia, płynęła polska krew! Ba, także historyczny, nie powieściowy, Drakula miał pewne związki z Polską...
"Nie ulega wątpliwości, że pierwowzorem literackiego i filmowego hrabiego Drakuli z Transylwanii był władca Wołoszczyzny Wład III Palownik (1431-1476). Wołoszczyzna to kraina leżąca w dzisiejszej Rumunii, podobnie jak Transylwania, inaczej zwana Siedmiogrodem. O tereny te w XV wieku toczyły zażarte walki chrześcijańskie Węgry i muzułmańska Turcja, a i Polska miała w nich swój udział. Wład III zyskał przydomek Palownika, bo znany był z masowego nabijania jeńców i przestępców na pal. Lecz jednocześnie nosił też inne przezwisko, dziś tak słynne: Drakula. Otrzymał je jako syn Włada II, który nosił przezwisko Drakul. 'Drakula'; to dosłownie 'syn człowieka o imieniu 'Drakul', zaś sam 'Drakul' oznaczał na Wołoszczyźnie smoka lub diabła. Czyli Drakula to 'syn smoka' lub 'syn diabła'.
W żyłach obu Drakulów płynęło prawdopodobnie trochę krwi Giedyminowiczów, czyli rodu, z którego wywodzili się Jagiellonowie, Wład II Drakul był bowiem synem Mirczy Starego, urodzonym (jak sugeruje historyk i genealog prof. Jan Tęgowski) ze związku ze stryjeczną siostrą Władysława Jagiełły - Ryngałłą Anną. Zdaniem bałkanistki prof. Ilony Czamańskiej, hipoteza Tęgowskiego znalazła już pewne potwierdzenie, bo w jednym z monasterów w Kosowie znaleziono portret Mirczy z żoną imieniem Anna. Te koneksje sprawiają zaś, że moglibyśmy spojrzeć na Drakulę nieomal jak na krajana, skoro miał rodzinne związki z dynastią rządzącą Polską" - dowiadujemy się z książki.
Indiana Jones był Polakiem
Mamy swój wkład w postać najsłynniejszego filmowego archeologa-awanturnika.
"Egipt, naziści, wyścig po starożytne skarby - to kluczowe motywy związane z 'Poszukiwaczami zaginionej Arki’. Nasz badacz, prof. Kazimierz Michałowski, zebrał podobne doświadczenia. Miał coś z Indiany Jonesa. Z bronią był obeznany, bo kiedy studiował we Lwowie, w odradzającej się po rozbiorach Polsce, wielu studentów przychodziło na wykłady z pistoletami w kaburach przy pasach. Przed palącym egipskim słońcem krył się pod dużym kapeluszem. Nie przepadał za miejscowymi wężami, którymi często straszono archeologów. Podczas wykopalisk zetknął się też z badaczami-nazistami.
'Hermann Junker był jezuitą (...) Jak mógł on z tym pogodzić swoje niewątpliwe podówczas sympatie dla hitleryzmu, pozostaje dla mnie zagadką’ - pisał we 'Wspomnieniach’ Michałowski. Starał się zrozumieć kolegę po fachu, ale rzeczywistość była ponura: 'Faktem jest, że w jego gabinecie na biurku stała wielka fotografia jakiegoś esesmana z przepaską ze swastyką na ramieniu i że na zebraniach u niego można było spotkać zakamuflowanych w cywilu niemieckich oficerów, zapewne przebywających w Kairze w misji szpiegowskiej. Junker, który kopał wtedy w Merimde, odwiedzał też moje wykopaliska w Edfu'.
Polska misja w Edfu odkryła w latach 30. m.in. ceramikę i stele grobowe. Michałowski zaobserwował, że odnalezione mastaby egipskich wielmożów połączone były z systemem fortyfikacji miasta, a nie pozostawione na uboczu, jak zwykle robiono.
W 1960 roku odnalazł rzymskie ruiny w Aleksandrii. Egipska prasa była tak podekscytowana, że przypisała mu odkrycie jednego z najbardziej poszukiwanych skarbów starożytności, grobowca Aleksandra Wielkiego. Polski archeolog legendarnego grobowca nie odkrył, a miejsce wiecznego spoczynku jednego z największych zdobywców w historii do dziś stanowi trudną do rozwikłania tajemnicę.
Michałowski, tak jak Indiana Jones, poznał prawdziwe sławy: odkrywcę grobu Tutanchamona Howarda Cartera czy pisarkę Agathę Christie, żonę archeologa Maxa Mallowana. Lubił kryminały i filmy o Bondzie. Jednak 'Poszukiwaczy zaginionej Arki’ nie miał szansy zobaczyć, a pewnie by mu się ten film spodobał. Niestety, Michałowski zmarł 1 stycznia 1981 roku" - dowiadujemy się z książki.
Kolumb był Polakiem
Odkrywcę Nowego Świata otacza wiele tajemnic. Czy był Jagiellonem? Nawet jeśli nie, to... mógł się za niego uważać!
"Amerykańsko-portugalski badacz Manuel Rosa w książce 'Kolumb. Historia nieznana’ odważył się zasugerować, że Kolumb to syn Henryka Alemao/Władysława Warneńczyka! Na początek zdecydowanie podważył powszechnie funkcjonującą tezę, jakoby odkrywca Ameryki był prostym synem tkacza, Genueńczykiem, który został żeglarzem i zrobił karierę w służbie Hiszpanii po tym, jak nie chcieli go Portugalczycy. Okazuje się, że ów plebejusz z Genui swobodnie czuł się na królewskich dworach, wżenił się w bogatą portugalską rodzinę Perestrello (jego teść zarządzał wyspą Porto Santo w archipelagu Madery) i znał język portugalski tak perfekcyjnie, jakby używał go od urodzenia. I to Portugalia jest jedynym krajem, co do którego możemy mieć pewność - dzięki zachowanym dokumentom - że Kolumb mieszkał w nim przed wyprawą do Nowego Świata.
Manuel Rosa zwrócił uwagę na nieco 'słowiańską' karnację odkrywcy Ameryki (niebieskie oczy i jasna cera), wżenienie się w dobrą oraz podobieństwo kotwic w jego herbie do krzyża Jagiellonów. 'Oryginalny herb Kolumba przedstawiał pięć złotych kotwic w błękitnym polu. Herb Jagiellonów to podwójny złoty krzyż w błękitnym polu. Kotwic i krzyży używa się w heraldyce zamiennie. Zmieniono je, aby ukryć pokrewieństwo z Jagiellonami. Ta skrywana tożsamość to drugie podobieństwo między Władysławem - Henrykiem Alemao a Kolumbem’ - wyjaśniał mi w rozmowie Manuel Rosa. Jego zdaniem Kolumb to nie kto inny jak ów syn Henryka Alemao, który wcale nie zginął przygnieciony spadającym masztem" - tłumaczy Węgłowski.
Wielu ma "Polaka pod skórą"
"Losy Polski i Polaków są tak zagmatwane, a historia tak dała nam się we znaki, że czasem nawet nie wiemy (bądź nie pamiętamy) o wielu postaciach z polskimi korzeniami i wątkach historycznych mających polskie konotacje" - pisze Węgłowski we wstępie książki.
Autor wybrał kilka znanych postaci i na ich podstawie ich życiorysów pokazał, że wystarczy wziąć jakikolwiek temat z historii powszechnej i można się w nim dokopać do polskich korzeni. My do galerii wybraliśmy kilka postaci. Przeczytajcie książkę i sprawdźcie, kto jeszcze ma "Polaka pod skórą".
(evak)
Książka Adama Węgłowskiego "Bardzo polska historia wszystkiego" jest do kupienia na: znak.com.pl .